Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Polska rusza z motyką na igrzyska

Przemek Franczak
Siedziałem w domu i tak nagle, ni stąd ni zowąd, rozmarzyłem się. Wyobraziłem sobie Kraków w zimie 2022 roku, a ściślej - w okolicach lutego, śnieg skrzący się w świetle ulicznych lamp, roześmianych ludzi i odświętnie przystrojony stadion Wisły, perłę nowoczesnej architektury, wyszykowany na otwarcie zimowych igrzysk olimpijskich. Jeszcze mocniej zacisnąłem powieki, żeby go lepiej dojrzeć. Tak, za dziewięć lat ten funkcjonalny obiekt, symbol miasta o wizjonerskiej, lekkiej konstrukcji będzie jeszcze bardziej perlasty, jeszcze nowocześniejszy, no, po prostu zatkamy nim światu usta. Duma tak mnie wewnętrznie rozparła, że aż otworzyłem oczy. O cholera, poszło 0,5 wiśniówki.

Na trzeźwo myślę, niestety, bardziej pragmatycznie. Krzesanie u mnie olimpijskiego entuzjazmu idzie więc bardzo opornie, a uścisk dłoni premierów Polski i Słowacji, pieczętujący współpracę w staraniach o igrzyska - a więc i samą ideę - nie jest w stanie wywołać euforii. Co zrobić, tak już mam, bo wrodzona podejrzliwość podpowiada mi, że koszt walki o prawo organizacji tej imprezy, a potem ewentualnych skutków zwycięskiej kampanii, kalkulowany jest inaczej niż każdy sądzi. Nie polega on, co podpowiadałby rozsądek, na dodawaniu do siebie kwot potrzebnych na promocję oferty i konieczne inwestycje, a potem skonfrontowaniu ich z możliwościami finansowymi państwa. Gdyby tak było, nikt przy zdrowych zmysłach z motyką na igrzyska by się nie rzucił. Nie z rosnącym długiem publicznym, potencjalnie źle oszacowanym deficytem budżetowym, ryzykiem recesji na karku, czyli w sytuacji wymagającej wprowadzenia działań wyjątkowych i społecznie niepożądanych: oszczędności, wyższych podatków, prawdopodobnego skoku na OFE etc. Wychodzi więc na to, że olimpijska idea pomyślana jest jako środek przeciwbólowy na trudne czasy dla narodu i wzmagający sondażową potencję dla rządu. Kryzys? Jaki kryzys, nie narzekajcie, przecież my tu olimpiadę robimy i kolejny skok cywilizacyjny. Erzatc dobrobytu.

Im bardziej nas przekonują, że ten projekt ma sens, to ja tym mniej w nim tego sensu dostrzegam. Obiektywnie rzecz biorąc, na dziś nasza oferta wygląda beznadziejnie. Pal sześć ten stadion, który nie nadaje się do niczego poza wyburzeniem, gorzej, że za rzuconym z ułańską fantazją hasłem: "zróbmy to, będzie fajnie" nie kryje się żadna szersza wizja. Taka jak np. u londyńczyków, którzy przy okazji letnich igrzysk zrewitalizowali całą dzielnicę Stradford. My robimy to po polsku: trzeba wybudować halę do łyżwiarstwa szybkiego? Aha, no to gdzieś ją postawimy. Tor bobslejowy? Znajdzie się miejsce. O tym, że z naszego punktu widzenia obie te inwestycje są zupełnie bezsensowne, już nikt nie wspomina. Zło konieczne, za które zapłacimy kilkaset milionów złotych. Poza tym co to za igrzyska, jeśli w ich centrum - w tym wypadku w Krakowie - organizowano by tylko zawody w łyżwiarstwie figurowym, szybkim, short-tracku i curlingu. Śmiech na sali. To tak, jakby robić igrzyska, nie robiąc ich wcale. Wszystko co najważniejsze odbywałoby się od stu do 180 km na południe.

Słowakom się nie dziwię, że wchodzą w to przedsięwzięcie w ciemno. Nie dość, że to my bierzemy ich na barana, to oni jeszcze, pozbawieni ciężaru odpowiedzialności głównego organizatora, ściągają ze stołu najlepsze kąski. I - w odróżnieniu do nas - nie przeinwestują. Wezmą najbardziej popularne zimowe dyscypliny: narciarstwo alpejskie (z konieczności, u nas nie ma odpowiednich stoków) i hokej na lodzie (oddajemy go z pocałowaniem ręki, jeśli zgodzi się MKOl). Stację narciarską w Jasnej mają w zasadzie gotową, nowe hale do hokeja, ich narodowego sportu, też się nie zmarnują. Czysty zysk, zwłaszcza, że to do nich kibice będą walić drzwiami i oknami, a nie na curling do Krakowa. My damy markę i parę miliardów dolarów, a zarobią Słowacy.

Dlatego po cichu liczę, że MKOl uwali nasz wniosek od razu i nie przyjmie polskiej aplikacji (z uwagi choćby na absurdalne odległości, które musieliby pokonywać kibice i dziennikarze). Zaoszczędzilibyśmy wtedy tak na oko ze 150 mln złotych potrzebnych na promocję kandydatury. A co będzie, uprzedzę ewentualne pytania, jeśli Kraków jakimś cudem wygra? Łatwe pytanie. To dopiero wtedy stanie się prawdziwa tragedia.

Możesz wiedzieć więcej!Kliknij, zarejestruj się i korzystaj już dziś!

Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!
"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska