29 maja, godz. 22. Na ul. Konstytucji 3 Maja w Bochni dwóch mężczyzn wchodzi na przejście dla pieszych. Kątem oka widzą jadącego opla astrę, ale nie przeczuwają nic złego - są przecież na "zebrze". Samochód jednak nie zatrzymuje się i uderza w jednego z nich.
- Drugi zeznał, że impet uderzenia był tak duży, iż poszkodowany przeleciał w powietrzu kilka metrów - relacjonuje sędzia Piotr Sajdera, przewodniczący Wydziału Karnego w Sądzie Rejonowym w Bochni.
Wypadek nie zrobił wrażenia na kierowcy, który nie zatrzymał się, by pomóc. Według relacji kolegi poszkodowanego, nawet przyspieszył.
Potrącony 50-latek trafił z ciężkimi obrażeniami do bocheńskiego szpitala. Miał m.in. liczne złamania, potłuczoną klatkę piersiową, odmę płuc. - Po przywiezieniu do szpitala umieszczono go pod respiratorem. Lekarze zeznali, że początkowo jego stan był tak ciężki, iż istniało realne zagrożenie życia - dodaje sędzia Sajdera.
Kierowca - Adam J. z jednej z podbocheńskich miejscowości - niedługo po wypadku zadzwonił roztrzęsiony do swojej dziewczyny. Ta miała go przekonywać, że pewnie nie potrącił człowieka, tylko jakieś zwierzę. Radziła, żeby nie przyznawał się do niczego - bo być może sprawa przejdzie bez echa. Zaoferowała mu także pomoc w przechowaniu uszkodzonego auta.
Stało się jednak inaczej - policja błyskawicznie poprosiła o pomoc w szukaniu kierowcy lokalne media. Bała się, że sprawca szybko naprawi samochód i będzie nie do wykrycia.
Adam J. przyznał w czasie rozprawy, że przez cały czas śledził doniesienia prasowe. Równocześnie naprawiał samochód. Kupił nową szybę, wymienił kierunkowskazy, wyprostował słupek. Złożył nawet podanie do bocheńskiego starostwa z prośbą o wydanie nowej naklejki z numerem rejestracyjnym na szybę. Nie podał jednak przyczyny uszkodzenia poprzedniej.
- W czasie rozprawy próbował się tłumaczyć, że był w szoku, dlatego się nie zatrzymał, a potem ukrywał. Mimo jednak tego "szoku" działał bardzo racjonalnie. Naprawiał samochód, załatwiał formalności... - kwituje sędzia.
W sprawie Adama J. zapadł już prawomocny wyrok. Został skazany 2 lata pozbawienia wolności w zawieszeniu na 4 lata okresu próbnego pod dozorem kuratora. Musi też zapłacić 5 tys. zł nawiązki dla poszkodowanego, który do tej pory się leczy.
Dziewczynie J., Barbarze G., postawiono zarzut pomocy (ukrywanie samochodu, pożyczenie pieniędzy na części). Wyrok zapadnie za kilka dni.
W szpitalu zlekceważono zgwałconą pacjentkę? Prokuratura sprawdza
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!