Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Potrącił śmiertelnie dwie osoby. Nadal jest w policji

Katarzyna Janiszewska
Do wypadku w Maszkowicach doszło w zeszły czwartek, o godz. 5.20 nad ranem
Do wypadku w Maszkowicach doszło w zeszły czwartek, o godz. 5.20 nad ranem Stanisław Śmierciak
Artur S. ma 37 lat, opinię fachowca i doświadczenie 18 lat pracy w policji. Ma też kłopoty, bo w ciągu półtora roku śmiertelnie potrącił na drodze dwie osoby. Najpierw 9-letniego chłopca, a tydzień temu 62-letnią kobietę. Na razie nie spotkały go żadne konsekwencje prawne i dyscyplinarne. Z naszą reporterką nie chciał rozmawiać o sprawie. Trzasnął jej drzwiami przed nosem.

Nowosądeckie: policjant śmiertelnie potrącił kobietę

Nadkomisarz Artur S. ukończył studia w Wyższej Szkole Prawa i Administracji w Rzeszowie. Służbę zaczynał w Zakopanem. Od 2002 roku pracował w Centralnym Biurze Śledczym, gdzie zajmował się głównie walką z przestępczością zorganizowaną. W Krościenku jest od grudnia 2008 roku - został tam komendantem komisariatu. Na co dzień mieszka gminie Grybów, 60 km od miejsca pracy. Dojeżdża tam codziennie autem.

Tak właśnie było latem 2011 r. Artur S. jechał przez gminę Piątkowa. 9-letni Wojtuś szedł poboczem z grupką kolegów. Później biegli stwierdzili, że dziecko wtargnęło na jezdnię. Nie dopatrzyli się winy policjanta. A sądecka prokuratura umorzyła śledztwo.

Rodzina chłopca walczyła i odwołała się od tej decyzji. Postępowanie podjęto ponownie w lutym 2012 roku. Ale śledczy po raz drugi zamknęli sprawę - i tym razem nie znaleźli podstaw do postawienia zarzutów policjantowi.

Rodzice wystąpili więc z prywatnym aktem oskarżenia przeciwko Arturowi S. Twierdzą m.in., że biegli źle oszacowali prędkość, z jaką jechał samochód policjanta. Chcą też wiedzieć, czy komendant nie naruszył zasady ograniczonego zaufania, widząc dzieci koło drogi. Artur S. twierdzi, że wziął je za dorosłych.

Proces w tej sprawie ma się odbyć w marcu br. przed Sądem Rejonowym w Nowym Sączu. Ta bulwersująca sprawa jeszcze się nie zakończyła, a komendant z Krościenka znów uczestniczył w tragedii.

I znowu chodzi o wypadek drogowy ze skutkiem śmiertelnym. 7 lutego br. Artur S. siedział za kółkiem, gdy w miejscowości Maszkowice, w połowie drogi do domu, potrącił starszą kobietę. Zmarła w szpitalu.

Ofiarą jest 62-letnia Maria Łatka, emerytka, która codziennie rano chodziła do kościoła. Dużo się modliła - o zdrowie, pomyślność rodziny. Mieszkała z bratem w Maszkowicach, wiosce pomiędzy Łąckiem, a Nowym Sączem.

W czwartek 7 lutego br. obudziła się o świcie, żeby się wyszykować. Cały dom jeszcze spał. Msza zaczynała się o szóstej, ale do kościoła w Jazowsku są ze dwa kilometry, trzeba podjechać busem, a wcześniej kawałek dojść na przystanek. Chodziła już wolniej, miała swoje lata i zdrowie też nie najlepsze. Ubrała się: płaszcz, czapka, ciepłe buty.

Komendant Artur S. wracał tego dnia po nocnej zmianie na komisariacie w Krościenku, był trzeźwy. Od czterech lat, dzień w dzień przemierzał tę drogę, 60 km w jedną stronę. Znał dobrze trasę. Na takich trasach - można powiedzieć - jeździ się na pamięć. Długa prosta, porządny asfalt, szeroka szosa, zachęca by mocniej wcisnąć pedał gazu. Do domu zostało mu 30 km.

Tego dnia przyszła zadymka, wielka, jakiej jeszcze tej zimy nie było. Oblodzony asfalt przysypała warstwa śniegu. Ledwo co widać. Koła tracą przyczepność przy gwałtowniejszym ruchu kierownicą, hamowanie nic nie daje. Było ciemno, a śnieg nie przestawał sypać.

Maria Łatka już dostrzegła z daleka przystanek. Minęła niewielką romską osadę, była już przy głównej drodze. Teraz musi przejść na drugą stronę ulicy i...

Nikt nie widział wypadku. Nie było świadków. W policyjnej notatce pojawiło się zdanie, że starsza pani szła po niewłaściwej stronie drogi. Samochód nadjechał z tyłu, nie mogła go widzieć.

Brata pani Marii obudził kolega. Powiedział, że siostra potrącona przez auto leży na drodze. Wyskoczył, jak stał, nawet się nie ubrał. Kiedy dobiegł na miejsce siostrę zabierała karetka.

- Siostra nie była już młodą osobą, która nagle mogłaby wtargnąć na ulicę i wejść pod koła - zaznacza brat. Chodziła wolno, ale była bardzo ostrożna. Zawsze rozglądała się, czy nic nie jedzie. Jeśli nawet z daleka widziała auto, wolała poczekać, bo znała swoje siły.

Auto komendanta miało stłuczony reflektor od strony kierowcy, zerwaną wycieraczkę. Artur S. nadal pracuje na swoim stanowisku. Teraz kuruje się w domu na zwolnieniu lekarskim. - Źle znosi to, co się stało, gorzej się poczuł, jest w kiepskiej formie psychicznej - informuje jego zwierzchnik.

- Ja wiem, że policjant zawsze jest na cenzurowanym i taki wypadek będzie tłumaczony na jego niekorzyść - uważa Dariusz Nowak, rzecznik małopolskiej policji. Dodaje, że w świetle prawa Artur S. jest niewinny. Nie postawiono mu zarzutów, nie ma więc podstaw, by go karać dyscyplinarnie. Nie zabrano mu prawa jazdy.

- Wiem, jak to wszystko wygląda w odbiorze społecznym - przyznaje Beata Stępień-Warzecha, rzeczniczka Prokuratury Okręgowej w Nowym Sączu, która nadzorowała oba postępowania karne. My jednak opieramy się na dowodach, ekspertyzach. Jeden biegły może się pomylić. Ale przy pierwszym wypadku były dwie opinie. Na miejscu drugiego też pracował biegły, prokurator. Czekamy na wynik ich ustaleń. Pracuję w prokuraturze 20 lat i zetknęłam się już z podobnymi sytuacjami. Osobami, które spowodowały kilka groźnych wypadków, a były niewinne. Taki nieszczęśliwy splot okoliczności.

Prof. Zbigniew Nęcki, psycholog z UJ: Zdarzają się sytuacje, kiedy kierowca nie jest w stanie wszystkiego przewidzieć. Nawet śmiertelny wypadek nie eliminuje człowieka, ale daje sygnał, że powinien być wyjątkowo ostrożny. Drugi wypadek wskazuje, że sygnał zlekceważył. Nadal jeździ ryzykownie. Bezkarność wynikająca z funkcji społecznej, jaką pełni, jest nie- dopuszczalna.

- Jako policjant powinien być wzorem, a jest antywzorem. Powinno się go oceniać surowiej, a traktowany jest łagodniej. Może jest absolutnie niewinny, tego nie wiemy. Ale do wyjaśnienia sprawy przełożony powinien go co najmniej zawiesić. A tak, stanowi to przykład bezprawia, czynnik demoralizujący, bo człowiek mający na sumieniu dwa poważne wypadki nie ponosi żadnych konsekwencji - zauważa prof. Nęcki.

"Słynny" komisariat w Krościenku

Czterech policjantów z komisariatu w Krościenku nad Dunajcem próbowało tuszować prawdę o wypadku, który w lutym 2008 r. po pijanemu spowodował ich kolega z komisariatu - uznał nowotarski sąd, skazując byłych już stróżów prawa na kary więzienia w zawieszeniu. Sąd nie miał wątpliwości co do winy funkcjonariuszy, którym prokuratura zarzucała: przekroczenie uprawnień, niedopełnienie obowiązków, poświadczenie nieprawdy. Zdaniem oskarżenia, łamiąc prawo policjanci próbowali zatuszować sprawę wypadku służbowego radiowozu, za kierownicą którego siedział pijany policjant. Najsurowiej sąd potraktował Marka T., który w feralną lutową noc jako pierwszy pełnił w komisariacie obowiązki dyżurnego. Policjant najstarszy stażem powinien nadzorować swoich młodszych kolegów. Tymczasem dopuścił, by jeden z nich zabrał służbowy samochód i później rozbił go w pobliskiej rzeczce, Krośniczance.

Policjant - zdaniem sądu - nie wywiązał się też z obowiązku informowania o zdarzeniu zwierzchników, nie mówiąc już o tym, że pełnił służbę po pijanemu. Sąd skazał T. na rok więzienia w zawieszeniu na 2 lata. Były policjant nie będzie mógł pracować w zawodzie przez 2 lata. Został też ukarany grzywną i obciążony kosztami sądowymi. (ard)

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska