Grafiki Ingrid Ledent dają widzowi szerokie pole do uruchomienia wyobraźni. Czasami aż nazbyt szerokie.
Kilkanaście prac laureatki Grant Prix z krakowskiego Triennale Grafiki 2006 r. oglądać można od dziś w Międzynarodowym Centrum Kultury, na wystawie pt. "Ciągłość pamięci".
Abstrakcyjne układy kółek i innych geometrycznych kształtów w najróżniejszych odcieniach czerni, szarości i czerwieni tworzą wedle samej Ledent jej swoisty autoportret. Zawiodą się jednak ci, którzy poszukiwać będą twarzy belgijskiej artystki. Ledent wykorzystuje "tylko" odwzorowane fragmenty swojego ciała - fałdy i załamania skóry, nos czy wargi.
- Lubię zabawę z odbiorcą. Dlatego, kiedy patrzymy na moje prace z daleka, widać tylko ciąg linii i punktów. Jednak gdy przyjrzymy się z bliska, dostrzec można na przykład fakturę ludzkiej skóry. To moja skóra - mówi artystka, pokazując jedną ze swoich grafik. Połączyła w niej technikę litografii z drukiem cyfrowym. Dlatego gdy patrzymy na nią dłużej, figury stopniowo ożywają i przemieszczają się w przestrzeni obrazu.
Jednak najważniejszy w tym wszystkim jest czas. Jego upływ i odmierzanie ma dla artystki ogromne znaczenie. - Użycie własnej skóry to taka moja metafora trwania. Nadal jest przecież na niej cząstka tego, z czego składała się, gdy byłam dzieckiem. Teraz się starzeje, ale nadal podoba mi się jej struktura - tłumaczy Ledent.