- Wreszcie, bo niektóre z naszych aut są dwa razy starsze niż kierowcy, którzy nimi jeżdżą - tak Mirosław Wędrychowicz, burmistrz Biecza, skomentował dotację ponad 2,7 miliona złotych, jaką Związek Gmin Ziemi Gorlickiej pozyskał dla naszych drużyn OSP. Wprawdzie ostatecznej umowy jeszcze nie ma, ale jak z kolei mówi Czesław Rakoczy, szef Związku, informacja jest pewna, bo z samego źródła. - Nie chwaliłbym się, gdybym nie miał pewnych wieści - śmieje się.
Strażackie rzęchy pójdą wreszcie do lamusa
Te prawie trzy miliony to nieco ponad 60 proc. wartości wszystkich planowanych zakupów. - Przede wszystkim siedmiu samochodów. Jak spod igły, bo nowych - chwali się dalej Rakoczy. - Trzy z nich to tak zwane średnie auta bojowe, do tego jeszcze lekkie samochody z napędem na cztery koła oraz przystosowane do przewozu wody pitnej - wylicza.
Druhowie z Moszczenicy sobotnie wieczory często spędzają w remizie. Bynajmniej nie dlatego, że nie mają nic innego do roboty. Wespół z kolegami z drużyny sami naprawiają sfatygowane iveco. - Auto ma ćwierć wieku, sypie mu się chłodnica, szwankuje zapłon, rdza zaczyna je zżerać coraz bardziej - wylicza Przemysław Wszołek, prezes OSP w Moszczenicy. Nie mają innego auta do gaszenia pożarów. - Musimy więc pilnować, by to, które mamy, było zawsze na chodzie - argumentuje.
Auto strażakowi nie tylko do pożaru potrzebne
Kolejny przykład z Biecza, gdzie potrzeba nowego auta, ma nieco inne podłoże. Owszem, takie do przewożenia ratowników jest jak najbardziej pożądane, ale znacznie bardziej wypatrywane jest takie, które może przewozić wodę pitną. - W minionym roku systematycznych dowozów wody potrzebowało niemal sześćdziesiąt gospodarstw. Owszem, na wyposażeniu zakładu komunalnego są dwa zbiorniki po tysiąc litrów, ale gdy susza doskwiera, potrzeby są znacznie większe. Marzeniem byłoby auto z kontenerem na dwa tysiące litrów - opisuje Eugeniusz Stukus, druh z gminy Biecz.
I dodaje: - Gdyby jeszcze mieć przy tym specjalny zestaw do ładowania piasku do worków, byłoby idealnie. - W razie powodzi czy podtopień - jak znalazł - wzdycha. Mirosław Wędrychowicz, wspominając o „dojrzałym” wieku, nie przesadzał. Jedno z aut, konkretnie żuk w Rożnowicach, ma dobrze ponad czterdzieści lat. O czym świadczy sam model. - Rączka zmiany biegów jest przy kierownicy - tłumaczy druh Stukus.
[b]Od węża, przez agregat, do defibrylatora
Poza samochodami na liście zakupów jest kilkadziesiąt innych pozycji - węże strażackie, agregaty oddymiające i prądotwórcze, łodzie, pompy szlamowe, motopompy, pilarki spalinowe, quady. Do tego m.in. torby z wyposażeniem medycznym, a nawet przenośne defibrylatory.
- Strażacy zawodowi czy ochotnicy - dzisiaj nie ma między nami różnic. Szczególnie jeśli chodzi o te drużyny, które są w krajowym systemie ratowniczo-gaśniczym - mówi Dariusz Surmacz, oficer prasowy KP PSP w Gorlicach. - Z racji tego, że w zasadzie każda miejscowość ma drużynę OSP, na miejscu zdarzenia są często najszybciej. Gdy chodzi o ludzkie życie i zdrowie, każda minuta, wręcz sekunda jest ważna - dodaje.
Inicjatorem projektu był zarząd oddziału powiatowego związku OSP w Gorlickiem. Szefuje mu Krzysztof Kosiba. I tu jeszcze jedna ważna uwaga: aby sukces w pełni został osiągnięty, konieczne jest wspólne finansowanie projektu przez wszystkie gminy z gorlickiego, które do niego przystąpiły. Tym bardziej że - jak mówi Czesław Rakoczy - jest szansa, iż dofinansowanie wzrośnie, być może nawet do 80 procent.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?
