Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Prof. Jacek Majchrowski: Rządząc Krakowem, czasem jem kebab

Redakcja
Wojciech Matusik
Z prezydentem Krakowa Jackiem Majchrowskim o porażkach, sukcesach, wpadkach i życiu prywatnym - rozmawia Piotr Rąpalski

Czytaj także: 10 lat z Jackiem Majchrowskim. Przypominamy, co się wydarzyło [KALENDARIUM]

Czuje się Pan zmęczony?
Ciężko przez tyle lat pracować na okrągły zegar, po 12-13 godzin dziennie z sobotami i niedzielami włącznie. Trudno w takiej sytuacji nie czuć się trochę zmęczonym.

Ile dni zaległego urlopu?
Na razie mam tylko 13.

Proszę zamknąć oczy i pomyśleć, gdzie by Pan chciał teraz być?
Zaskoczę pana. W domu. Pracuję nad dwiema książkami- naukową i wspomnieniową. Chętnie poświęciłbym im więcej czasu. Nie jestem wielkim miłośnikiem podróży. Na urlop wyjeżdżam tylko w wakacje. Najczęściej do Włoch, Austrii i Solca-Zdroju.
Już 10 lat Pan rządzi, ale w 2002 roku wybory wygrał Pan rzutem na taśmę. Nawet szampana nie mieliście przygotowanego...
Nie pamiętam... Chyba jednak był. Fakt, że wygrałem z Józefem Lassotą różnicą zaledwie 1421 głosów.

Przeznaczenie czy cud nad Wisłą?
Wola mieszkańców.
Urzędnicy byli wniebowzięci. Odszedł twardy sierżant Gołaś, a przyszedł całujący urzędniczki po rękach Majchrowski.
Zawsze staram się traktować ludzi w sposób kulturalny. Bycie prezydentem nie oznacza, że nie mam odkłaniać się mijanym osobom, czy zachowywać w sposób arogancki. To poza moją naturą. Nie potrzebuję dodawać sobie majestatu.

Recepta na długie rządy to zaskarbić sobie serca dwóch tysięcy urzędników i ich rodzin?

Niekoniecznie. To da w sumie maksymalnie 10 tys. głosów. Jeżeli uważa pan, że dzięki ich głosom zostałem wybrany, to jest pan w błędzie. W 2006 roku zagłosowały na mnie ponad 133 tysiące osób, a moja przewaga nad Ryszardem Terleckim wyniosła prawie 43 tysiące głosów. W 2010 roku miałem prawie o 40 tysięcy głosów więcej niż Stanisław Kracik. Wygrane w wyborach to skutek tego, że mieszkańcy chodzą po mieście i widzą, że Kraków zmienia się na lepsze. Idealny przykład do dawny wygląd ulicy Pawiej czy plac Wszystkich Świętych przed rewitalizacją i budową Pawilonu Wyspiańskiego.

Wybory 2006 to była już bułka z masłem?

To nigdy nie jest takie łatwe. Przy wyborach mam przeciwko sobie zawsze całe aparaty partyjne konkurentów i znacznie większe środki finansowe niż to, co ja mogę zorganizować. Mimo to nigdy nie prowadziłem kampanii agresywnej, nie mieszałem z błotem przeciwników, jak często oni mnie. To zawsze przykre. Pamiętam wspólne spoty moich poprzedników, którzy atakowali mnie w niewybredny sposób, choć wzajemnie też się nie znosili.

Kracikowi wręczył Pan gruszkę, żeby nie obiecywał gruszek na wierzbie...

Ale w tym nie było agresji. Jak ktoś opowiada o rzeczach zupełnie nie do zrealizowania, buja w obłokach, to nie mogę pozostać obojętny. Pamiętam, jak w programie "Bez krawata" pan Kracik opowiadał, że Centrum Kongresowe powinno być na 15 tys. osób, a hala w Czyżynach na 5 tys. Odwrotnie niż jest w tej chwili. Uzmysłowiłem sobie, że jeżeli wygra wybory, to lata kosztownych przygotowań mogą pójść do kosza. To zresztą zmobilizowało mnie do startu w wyborach.

Startuje Pan tylko wtedy, gdy jest pewny wygranej?
Często w decyzji o starcie w wyborach opieram się na przeciekach sondaży z innych sztabów. Pomaga też kolega socjolog, który przeprowadza mniejsze badania. Nie jestem partią, aby mieć pieniądze na wielkie analizy.

W ciągu pierwszej kadencji niewiele zrobiono. A prezydent Gołaś zbudował dwa mosty...
Pan prezydent Gołaś był w komfortowej sytuacji, ponieważ wybrała go rada miasta, a więc miał jej poparcie. Nie zgodzę się, że w czasie mojej pierwszej kadencji mało się działo. Kontynuowaliśmy budowę dróg - powstała dwupoziomowa ul. Wita Stwosza, estakada nad Wielicką, ul. Turowicza, przebudowano Monte Cassino, Brożka i Kapelankę, zmodernizowano Zalew Nowohucki itd. Wtedy trzeba było mieć zgody wszystkich sąsiadów inwestycji. Przygotowanie ich trwało długo. Teraz możemy to robić łatwiej i szybciej. W pierwszej kadencji postawiłem na turystykę. Sprowadziłem tanie linie do Balic, mimo że ówczesny zarząd lotniska tego nie chciał. Dzięki temu liczba turystów z 4,5 mln skoczyła do prawie 9 mln, które mamy dziś. Mówią, że to tylko dlatego, że weszliśmy do Unii, ale inne polskie miasta też się w niej znalazły, a do takiego skoku im daleko.

Jaką wystawiłby Pan sobie ocenę za te dziesięć lat?
To trzeba by spisać całe świadectwo z ocenami z różnych dziedzin. Oczywiście gdybyśmy patrzyli na to, co dzieje się w Krakowie, tylko oczami gazet, to nota byłaby niska, ale w ocenie mieszkańców jest wysoka. Z jednej strony wy piszecie o urzędasach, którzy nic nie robią, a z drugiej w ocenie pracy urzędów w Polsce otrzymaliśmy 5,2 na 6 możliwych punktów. Gdy zaczynałem pierwszą kadencję, kolejki w urzędzie były od 5 rano. W tej chwili wszystko jest załatwiane od ręki.

Sprawne działanie okienka w urzędzie to trochę mało.
Powoli. To nie wszystko. Nigdzie nie było takiego boomu kulturalnego jak w Krakowie. Fakt, że kultura potrafi pochłonąć każde pieniądze i zawsze będzie mało, ale to przyciąga turystów. Mamy znakomite festiwale i nowe muzea. Jeśli idzie o inwestycje to zainwestowaliśmy w tym czasie ponad 8 mld zł, w tym ponad 2 mld z Unii Europejskiej i innych źródeł zewnętrznych. Powstały nowe drogi, linie tramwajowe, dwa stadiony, o które prosili radni i kibice, choć upierałem się przy jednym. Uruchomienie Com-Com Zone w Nowej Hucie, dzięki czemu tysiące dzieci uprawiają sporty, a nie siedzą na osiedlowej ławce z piwem. Teraz planujemy "Nową Hutę przyszłości". Wyremontowaliśmy Rynek Główny, plac Szczepański, powstała nowoczesna oczyszczalnia ścieków w Płaszowie. Powstaje hala w Czyżynach, Centrum Kongresowe i ruszamy ze spalarnią odpadów...

No to mocna czwórka, co?
Dlaczego czwórka? Co by pan dodał, żeby była piątka?

Północną obwodnicę, trasę S7, metro, a przynajmniej domknięcie III obwodnicy.

Przecież pan wie, że to nie są miejskie zadania. Przygotowaliśmy teren pod S7, ale tu pieniądze musi wyłożyć rząd, który na razie nie dotrzymuje obietnic i umów. Podobnie północna obwodnica, która w dużej mierze nie będzie przebiegać przez teren Krakowa. Co do trzeciej obwodnicy - trwają wykupy gruntów. Nie da się zrobić wszystkiego naraz.

I tak "Wielki Budowniczy" o Panu piszą.

Gdzie? Nie słyszałem.
W wikipedii.
Przepraszam za niewiedzę. Ale średnio mi się to określenie podoba. Trochę się kojarzy z Kazimierzem Wielkim.

Są decyzje, których Pan żałuje?

Jedna, która nie była moja. To kwestia budowy miejskiego stadionu. Radni zdecydowali o budowie dwóch. Poza sympatiami sportowymi radnych, argumentem były też obchody 100-lecia klubów. Gdyby nie to, bylibyśmy dziś w innej sytuacji finansowej. Była oferta na ok. 300 mln zł i taki stadion mógłby służyć też jako hala widowiskowa, bo miałby rozsuwany dach. A tak wydaliśmy 700 mln na Cracovię i Wisłę i wydamy grubo ponad 300 mln na halę. Nie daje mi to spokoju.

Nie śnią się Panu po nocy długi Krakowa?
Nie śnią mi się, ale współczuję ministrowi finansów, któremu z pewnością śnią się długi sektora rządowego. Gdyby zliczyć wszystkie długi od 1991 r., czyli od początku samorządu, to każdy mieszkaniec Krakowa został przez miasto obciążony kwotą ok. 2,8 tys. zł. Ten sam mieszkaniec Krakowa jako obywatel Polski został obciążony przez rząd kwotą 19,5 tys. zł! Dodam tylko, że Kraków całe swoje zadłużenie przeznaczył na inwestycje, które teraz mieszkańcom służą, a rząd na inwestycje przeznaczył niespełna 1/4 zaciągniętych długów.

Największa porażka Krakowa to odebranie nam Euro 2012?

Możliwe. Analizowałem tę sytuację i uważam, że największa wina leży po stronie PZPN. Na początku może trochę też PiS psuł nam szyki. Ordynarnie "zrobiono nas w konia", mimo że przez UEFA zostaliśmy ocenieni najlepiej ze wszystkich miast - kandydatów. Najbardziej żałuję, że straciliśmy możliwość rozbudowy lotniska, czego dokonano w miastach - gospodarzach.

Aferę z prezydentem USA Bushem po felietonie o wojnie w Iraku uważa Pan za dużą wpadkę?
Absolutnie nie. Napisałem artykuł "Pax Americana" do pańskiej gazety. Patrząc na to, jak ta wojna przebiega, mogłem z wątpliwą satysfakcją stwierdzić, że miałem stuprocentową rację. Mówi się, że prezydent nie chciał, abym go witał na lotnisku. Pewno nawet o mnie nie słyszał, a decyzja wyszła z jego otoczenia. Machali więc do niego z daleka tylko wojewoda i marszałek. Zostałem jednak zaproszony na spotkanie na Wawelu. Nie poszedłem, a satysfakcję miałem tym większą, że parę osób przyszło do mnie i położyło swoje zaproszenia na stole. Solidarnie też nie poszli.

Żałuje Pan znajomości z dyrektorem Tajsterem, któremu postawiono prokuratorskie zarzuty i z panem Stechnijem, z którym spierał się Pan o Motel Krak?
Z panem Stechnijem żałuję, ale nie będą wchodził w szczegóły. W odróżnieniu od pana Stechnija, znajomość z Janem Tajsterem była wyłącznie służbowa. Jej nie żałuję. Myślę, że zostanie oczyszczony z zarzutów. Postępował konsekwentnie, robił co miał robić bez względu na naciski. Mogłem na nim zawsze polegać. Nie mógł być kochany, bo charakter też ma trudny, ale działał sprawnie. W sprawie pana Stechnija zaskoczyło mnie to, że opublikował naszą prywatną rozmowę. To znaczy, że nie jest wart znajomości.

A Kracik opublikował tekst o tym, że Pan przeklina...
Ale w powietrze. Nie urażając nikogo. Żeby była jasność, pan Kracik też używa takiego słownictwa - sam słyszałem.

Zdenerwował się Pan,gdy Platforma zapowiedziała przeprowadzenie referendum w sprawie Pana odwołania?
Przypominam, że kiedyś Liga Polskich Rodzin zbierała podpisy za odwołaniem mnie. Platforma zresztą przeprowadziła sondaże i wyszło im, że raczej nie mają szans na powodzenie w referendum.

Bierze Pan z domu drugie śniadanie?

Tak. Ale bywa, że muszę zjeść coś na mieście. Tu naprzeciwko mam kebab...

Kebab? Żony się Pan nie boi?
Czasami jem. Cóż poradzić. Może to wytnę w autoryzacji.

W dzieciństwie kim Pan chciał zostać?
Jak to w dzieciństwie: strażakiem, marynarzem lub policjantem.

Ile cygar pali Pan dziennie?
Nawet nie wiem. Taki nałóg to dobra rzecz jeśli chodzi o imieniny. Przyjaciele i znajomi nie mają problemu z kupieniem mi prezentu. Normalnie przychodziliby z butelką, ale stety, czy niestety prawie w ogóle nie piję. Do cygarka- herbata.

Szkoda, że śmierdzą.

Jedni uważają, że śmierdzą, a inni, że to cudowny zapach. Trochę jak z francuskimi serami. Żona wie, kiedy jestem w pracy. "A jesteś, bo już od schodów czuć cygara"- mówi, gdy wchodzi do magistratu. Prosi, bym dał sobie spokój.

Z prezydenturą też? Była w sztabie Lassoty i Kracika?
(śmiech) Nigdy nie mieszam rodziny do kampanii.

Słyszałem, że jest Pan monarchistą?
Nie, ale jak napisałem książkę o monarchistach, jedna z partii monarchistycznych zaproponowała mi nadanie tytułu książęcego. Był jednak wymóg, że będę walczył o wprowadzenie monarchii, więc odmówiłem.

Jako król osadziłby Pan na swoim stanowisku synów i byłoby po wyborach...

Musiałbym stworzyć Księstwo Krakowskie. Nie mam jednak takich zapędów. (śmiech)

Złapał Pana kiedyś kanar?
Nie, ale raz straż miejska założyła mi blokadę pod Biblioteką Jagiellońską. Nie zauważyłem znaku.

Kraków: przetestujmy razem nową siatkę połączeń! [AKCJA]

Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

"Gazeta Krakowska" na Twitterze

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska