Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Profesor Jacek Woźniakowski, ambasador Krakowa. Do końca ciekawił go świat

Maria Mazurek
Profesor Jacek Woźniakowski (1920-2012)
Profesor Jacek Woźniakowski (1920-2012) Wacław Klag
Aniołowie zanieśli dziś Tatę do Raju - napisała na Facebooku europosłanka Róża Thun, córka prof. Jacka Woźniakowskiego. Ci, którzy go znali, zgodnie przyznają: to był człowiek niezwykły. Lista jego zasług jest naprawdę imponująca. W zasadzie łatwiej byłoby wymienić, czym w ostatnich kilkudziesięciu latach się nie zajmował.

Był żołnierzem Armii Krajowej, historykiem sztuki, pisarzem, dziennikarzem, tłumaczem literatury, działaczem Solidarności, samorządowcem, wykładowcą, współzałożycielem "Znaku" i "Tygodnika Powszechnego", mężem, ojcem, miłośnikiem gór. I miłośnikiem świata, po prostu. Był tego świata ciekawy jak mało kto. To był ostatni taki humanista.

Urodził się w 1920 roku w Biórkowie w arystokratycznej rodzinie, pobierał nauki m.in. w Szwajcarii. - Zastanawiałem się, skąd w nim taka ciekawość świata i niezwykła erudycja. I myślę sobie, że on wyniósł to z domu - mówi Michał Okoński, zastępca redaktora naczelnego "Tygodnika Powszechnego".

Sam Woźniakowski w rozmowie z Jerzym Sadeckim dla "Rzeczpospolitej", dzieciństwo wspominał tak: "Byliśmy wychowywani może w zbyt sformalizowanym pojęciu honoru. (...) Dzieci uczono dotrzymywania słowa. Uczono nas też twardo, że nie wolno kłamać".

Wojna zastała go rok po maturze. Brał udział w kampanii wrześniowej, został w niej ciężko ranny. - Spotkaliśmy się na początku lat 90., kiedy debiutowałem w "Tygodniku" - wspomina Okoński. - Pamiętam, że ta wojenna blizna skrywana pod szarą brodą wzbudzała w nas, młodych dziennikarzach, niesamowity respekt. Tak jak jego wszechstronna wiedza. W jego towarzystwie baliśmy się kompromitacji. Pamiętam, jak Jerzy Pilch zdradził mi kiedyś: Czasem boję się, że podejdzie do mnie Woźniakowski i zacznie mówić po francusku - wspomina ze śmiechem Okoński.

Bo Woźniakowski w "Tygodniku" to była legenda. Związany z tym pismem od lat 40., przeżył dramat, kiedy w 1953 roku zostało ono zamknięte. Potem walczył o jego reaktywację. Udało mu się trzy lata później. - Dziś, gdy sięgam pamięcią wstecz, to całe moje 50 lat pracy w "Tygodniku" to był wyłącznie pomysł prof. Woźniakowskiego - opowiada Krzysztof Kozłowski, były dziennikarz "Tygodnika", w latach 90-91 minister spraw wewnętrznych, potem senator.

Spotkali się w latach 50. na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim, gdzie Kozłowski studiował, a prof. Woźniakowski wykładał. - Pewnego dnia przysiadł się do mnie w stołówce i między zupą a drugim daniem zaproponował wprost: "Przeprowadź się na stałe do Krakowa. Wznawiamy "Tygodnik", potrzebuję ludzi". Zanim dokończyliśmy obiad, wiedziałem już, że za tym człowiekiem, moim Mistrzem, pojadę - wspomina Kozłowski.

W tej samej dekadzie Woźniakowski zakładał wydawnictwo "Znak" - dziś kierowane przez jego syna, Henryka. Sam profesor też pisał książki. Spod jego pióra wyszły m.in.: "Laik w Rzymie i Bombaju"(1965), "Tatry w poezji i sztuce polskiej" (1975), "Czy artyście wolno się żenić?" (1978) i "Ze wspomnień szczęściarza" (2008).

Był też znakomitym, cenionym na całym świecie nauczycielem. Wykładał nie tylko na KUL-u. Do współpracy zaprosił go Uniwersytet Toulouse - le Mirail we Francji i Uniwersytet Hebrajski w Jerozolimie.

W czasach komunizmu walczył o wolną Polskę. Zaangażowany w "Solidarność", uczestniczył w obradach Okrągłego Stołu.
- Nie przez przypadek w 1990 roku został pierwszym prezydentem Krakowa, wyłonionym po wolnych wyborach - zwraca uwagę Krzysztof Bachmiński, bezpośredni następca profesora w magistracie.

Woźniakowski - prezydentem był krótko. Zarówno Bachmiński, jak i kolejny prezydent Krakowa, Józef Lassota, zgodnie przyznają, że to zawirowania polityczne sprawiły, że prof. Woźniakowski, najbardziej kompetentna osoba, jaką można wyobrazić sobie na tym stanowisku, nie miał okazji pokazać, na co go stać. - Jego zasługi jako prezydenta miasta są niedoceniane, bo jak na burzliwość tamtych czasów, zrobił wiele - stwierdza Bachmiński. - Szczególnie w kwestii kultury. To on założył Międzynarodowe Centrum Kultury i Stowarzyszenie Willa Decjusza - zwraca uwagę.

Józef Lassota przypomina z kolei, że profesor był cudownym ambasadorem Krakowa - wykształcony, przystojny, niezwykle elokwentny, znany na całym świecie.

Wtóruje mu Jerzy Fedorowicz, dziś poseł, a kiedyś - pracownik Woźniakowskiego. Profesor jako prezydent powołał go na stanowisko dyrektora wydziału kultury. - Po upadku komuny przyjeżdżały tu zagraniczne delegacje z wyobrażeniem, że w Polsce chodzą po ulicach niedźwiedzie. Po spotkaniu z prezydentem Woźniakowskim, człowiekiem tak uroczym, pięknym i szlachetnym, szybko zmieniały zdanie. A dla mnie? To był najcudowniejszy zwierzchnik, jakiego można było sobie wymarzyć - mówi Fedorowicz.

Tak dawniej wyglądała droga Kraków - Tarnów [ARCHIWALNE ZDJĘCIA]

Możesz wiedzieć więcej!Kliknij, zarejestruj się i korzystaj już dziś!

Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska