- Z pana punktu widzenia dobrze się stało, że nie doszło do głosowania nad uchwałą o likwidacji Ginekologii?
- Tak, uważam, że jeżeli jest wyciągnięta ręka ze strony władz województwa, to błędem byłoby, gdybyśmy ją odtrącili.
- Tylko czy w tej ręce coś jest? Deklaracje składa się łatwo.
-To są zbyt poważne osoby, by rzucały słowa na wiatr w celu przeczekania problemu, odwleczenia pewnych decyzji w czasie. Mam nadzieję, że problem, z jakim my się borykamy, zostanie rozwiązany. Po raz kolejny chcę powiedzieć: to nie jest tylko problem szpitala w Proszowicach. Te problemy dotyczą małych szpitali powiatowych w całej Polsce.
- Czego pan zatem oczekuje? Bo na razie padła zapowiedź pomocy, ale bardzo ogólna. Nam potrzebne są konkrety.
- Pierwsza kwestia dotyczy choćby nadwykonań. Radni podjęli uchwałę z apelem w tej sprawie: zapłaćcie nam za ponadryczałtowe procedury ratujące życie. Tylko za ubiegły rok jest to kwota 1,5 miliona złotych.
- Sejmik województwa ich nie da.
-Ale żeby te pieniądze się pojawiły, jest potrzebna pewna wola polityczna, a sejmik wojewódzki może być jej wyrazicielem. Ruch należy w tym wypadku do prezesa Narodowego Funduszu Zdrowia. Jeżeli politycy uświadomią mu, że to jest problem powszechny, wtedy sam rozsądek powinien podpowiedzieć: zapłaćmy za procedury ratujące życie na oddziałach intensywnej terapii. Przecież doskonale wiemy, że na OIOM-ie nikt nie kładzie się dla przyjemności. Tam są ludzie ciężko chorzy, w stanach zagrożenia życia.
- Pewnie należałoby też walczyć o wyższe kontrakty dla szpitali.
- Tu też widać pewne światełko w tunelu. Niedawno ukazał się artykuł, w którym minister zdrowia - po rozmowie z prezesem Kaczyńskim - zapowiada, że od lipca te ryczałty dla szpitali mają zostać podniesione. Słychać też o możliwej renegocjacji umów w zakresie chirurgii ogólnej, oddziału wewnętrznego, pediatrycznego, opieki całodobowej oraz izby przyjęć. Być może jakieś pieniądze i dla nas się pojawią.
- O oddziałach położniczych mowy w tych planach nie ma. Wierzy pan, że ten proszowicki jest do uratowania?
- Nadzieja umiera ostatnia...
- Bardzo niewiele brakowało, by w poniedziałek rzeczywiście umarła.
- Ale nie umarła, a pozytywem całej tej sytuacji może być to, że sprawa została nagłośniona. Może decydenci o tym usłyszą i wyciągną wnioski. W ubiegłym tygodniu byłem na spotkaniu z dyrektorami szpitali w siedzibie Krakowskiego Pogotowia Ratunkowego. I okazuje się, że wszyscy mają podobne problemy jak my.
- A co by się stało, gdyby Rada Powiatu nie zgodziła się na likwidację oddziału, a on dalej przynosiłby straty na dotychczasowym poziomie?
- Taka możliwość ciągle istnieje. Na razie zatrzymaliśmy się przed podjęciem ostatecznej decyzji, ale nie wiemy, co będzie dalej. Mam nadzieję, że wspólne działania Władz Województwa, Rady Powiatu i Dyrekcji Szpitala rozwiążą problem i widmo likwidacji oddziału zostanie oddalone.
- Dyrektor szpitala ma przecież instrumenty, by straty oddziału minimalizować.
- Cały czas podejmujemy takie działania, ale istnieje granica możliwości zmniejszania strat we własnym zakresie. Z dniem 1 stycznia bieżącego roku w ramach obniżenia kosztów oddziału zlikwidowaliśmy jeden dyżur ginekologiczny oraz pion ginekologiczno-anestezjologiczny, co w ujęciu rocznym przyniesie oszczędność w wysokości ok 1,7 mln zł. Dalsza redukcja kadry jest już praktycznie niemożliwa. Nasze możliwości w tym zakresie wyczerpały się. Tymczasem przy stawce 4 tys., złotych, jaką otrzymujemy za jeden poród, przy 30 porodach w miesiącu mamy przychód w wysokości 120 tys. złotych. Jednakże na same wygrodzenia pracowników oddziału potrzebujemy około 350 tys. zł. I tu jest problem
POLECAMY - KONIECZNIE SPRAWDŹ:
Autor: Joanna Urbaniec