WIDEO: Barometr Bartusia
Dotowane przez europejskie poczty, a przez to śmiesznie tanie przesyłki z Chin, w tym towary kupowane za pośrednictwem popularnego w Polsce portalu AliExpress, coraz silniej uderzają w europejskich sprzedawców oraz działające na Starym Kontynencie sklepy i platformy internetowe – alarmują organizacje gospodarcze z niemal wszystkich krajów Unii Europejskiej, w tym z Polski. Domagają się od swych rządów zatrzymania chińskiej ekspansji, by chronić rozwój rodzimego e-handlu.
Dr Aleksandra Musielak, ekspertka Konfederacji Lewiatan, zwraca uwagę, że Międzynarodowa Unia Pocztowa (MUP), podejmująca kluczowe decyzje w sprawie wysokości opłat za przesyłki m.in. między wspólnotą europejską a innymi krajami, zaliczyła przed laty Chiny do grupy państw korzystających z preferencyjnych stawek.
Nie miało to większego znaczenia w czasach, gdy listy i paczki z Państwa Środka trafiały do Europy, w tym Polski, sporadycznie. W ostatnich latach ich liczba urosła jednak do… setek milionów rocznie, a to za sprawą indywidualnych klientów, robiących w Chinach zakupy za pośrednictwem internetowych portali, na czele z szalenie popularnym w Polsce AliExpress. Tylko nad Wisłą zakupów takich dokonuje ponad 5 mln osób rocznie.
Część kupujących zwęszyło większy biznes i – korzystając z luk w unijnych regulacjach - masowo sprowadza towary z Chin, przeważnie bez cła i podatku, a potem oferuje je w europejskich sklepach, stacjonarnych i internetowych.
– Europejscy, w tym polscy, podatnicy i operatorzy pocztowi dotują ów import, co radykalnie zakłóca uczciwą konkurencję i uderza w europejskich sprzedawców oraz platformy internetowe – mówi ekspertka.
Dlatego organizacje przedsiębiorców z całej Europy apelują do swych rządów, by na nadzwyczajnym kongresie MUP, zwołanym na koniec września w Genewie, doprowadziły do rozpoczęcia prac nad gruntowną reformą systemu opłat za przesyłki pocztowe. Głównym celem jest znaczne podniesienie stawek za paczki z Chin.
Paczki z Chin rujnują biznes w Unii
Europejscy podatnicy i operatorzy pocztowi dotują przywóz towarów z Chin, m.in. milionów paczek z towarami zakupionymi przez Polaków za pośrednictwem portalu AliExpress. Jest tak z powodu niskich stawek stosowanych przez europejskie poczty za dostarczenie paczek z Azji, ustanowionych przez Międzynarodową Unię Pocztową. Przedsiębiorcy, prowadzący sklepy i platformy zakupowe na Starym Kontynencie, domagają się radykalnego podniesienia tych opłat, by „ukrócić nieuczciwą konkurencję”.
Dzięki niskim opłatom za przesyłki pocztowe z Azji do UE chińscy sprzedawcy mogą oferować europejskim, w tym polskim, klientom bardzo tanią lub wręcz darmową dostawę.
– Czy nie wydaje się dziwne, że przesłanie paczki z polskiego sklepu internetowego działającego w Krakowie i posiadającego tam magazyn np. do Oświęcimia kosztuje minimum 8 zł, a przesłanie pod Wawel identycznego pakunku ze strefy Shenzhen nie kosztuje nic? – pyta właściciel krakowskiego sklepu z elektroniką działającego od lat na platformie Allegro.
Wyjaśnia, że jako przedsiębiorca importujący towary z Chin i płacący z tego tytułu wszelkie obowiązujące cła i podatki, narażony jest na coraz mniej nieuczciwą konkurencję ze strony tych, którzy zamawiają towar za pośrednictwem chińskich portali, jak AliExpress i ani cła, ani podatków nie płacą.
- Ich towary są dzięki temu tanie, co na pewno cieszy klientów, ale towar ukradziony komuś byłby jeszcze tańszy. Czy o to ma chodzić w tym biznesie? – pyta sprzedawca.
Lawinowy wzrost liczby zamówień przez AliExpress itp. uderza także w duże platformy handlu internetowego, na czele z Allegro i należącym do tej samej grupy biznesowej (funduszy inwestycyjnych Cinven, Permira i Mid Europa Partners) Ceneo. W reakcji na darmowe lub półdarmowe przesyłki z Chin Allegro wprowadziło w zeszłym roku roczny abonament na dostawy, za sprawą którego koszt pojedynczej przesyłki można obniżyć do 13 groszy. Z Chińczykami radzi sobie też odzieżowo-obuwniczy portal Answear.com, stworzony przez krakowianina Krzysztofa Bajołka (w przeszłości twórcę popularnych sieci odzieżowych, m.in. House i Mohito); głównym konkurentem Polaka miało być niemieckie Zalando, ale AliExpress zmieniło zasady obowiązujące dotąd w całym europejskim e-handlu.
Co istotne, o ile duzi jakoś dają radę, to mniejsi przedsiębiorcy nie dysponują kapitałem pozwalającym bronić się przed konkurencją korzystającą z chińskich platform i są rugowani z rynku.
Paczki z AliExpress na celowniku fiskusa
Kiedy wiosną zeszłego roku okazało się, że przesyłki z Chin stanowią w niektórych polskich urzędach pocztowych większość paczek, zainteresowały się tym zarówno władze państwowej Poczty Polskiej, jak i służby fiskusa. Resort finansów doszedł do wniosku, że grozi nam nowa „luka vatowska”: prawie wszystkie przesyłki z Chin przychodziły bowiem do Polski z adnotacją „prezent” i miały wartość niższą niż 45 euro. Nawet te zawierające smartfony. Dzięki temu korzystały z unijnego zwolnienia z cła i podatku VAT.
Kiedy zapytaliśmy o to resort finansów, Ewa Szkodzińska z Krajowej Administracji Skarbowej przyznała, że „mamy do czynienia ze skokowym wzrostem liczby przesyłek spoza Unii Europejskiej, głównie właśnie z Państwa Środka” i związku z tym „w resorcie finansów pracuje specjalny zespół do spraw uszczelnienia systemu poboru podatku VAT od towarów zakupionych przez Internet”.
Ministerstwo opublikowało na swej stronie ostrzeżenie, że „zwolnienia z VAT nie mają zastosowania do towarów importowanych w drodze zamówienia wysyłkowego”, co oznacza, że każdy zamawiający towar np. przez AliExpress „powinien odprowadzić należny podatek VAT, niezależnie od formy dokonania tego zamówienia (pisemne, przez Internet lub telefoniczne).
- Opodatkowaniu podlegają przesyłki każdej wartości, bez znaczenia, czy odbiorcą jest przedsiębiorcą, czy inna osoba. Osoby dokonujące takich zakupów uznawane są przez prawo za importerów i powinny odprowadzić podatek, nawet jeśli są to osoby prywatne – podkreśla Ewa Szkodzińska.
Pod koniec listopada zeszłego roku Poczta wspólnie z KAS uruchomiły w Lublinie specjalny terminal celny. Odciążył on zasypanych po uszy celników i pocztowców warszawskich. Do Lublina trafia codziennie kilkadziesiąt tysięcy przesyłek z Chin docierających do Polski poprzez kolejowy terminal przeładunkowy w Małaszewiczach. Wyposażona w nowoczesny sprzęt 90-osobowa specgrupa ds. zapobiegania oszustwom celnym i skarbowym każdego dnia prześwietla rentgenem i daje obwąchiwać psom furę paczek – w celu „wstępnej oceny ryzyka”. W razie wysokiego ryzyka przekrętu, odbiorca paczki wzywany jest do złożenia wyjaśnień. W praktyce jednak to nie on, lecz nadawca (z Chin) odpowiada za napis na paczce (np. „prezent” lub „korespondencja prywatna”) oraz wartość towaru wpisaną na fakturze. Nie ma więc raczej mowy o karach dla adresatów/importerów.
Zgodnie z zaostrzonymi procedurami celnicy wzywają natomiast odbiorców przesyłek do „przedstawienia dokumentów niezbędnych dla objęcia towaru procedurą celną, tj. dokumentu potwierdzającego rzeczywistą wartość towaru”. W 95 proc. przypadków kończy się to załatwieniem sprawy „po dobroci”, w pozostałych – wszczęciem postępowań dotyczących zaniżania wartości.
Urzędnicy twierdzą nieoficjalnie, że nasilenie kontroli i wzywanie adresatów do wyjaśnień zniechęciły większość Polaków do kombinacji. Nie zatrzymały natomiast lawiny zakupów w Chinach, które nawet z cłem i podatkiem pozostają atrakcyjne. Dlatego organizacje przedsiębiorców apelują do europejskich rządów o podniesienie opłat za przesyłki.
