Józef Kościelniak z Raby Niżnej ponad połowę życia zajmuje się korzenioplastyką. Ma 58 lat, rzeźbić zaczął w 1986 roku. Był wtedy jeszcze w wojsku. Pasją zaraził go miejscowy rzeźbiarz, którego podpatrywał, a ten uczył go tajników obróbki drewna.
Warsztat pracy rzeźbiarza: siekierka, młotek, dłuto
Z czasem sam Kościelniak zaczął zgłębiać rzeźbiarstwo i poszedł w kierunku korzenioplastyki. Nie lubi tego określenia („takie zbyt specjalistyczne) i nie uważa się za artystę.
- Po prostu sprawia mi to dużo radości. Te „górolicki”, które robię i tak nazywam, to praktycznie całe moje życie - opowiada pan Józef.
Mieszka z rodziną na skraju wioski, drogę każdy pokaże. Swoje dzieła wykonuje w niewielkim warsztacie zbitym z desek, tuż obok domu. Rzeźby ozdabiają obejście pracowni. We wnętrzu można zobaczyć już wykończone „cudeńka” - te już gotowe opuścić miejsce narodzin i te, które dopiero powstają.
Za narzędzia służy twórcy siekierka i młotek. Ma też niewielkie dłutko, potrzebne do rzeźbienia twarzy. Części rzeźby łączy gwoździami. Dzieła wykonuje głównie z tego, co znajdzie w lesie, czyli bezkształtnych korzeni, konarów, patyków. Postacie przyozdabia strojami, na które idealnie nadają się kora, mech, pióra. Aby figury nie uległy zniszczeniu, nakłada na każdą niewielką warstwę bezbarwnego lakieru.
Nie rzeźbi dla pieniędzy, ale chętnych nie brakuje
Twórca z Raby Niżnej większość wolnego czasu spędza w swoim wrasztacie. Wychowuje również czworo wnuków. Dużo radości sprawiają mu wędrówki po lesie, ponieważ jest też myśliwym. Przez długi czas pracował jako leśniczy. Stąd też pewnie wzięła się jego wielka pasja -zamiłowanie do korzenioplastyki.
Nigdy nie policzył, ile wykonał rzeźb. Kiedy bierze w ręce kawałek zwyrodniałego korzenia, już wie, co z niego powstanie.
Na brak zleceń nie narzeka, ale - jak zaznacza - nie rzeźbi dla zysku, bo trudno byłoby się z takiej działalności utrzymać. Jego dzieła, choć nigdzie się nie reklamuje, rozchodzą się na pniu. Zamawiają je nabywcy z całej Polski. Kupują dla siebie na ozdobę do domu, do kolekcji albo po prostu na prezent.
- Zdarza mi się czasem wykonać figurę Matki Boskiej czy innej postaci, ale to już jest bardzo czasochłonna praca. Niewielką rzeźbę robię w ciągu dwóch godzin - podkreśla twórca.
„Górolicki” powstają w szybkim tempie, ale ostateczny efekt robi na każdym wrażenie. Drewniane postacie budzą respekt - niektóre z nich surowo się uśmiechają i sprawiają wrażenie stróżów pracowni pana Józefa.
- Człowiek jak tak w samotności popracuje, to się lepiej czuje. Nie oglądam telewizji, nie czytam gazet. Trochę mnie uważają za odludka, ale ja się tym nie przejmuję. Może jestem trochę zakręcony, ale chyba tak mają ci, którzy tworzą „coś z niczego” - opowiada o sobie.
