https://gazetakrakowska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Radio Taxi "Rumun", słucham

Krzysztof Sakowski
Jak się okazuje to, jaką taksówkę zamówisz, nie jest bez znaczenia. Klienci krakowskich korporacji mają swoje oryginalne pseudonimy
Jak się okazuje to, jaką taksówkę zamówisz, nie jest bez znaczenia. Klienci krakowskich korporacji mają swoje oryginalne pseudonimy Wojciech Matusik
Tak dyspozytorka Barbakanu odezwałaby się do klienta zamawiającego taksówkę, gdyby posługiwała się slangowym określeniem swojej korporacji. Niecodzienne pseudonimy funkcjonują w środowisku taksówkarzy od lat. Skąd się wzięły? - ich historię tropi Krzysztof Sakowski.

Większość klientów korporacji taksówkarskich nawet nie zdaje sobie sprawy, że zamawiając taryfę Barbakanu, "Dwójek" czy Radia Taxi 919, Mega korzysta z usług "Rumunów", "kroplówek" albo "arystokratów" i "bumcyków". - Takie ksywki funkcjonują w środowisku taksówkarzy od lat
- przyznaje Tomasz Bobek, dziś niezrzeszony, wcześniej kierowca Wawelu.

Niecodzienne nazwy wzięły się od klienteli najczęściej obsługiwanej przez dane korporacje. - I tak, Barbakan pojedzie po każdego klienta, choćby na koniec świata i w miejsce gdzie inni baliby się pojawić w biały dzień. Zabierze najbardziej umorusanego, ledwie trzymającego się na nogach pasażera, stąd "Rumuni" - tłumaczy Piotr, taryfiarz z siedmioletnim stażem. Nazwiska nie poda.

- Albo chcecie poznać sprawę od kulis, albo do widzenia i nie zabierajcie mi czasu - kwituje. Pewnie, że chcemy poznać sprawę.

Na postoju taksówek przy pl. Wszystkich Świętych spotykamy Marzenę Kurowską, wysiadającą
z taxi Barbakan. - Naprawdę mówią o nich "Rumuni"? - dziwi się. - To jedna z największych
i najsolidniejszych korporacji w Krakowie - zachwala, dodając, że korzysta z jej usług od ponad dwóch lat.

Kierowca taksówki, Zygmunt, zapytamy, czy wie, jak nazywają korporację, w której pracuje, kręci przecząco głową. - Nie mam zielonego pojęcia. Nazwę Barbakan zna każdy i ludzie bardzo chętnie korzystają z naszych taksówek - zapewnia.

Do rozmowy wtrąca się stojący obok, na oko 50- letni, kierowca z Lajkonika. - Ja wiem, "Rumuni"
- rzuca bezbłędnie i znika w samochodzie, głośno chichocząc.

Wiceprezes Barbakanu, Stanisław Grzybowski, po chwili milczenia mówi, że z nazwą "Rumuni" spotyka się po raz pierwszy.

- Klientów mamy najróżniejszych. Nie nastawiamy się wyłącznie na jakąś określoną grupę, już tym bardziej na pasażerów, po których nikt inny nie chce, czy boi się jeździć - zapewnia. Nie słyszał też o potocznych nazwach innych korporacji. - Dziwne, bo to człowiek z dużym doświadczeniem. Nie chce mi się w to wierzyć, że nie słyszał nigdy o ksywkach korporacyjnych - ocenia Piotr.

Taksówkarze przy pl. Targowym mają o wiele większą wiedzę. - Teraz to takimi ksywkami posługujemy się coraz rzadziej - mówi Robert z "Dwójek". - Nas nazywają "kroplówkami" - śmieje się.

Nazwa pojawiła się z prostego powodu. - W pewnym momencie naszymi stałymi klientami były osoby starsze, które zamawiały kurs do szpitali czy aptek. Sam często podwoziłem takich pasażerów - przyznaje. Teraz czasy trochę się zmieniły.

- "Kroplówki"? Dobrze, że nie reanimacyjne karetki - mówi Aleksander Jeleń, prezes "Dwójek".
- Dziś się nie grymasi, każdy klient jest ważny. Bez względu na to, czy chce dotrzeć do szpitala, czy do kościoła. Odmawia się tylko wulgarnym - dorzuca.

Radio Taxi 919, to "arystokraci". - Mieli jedne z najlepszych i najdroższych samochodów. No
i obstawiali najlepsze miejsca, jak lotnisko, nazwa nie mogła być inna - wyjaśnia nasz przewodnik po obiegowych nazwach, pan Piotr.

Polujemy na klienta 919. Wreszcie przy pl. Szczepańskim pojawia się jasny mercedes tej korporacji, z którego wysiada pasażerka. - Nie płynie we mnie błękitna krew, trudno więc mi się nazywać arystokratką - mówi Natalia Szydlik. - Kierowca był uprzejmy, samochód był czysty, a cena przyzwoita, więc chyba było w pewnym sensie arystokratycznie - dorzuca.

Taksówkarz słysząc o arystokratach zaczyna się śmiać. - Teraz to już nieaktualne, ale jeszcze jakieś 1,5 roku temu tak się o nas mówiło - przytakuje. - Dziś w każdej korporacji są dobre samochody, a i z postojów w strategicznych miejscach miasta mogą korzystać wszyscy kierowcy, bez względu na przynależność do korporacji - dodaje.

Wtajemnicza nas w inne krążące w środowisku nazwy. - Na kierowców Mega wołało się "bumcyki", bo głównie polowali na klientów przed pubami i dyskotekami, a o Grosiku mówiło się "dusigrosik", ale to już z czystej zawiści - dodaje.

Tomasz Bobek zdradza, że i na niezrzeszonych kierowców do dziś woła się slangiem. - Tylko że nie są to określenia należące do przyjemnych - przyznaje, ale nie chce ich wymieniać. - Dodam tylko, że kołpaki i taksometry należą do najbardziej łagodnych - kończy rozmowę kierowca.

Komentarze 1

Komentowanie zostało tymczasowo wyłączone.

Podaj powód zgłoszenia

g
gosc
oczywiście nie zrzeszeni to ·BETONY· hihi
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska