Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Radwański: Nie wierzę w Kvitovą, nie tęsknię za australijskim latem

Redakcja
Z Robertem Radwańskim, ojcem Agnieszki i Urszuli, dwóch najlepszych polskich tenisistek, rozmawia Hubert Zdankiewicz.

Pierwszy raz od pięciu lat nie spędził Pan sylwestra na walizkach, pakując się przed wylotem do Australii. To przyjemna odmiana czy czegoś jednak brakuje?
Co do sylwestra, to wiele się nie zmieniło, zawsze dobrze się tego dnia bawiłem. Może tylko tyle, że zamiast w Krakowie spędziłem go w Wiedniu, bo tym razem faktycznie nigdzie się nie śpieszę. Muszę przyznać, że to całkiem miła odmiana.

Mówi Pan serio czy nadrabia miną? W końcu to Agnieszka i Ula zdecydowały, że nie będzie Pan na razie z nimi podróżować na turnieje.
Oczywiście będę za nimi tęsknił, ale tak po ludzku - jak ojciec za córkami. Nie będę za to aż tak bardzo tęsknił za życiem, jakie prowadziłem. Ostatnie pięć lat było fantastyczne, ale też bardzo męczące i stresujące. Dla trenera o wiele bardziej niż dla zawodniczki, bo stoi z boku, a nie biega po korcie.

Oglądanie meczu w telewizji mniej stresuje?
Telewizor można zawsze wyłączyć i iść na spacer. Inna sprawa, że mecz dalej się toczy - w głowie. Ogólnie jednak mogę wreszcie zwolnić. Pozwiedzać. Podróżując z córkami, obleciałem prawie cały świat, ale tak naprawdę poza kortami, lotniskami i hotelami niewiele widziałem. Teraz wreszcie mam czas, by pochodzić po muzeach.

A nie żal Panu trochę australijskiego lata?
Jakoś nie. Są być może ludzie, którzy lubią czterdzieści stopni w cieniu i smażenie jajecznicy na korcie, ale ja się do nich nie zaliczam. Australijskie lato fajnie wygląda tylko w telewizji.

Za to Australian Open to ponoć najbardziej lubiany przez tenisistów Wielki Szlem.
Cóż, o gustach się nie dyskutuje. Mnie akurat zawsze bardziej podobał się Wimbledon. Z Australią wiążą się oczywiście miłe wspomnienia, bo to właśnie tu Agnieszka osiągnęła swój pierwszy ćwierćfinał w imprezach tej rangi [w 2008 roku - red.].

W tym roku wszyscy liczą na więcej. Udana jesień w jej wykonaniu rozbudziła apetyty kibiców.
Kobiecy tenis to enigma. Ogólnie jednak są powody do optymizmu, bo po raz pierwszy od dwóch lat nie mieliśmy zimą problemów zdrowotnych. Agnieszka lekko naciągnęła tylko mięsień czworogłowy uda, ale to nie zaburzyło jej w istotny sposób przygotowań do sezonu.

Zdecydowaliście się kontynuować współpracę z Tomaszem Wiktorowskim. Czy to już układ na stałe, czy coś się jeszcze będzie zmieniać?
Cały czas coś się zmienia, bo nowego trenera ma również od niedawna Ula. To Chorwat Borna Bikić, który jest z nią teraz w Australii. Referencje miał świetne, bo pracował wcześniej z Jeleną Dokić. Przeszedł więc twardą szkołę życia [Dokić słynęła z kapryśnego charakteru, a jej ojciec Damir z porywczości - zdarzało mu się bić dziennikarzy, przesiedział też prawie rok w więzieniu za groźby podpalenia ambasady australijskiej w Belgradzie - red.]. Co do Tomka Wiktorowskiego, to na dziś ustalenia są takie, że będzie pomagał Agnieszce do igrzysk olimpijskich w Londynie.

A później?
Zobaczymy. Porozmawiamy i coś ustalimy. Nie wykluczam, że ta współpraca będzie trwała dalej. Skoro przynosi pozytywne efekty, to po co coś zmieniać?

Dyplomata z Pana. Jeszcze niedawno był Pan zły, gdy ktoś nazywał go trenerem Agnieszki.
Było, minęło. Myślę, że dobrze nam zrobiła ta zmiana, bo coraz częściej na siebie z Agnieszką warczeliśmy. Kulminacją był ostatni Roland Garros, gdzie po prostu wyszedłem z siebie po jej porażce z Marią Szarapową. Oboje uznaliśmy wtedy, że trzeba trochę od siebie odpocząć.

Już nigdy nie będzie Pan jeździł z córkami na turnieje?
To bardziej pytanie do nich niż do mnie. Dziś wolą trenować ze mną w Krakowie, ale jeździć na turnieje z kimś innym. Może też się zdarzyć odwrotna sytuacja, że któraś z córek będzie chciała, bym znów zaczął z nią jeździć, ale ja już nie będę chciał. Ja naprawdę nie czuję się źle w obecnym układzie.

Kto jest Pana zdaniem faworytką Australian Open - Petra Kvitová?

Kandydatek jest piętnaście. Kvitová jest w tym gronie, ale ja osobiście w nią nie wierzę. Właśnie ze względu na australijskie lato, o które pan pytał. To nie jest Londyn czy klimatyzowana hala. Jest za duża - nie sądzę, by ze swoją masą wytrzymała dwa tygodnie grania w ekstremalnych upałach.

Wybieramy najpiękniejszą sportsmenkę Małopolski! Weź udział w plebiscycie!

"Super pies, super kot"! Zobacz zwierzaki zgłoszone w plebiscycie i oddaj głos!

Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska