FLESZ - Rewolucja dla kierowców. Te zmiany musisz znać
Program przywracania lokalnej komunikacji autobusowej, nazywany reaktywacją PKS-ów, wciąż jest w powijakach. Szansą na pokazanie, że w Małopolsce jeden z punktów tzw. piątki Kaczyńskiego to strzał w dziesiątkę, miał być dodatkowy nabór wniosków o dofinansowanie przewozów. Okazał się jeszcze większą klapą niż pierwsza edycja starań o dopłaty z Funduszu Rozwoju Przewozów Autobusowych.
Gdzie ci chętni na dopłaty do nowych linii?
Na dopłaty do przewozów autobusowych w Małopolsce zarezerwowano 16 mln zł.
- Naszym celem jest odbudowa lokalnych połączeń autobusowych. Ich system powinien być spójny i efektywny - mówił na początku sierpnia wojewoda małopolski Piotr Ćwik. Zaznaczał, że komunikacyjnych „białych plam” jest dużo w naszym regionie. Można się więc było spodziewać, iż chętnych na skorzystanie z dopłat będzie tak wielu, że zarezerwowana pula okaże się za mała.
Tymczasem wojewoda rozdzielił zaledwie 1 mln zł. Do tego połowę tej kwoty otrzymał marszałek województwa małopolskiego na 9 linii o większym niż tylko lokalne znaczeniu. Za rozdzielony milion przewidziano uruchomienie kursów na 38 nowych liniach autobusowych. A miało ich być nawet kilkanaście razy więcej. Brak chętnych tłumaczono m.in. bardzo krótkim terminem na składanie wniosków (niespełna 2 tygodnie), do tego w okresie wakacji.
Na większe zainteresowanie liczono w dodatkowym naborze, ogłoszonym we wrześniu. Samorządom dano miesiąc na przygotowanie wszystkich dokumentów. Termin ich składania minął tuż przed wyborami - 11 października. Było jeszcze gorzej niż w sierpniu. Wpłynęło tylko 9 wniosków dotyczących 16 linii autobusowych, a oczekiwana dopłata to zaledwie 150,7 tys. zł. A to oznacza, że niewykorzystane pozostanie blisko 15 mln zł na dofinansowanie nowych tras dla autobusów w Małopolsce.
Na początku przyszłego roku administracja rządowa zrobi trzecie podejście do reaktywacji PKS-ów. Wtedy samorządy będą starać się o dopłaty na #cały 2020 rok, bo przyznane teraz pieniądze to dofinansowanie tylko do końca grudnia 2019.
Chętnych do jeżdżenia też nie ma
Brak chętnych na dopłaty do autobusowych przewozów to nie jedyny problem. Marszałek ma kłopoty z uruchomieniem linii, na które dostał pieniądze.
Dopiero tydzień temu, tuż przed wyborami do Sejmu, podpisano umowę na obsługę regularnych połączeń na linii Bukowina Tatrzańska - Zakopane - Kościelisko - Chochołów - Zuberec - Dolný Kubín. Autobusy powinny wyjechać na trasę jeszcze w tym miesiącu. Każdego dnia będą po dwa kursy w każdym kierunku, a w sezonie letnim - po trzy.
Od 16 października jeżdżą autobusy na innej trasie (Olkusz - Krzeszowice), na którą marszałek dostał pieniądze od wojewody. Każdego dnia do dyspozycji pasażerów będzie po 13 kursów w każdym kierunku, od wczesnych godzin rannych do późnych wieczornych. Pierwszy autobus z Olkusza będzie wyjeżdżał o godz. 4.25, ostatni kurs z Krzeszowic zaplanowano na godz. 21.45.
Ale z Olkusza miały jeździć autobusy jeszcze na dwóch innych trasach. Na początku września pasażerowie wyszli na przystanki, bo upubliczniono rozkład jazdy, ale okazało się, że autobusy nie przyjechały, bo nie rozstrzygnięto przetargu, który miał wyłonić przewoźnika. Wówczas urzędnicy marszałka informowali, że kursy na nowych liniach ruszą #1 października, ale i tego terminu nie dotrzymano, bo pod koniec września unieważniono przetargi na firmy obsługujące linie. Obecnie składane deklaracje dotyczą uruchomienia do końca miesiąca linii Olkusz - Kraków przez Trzyciąż. Nadal nie wiadomo, co z trasą Olkusz - Kraków przez Skałę.
