Aby referendum było ważne, musiało wziąć w nim udział ponad osiem tysięcy osób. W żadnym z obwodów nie uzyskano jednak wymaganej frekwencji 26,69 proc. Najbliżej tego progu było w Stanisławiu Górnym gdzie doliczono się 21,28 proc. głosujących.
Mieszkańcy gminy, a w szczególności mieszkańcy sołectw, gremialnie pozostali w domach. Wpływ na taki obrót sprawy miał na pewno brak dostatecznej informacji. Ale też wielu mieszkańców nie widziało potrzeby pójścia do urn.
- A po co? Za rok i tak będą wybory - przekonuje Tomasz Kowalczyk, mieszkaniec gminy Wadowice. - Odwołamy panią burmistrz i kto ją zastąpi? U nas nie ma żadnego wyraźnego lidera, który jednocześnie miałby szacunek ludzi i umiał zarządzać gminą - dodaje.
Za to opozycja przekonuje, że tak mało ludzi przyszło zagłosować, bo byli zdezorientowani. Dochodziło do niszczenia banerów i ulotek.
- Przeciwnicy referendum prowadzili kampanię zastraszania. Wielu ludzi widząc, że są obserwowani przez urzędników czy fotografowani, wolało minąć lokal wyborczy - mówi Mariusz Witkowski z Inicjatywy Wolne Wadowice, która doprowadziła do referendum. Twierdzi, że w dniu referendum przed lokalami wyborczymi na wchodzących do środka czatowali m.in. urzędnicy. Jak przekonuje, ma na to dowody (filmy), które będzie chciał przedstawić w prokuraturze..
W czasie kampanii burmistrz Ewa Filipiak wystosowała do mieszkańców gminy list, w którym nawoływała, aby do referendum nie iść. Sama zadeklarowała, że głosować nie pójdzie.
Radny miejski Kazimierz Lichwiarski, przewodniczący komisji praworządności, został złapany, jak zabierał ulotki zwolenników głosowania. Doszło też do zniszczenia samochodu jednego z mieszkańców miasta, który miał na nim baner zachęcający do pójścia do urn, a którego żona zasiadała w Miejskiej Komisji Wyborczej.
Dodajmy, że i lokalni politycy zwalczali referendum. Tak było np. w przypadku PiS. Jego działacze mimo zaleceń władz partii z Warszawy, aby w referendum głosować, w Wadowicach lansowali odmienne stanowisko.
- Referendum jest nieważne, ale prawie 30 proc. głosujących w wyborach samorządowych opowiedziało się przeciwko Ewie Filipiak i to pomimo represji - podkreśla Mateusz Klinowski, lider IWW. Przekonując, że to wyraźny sygnał, że w Wadowicach coś wreszcie się zmienia na lepsze.
Warto wyjaśnić, że zwykle w wyborach samorządowych uczestniczy w wadowickiej gminie około połowy uprawnionych wyborców. W niedzielę w głosowaniu nad odwołaniem burmistrz wzięło udział 4261 mieszkańców gminy, co daje frekwencję 14,05 proc. Oddano 4177 głosów ważnych, z czego 4030 mieszkańców zagłosowało za odwołaniem burmistrz Wadowic.
Także w głosowaniu nad odwołaniem Rady Miejskiej w Wadowicach uczestniczyło tyle samo osób, co przy próbie odwołania burmistrza. W tym przypadku frekwencja wyniosła 14,06 proc, bo tu potrzeba było o pięć głosów więcej. Oddano 4 178 głosów ważnych, z czego 4054 mieszkańców zagłosowało za odwołaniem Rady.
- Wyniki pokazują, że wcale nie jest tak pięknie i różowo, jak władze mówią. Cztery tysiące to sporo ludzi oburzonych brakiem perspektyw w mieście, brakiem pracy. Cieszę się, że tyle ludzi poszło głosować - mówi Mariola Folga-Stanek z Gorzenia Dolnego.
Wyniki referendum w Wadowicach
Czy jest Pan/ Pani za odwołaniem Ewy Filipiak, burmistrz Wadowic przed upływem kadencji?
Ważnych głosów: 4177
Frekwencja 14,05%
Za odwołaniem: 4030 (96,48%)
Czy jest Pan/Pani za odwołaniem Rady Miejskiej w Wadowicach przed upływem kadencji?
Ważnych głosów: 4178
Frekwencja: 14,06 %
za odwołaniem: 4054 głosów (97,03%)
Artykuły, za które warto zapłacić! Sprawdź i przeczytaj
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!
"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+
