Taki sezon po fatalnym lecie 2014 r. pozwala odbić się od dna. A było ono blisko, gdy w lipcu ubiegłego roku nie padało tylko przez cztery dni. - Plaża nawet nie zdążyła wyschnąć, gdy nadchodziły kolejne deszcze - wspomina Piotr Jankowski. - Trudno wtedy liczyć na turystów. Nie mamy przecież term, na których można by ich zatrzymać.
Dlatego dzierżawca pola namiotowego prowadzi jednocześnie ośrodek wypoczynkowy "Barbara". W restauracji serwuje kuchnię regionalną, w tym pstrąga i sandacza z miejscowych wód. Stateczkiem "Jaskółka" wozi turystów po Jeziorze Rożnowskim. Z sentymentem wraca do czasów, gdy wynajmowano letnikom przeszło dwa tysiące domków zakładowych, rozsianych po całym rejonie jeziora. Potem sprzedano je pracownikom i tłuste lata się skończyły.
- Ci ludzie to głównie emeryci, których nie stać na korzystanie z tutejszych atrakcji - zauważa Jankowski. - Jeśli w ogóle przyjeżdżają nad jezioro, to przywożą ze sobą jedzenie. Miejscowa gastronomia w ogóle nie zauważa więc ich obecności.
Tymczasem turyści twierdzą, że jakość dań serwowanych nad jeziorem znacznie się poprawiła. Krakowianin Piotr Kurczab chwali obiady wydawane w "Barbarze". Zwłaszcza że nie są drogie. - Jeśli moi synowie, 13-letni Piotr i 7-letni Paweł znani w rodzinie jako smakosze pomidorówki chwalą serwowaną tutaj zupę za trzy złote, to chyba dowód, że jest naprawdę smaczna - sugeruje Piotr Kurczab. Nad Jezioro Rożnowskie wrócił po wielu latach i już deklaruje, że będzie tutaj spędzał wakacje.
- Teren rozpoznałem i widzę, że jest gdzie się zatrzymać z przyczepą, więc ją kupię i do Gródka z pewnością wrócę - zapowiada.
Takiej opcji nie wyklucza też Dariusz Chudziak. Nad jezioro przyjechał aż z Rotterdamu ze swoją partnerką Izabelą i 10-letnim synem Igorem. Szukali jakiegoś ciekawego miejsca na wypoczynek w Małopolsce. W internecie znaleźli Gródek i ruszyli w drogę. Igor twierdzi, że warto było dla ciepłej wody i widoku gór, okalających jezioro. - Tamta jest piękna - przekonuje i wskazuje palcem na Małpią Wyspę.
Cała trójka zamieszkała w małym domku przy plaży.
- Sheratonu nie przypomina, ale jest czysto i schludnie - mówi pani Izabela. - No i mamy zupełnie inny klimat. W Rotterdamie mieszkamy przy porcie. Czujemy morską bryzę i słyszymy nieustanny krzyk mew. Tutaj jest cicho i spokojnie.
Spokój ceni sobie też rodzina Wójcików z miejscowości Sudół koło Ostrowca Świętokrzyskiego. Nad jezioro przyjechali tylko na cztery dni i już żałują, że wypoczywali tam tak krótko. - Naszego 3-letniego Daniela w ogóle nie można było wygonić z plaży - mówi Monika Wójcik. - A 9-letni Patryk ciągle siedział w wodzie, taka była ciepła.
- Czasami z niej wychodziłem - protestuje Patryk. - Przecież płynąłem z tatą "Jaskółką" do zapory w Rożnowie.
Wójcikowie podkreślają, że cenią Gródek za czyste, piaszczyste plaże. - No i wszystko jest na miejscu - dodaje Piotr Wójcik. - Sklepy, bary, jezioro. Nie trzeba pokonywać wielu kilometrów, żeby zrobić zakupy, coś zjeść i poplażować.
Woda i słońce to za mało
Piotr Jankowski, który zna miejscowy biznes jak mało kto, zwraca uwagę, że nad jeziorem przybyło atrakcji. Samo słońce i woda nie zatrzymają turystów, którzy szukają czegoś więcej niż plażowanie. Stąd m.in. park linowy, który otwarto w maju w lesie nieopodal urzędu gminy. Nie było dnia, by nie szalały tam dzieci. Wśród nich były m.in. 14-letnia Kamila i 12-letni Sebastian Stankiewiczowie ze Strzelec Opolskich.
- Przyjechaliśmy nad jezioro w ostatnich dniach sierpnia, a więc już prawie po sezonie - mówi Beata Stankiewicz. - Dlatego jest już cicho i spokojnie. No i nie ma kolejek do takich atrakcji, jak ten wspaniały park.
Rodzina ze Śląska Opolskiego planowała jeszcze skorzystać z oferty stadniny koni, prowadzonej przez Małgorzatę i Jerzego Jabłońskich. Ona także mieści się w centrum Gródka nad Dunajcem i na brak klientów nie może narzekać. Mają do dyspozycji dziesięć koni, w tym dwa kucyki.
- Działamy od czterech lat i wciąż rozwijamy działalność, bo widzimy, że jest duże zainteresowanie jazdą konną - mówi Małgorzata Jabłońska. - Po długim dniu na plaży przychodzą do nas zmęczeni słońcem turyści, żeby się zrelaksować.
Małżeństwo Jabłońskich prowadzi jednocześnie "Szałas pod Dębem". To jedyny lokal w Gródku, w którym w każdy weekend odbywają się wieczorki taneczne z muzyką na żywo.
- Nazywamy je potupajkami i zawsze mamy komplet gości - cieszy się Jerzy Jabłoński.
Wójt Gródka nad Dunajcem nie pamięta tak udanego sezonu. Dotąd każdego lata na jego biurko spływały wnioski o umorzenie bądź rozłożenie na raty podatków od działalności gospodarczej. Kierowali je właściciele pensjonatów i lokali gastronomicznych, żyjący z turystyki. Gdy padał deszcz, było zimno i nad jezioro zaglądała garstka zdesperowanych gości notowali same straty. Teraz mają zyski. Dla gminy, której zadłużenie sięga 11 mln zł to ważne. Nawet, jeśli suma z podatków od 30 gospodarstw agroturystycznych, 15 lokali gastronomicznych i 10 sklepów ledwie przekracza 50 tys. zł.
- Suma jest może symboliczna, ale przynajmniej ludzie mają pracę, a większość z nich tym wakacyjnym sezonem zarabia na resztę roku - mówi wójt Tobiasz. I dodaje, że rozwój turystyki nad Jeziorem Rożnowskim widzi w jasnych barwach. Zwłaszcza że pojawiła się tam także oferta dla luksusowego klienta. Znany sądecki biznesmen Andrzej Wiśniowski, największy producent bram garażowych w Polsce tego lata uruchomił w Siennej luksusowy, pięciogwiazdkowy hotel "Heron". W Gródku działa zaś komfortowy i nowoczesny "Lemon Resort SPA". Strefa saun i baseny z widokiem na jezioro sprawiają, że jest tam komplet gości niezależnie od pogody.
- Ona z pewnością jest matką sukcesu, jakim był tegoroczny sezon - przyznaje Józef Tobiasz. - Chcę jednak wierzyć, że i my się do niego przyczyniliśmy. W lipcu zorganizowaliśmy bieg nad jeziorem, na który zjechały setki biegaczy. Były turnieje piłki plażowej, regaty żeglarskie i kino letnie, podczas którego można było oglądać nocą filmy pod gołym niebem. O Gródku i jeziorze dużo się pisało i mówiło. I to procentowało, bo mieliśmy gości, którzy wypoczywali u nas po raz pierwszy i zadeklarowali, że na pewno nie ostatni.