Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Rocznica stanu wojennego. "Czułem, że Polacy się nie złamią"

Marta Paluch
Włoski dziennikarz Luigi Geninazzi spotkał się z Lechem Wałęsą w listopadzie 1982 r. Przyszły prezydent RP powiedział mu wtedy, że "Solidarność" przetrwa. - Czuję, że zwyciężymy - dodał.
Włoski dziennikarz Luigi Geninazzi spotkał się z Lechem Wałęsą w listopadzie 1982 r. Przyszły prezydent RP powiedział mu wtedy, że "Solidarność" przetrwa. - Czuję, że zwyciężymy - dodał. Fot. Archiwum
Rozmawiamy z Luigim Geninazzim, włoskim dziennikarzem, od lat 80. korespondentem w Polsce i Europie Środkowej, autorem książki "Czerwona Atlantyda. Upadek komunizmu w Europie Wschodniej".

Jak zapamiętałeś grudzień 1981 roku?
13 grudnia z rana zadzwonił do mnie kolega i mówi: zamach stanu w Polsce. Szok. Najgorsze było to, że nie można się było nic dowiedzieć. Siedziałem wtedy w swoim mieszkaniu we Włoszech, a w telewizji na okrągło pokazywali przemówienie Jaruzelskiego. Gdy w listopadzie 1981 roku spotkałem Tadeusza Mazowieckiego i Bronisława Geremka, którzy przyjechali na międzynarodową konferencję w Watykanie, pamiętam, że byli bardzo zaniepokojeni. Mówili, że sytuacja w Polsce jest coraz gorsza, czuliśmy, że coś się szykuje. Ale nikt wtedy sobie nie wyobrażał czegoś takiego... Wtedy, w grudniu, rozmawiałem w Rzymie z Bogdanem Cywińskim, bliskim współpracownikiem Lecha Wałęsa. Nie miał wiadomości z Polski, ale był pewien, że Polacy nadal będą się opierać. Ja też tych wiadomości nie miałem. Było kilku korespondentów zagranicznych w Warszawie, lecz ich teksty przechodziły przez cenzurę.

Co zrobiłeś potem?
Spróbowałem się dostać do Polski. To było trochę głupie. 17 grudnia poleciałem do Szwecji. Pamiętam, że w Ystad, na pustych zimowych ulicach widniały drogowskazy "Polska" - tak jak gdyby była tuż za rogiem. Chodziło o prom do Świnoujścia. Kiedy przypłynąłem do Polski, dowiedziałem się, że nie dadzą mi wizy. Ale czekając na powrotny prom, spędziłem cały dzień w barze w Świnoujściu. Jeden z gości przetłumaczył mi gazety, trochę rozmawialiśmy. Cały czas pilnował mnie młody poborowy. Czułem, że jemu też nie podoba się ta sytuacja. Nie chciał strzelać. Ludzie już słyszeli o krwawych wydarzeniach na Śląsku z podziemnego radia, choć nazwa "Wujek" nie padła.

WIDEO: Rocznica wprowadzenia stanu wojennego. Protest pod domem gen. C. Kiszczaka. "To nie jest lincz, chcemy sprawiedliwości"

Źródło: TVN24, X-News

Co było w gazetach?
"Dni stanu wojennego musi wypełnić wzmożona praca, dyscyplina, porządek". Mój tłumacz szeptem mówił mi, jak sytuacja wygląda naprawdę: że jest bardzo napięta, a na Śląsku górnicy grożą wysadzeniem w powietrze kopalni. Przez okno baru widziałem, że na ulicach życie zamarło. Były fabryki, ale nikt nie pracował. Twarze żołnierzy, milicjantów, często bardzo młodych, zaniepokojone, nerwowe. Wrażenie pustki, kompletnego surrealizmu.

Byłeś za bramą stoczni w sierpniu 1980, gdy wszystko wydawało się możliwe. A potem siedziałeś w tym barze i widziałeś wojnę. Co czułeś?
Nie wiedziałem, co myśleć, byłem rozbity. Ale od początku miałem swoje przeczucia.

Jakie?
Że "Solidarność" nie zniknie. Że nie będzie jak w Czechosłowacji. Czułem, że Polacy się nie złamią. Mimo tych wszystkich okropnych wiadomości, prawdziwych i nie - na przykład tej, że mój przyjaciel Tadeusz Mazowiecki zmarł w obozie internowania. Nie mogłem sobie wyobrazić, że ludzie, których poznałem w stoczni, Polacy, po kilku miesiącach wrócą do poprzedniego życia.

A Ty musiałeś wracać do Szwecji?
Późnym wieczorem tego samego dnia, do Ystad. Na promie byłem świadkiem wymownej sceny. Polska załoga miała telewizor, w którym oglądaliśmy razem "Dziennik Telewizyjny". A w nim przegląd wspaniałych polskich fabryk, darów ZSRR. A już powszechną wesołość marynarzy wywołał reporter, który próbował nakłonić przechodniów do wypowiadania pozytywnych opinii na temat stanu wojennego. Nad telewizorem wisiał wielki plakat "Solidarności". Marynarze powiedzieli, że nikt im nie ośmielił się go zdjąć.

Jak o tych wydarzeniach pisały gazety na Zachodzie?
Niektórzy komentatorzy pisali, że Jaruzelski uchronił Polskę przed wejściem Rosjan. Ale to były głupoty. Według mnie i wielu innych dziennikarzy, było wiadomo, że stan wojenny nie przyniesie nic dobrego. I zdarzyło się coś nieoczekiwanego. Gdy gazety pisały np. o Węgrzech w 1956, czy Czechosłowacji w 1968 roku, to trwało kilka tygodni. Potem inny temat stawał się ważniejszy. A w przypadku Polski tak nie było. Od 13 grudnia 1981 aż do 1989 roku wydarzenia w waszym kraju były na pierwszych stronach.

Udało Ci się w końcu wjechać do Polski?
Przyjechałem z pomocą humanitarną, na trzy tygodnie, w lutym 1982 roku. Odwiedziłem Warszawę i Gdańsk. Był nadal stan wojenny, ale nikt mnie nie zatrzymywał. Czułem, że reżim trochę poluzował. Czułem, że... jeszcze Polska nie zginęła. Oczywiście, przed Hotelem Europejskim stał czołg, a podnosząc słuchawkę słyszałem: uwaga, rozmowa kontrolowana. Idiotyczne, bo przez telefon nie mówiliśmy nic ważnego. Pamiętam też, że w sklepach nie było absolutnie nic. Naprawdę, ocet na półkach.

Żona pakowała Ci zawsze pomarańcze dla przyjaciół?
Obowiązkowo. Pamiętam też z tego czasu zabawne sceny. Miałem się spotkać w jednym z kościołów z opozycjonistą, Stefanem Frankiewiczem, późniejszym ambasadorem Polski w Watykanie. Nigdy wcześniej się nie widzieliśmy. Przychodzę więc do tego kościoła, podchodzi do mnie jakiś wielki typ i pyta: - Pan Geninazzi? Ja na to po francusku: - Tak, a pan to Frankiewicz? - Tak - odpowiedział. Zacząłem mówić po francusku, ale widzę, że tamten nic nie rozumie. I nagle po prostu uciekł. Esbek. Po chwili przyszedł prawdziwy Frankiewicz.

Rozmawiałeś z Lechem Wałęsą, gdy wyszedł z internowania. Co mówił?
Wyszedł w listopadzie 1982 r. Powiedział mi wtedy: - "Solidarność" przetrwa. Nie nawołuję do wojny, demonstracji, ale zostaję tu i czuję, że zwyciężymy - dodał. Był spokojny. Reporterzy go pytali: - Jak zwyciężycie, skoro większość przywódców jest internowana, "S" nie istnieje, a pan będzie musiał wrócić jako zwykły robotnik do stoczni? Wygląda na to, że to Jaruzelski zwyciężył.
Ale Wałęsa był pewny. To tak jak z naszą wiarą w raj: nie widzieliśmy go, ale wierzymy, że tam pójdziemy... Jechałem z nim wtedy samochodem z Warszawy do Gdańska. Trochę rozmawialiśmy, ale większość drogi przespał, był zmęczony. Powtarzał: - Będziemy stosować opór. Wierzył, że to w końcu przyniesie efekt. Miał rację. Niedługo "S" odrodziła się w podziemiu. Czasem zabawne było to ich ukrywanie się.

Dlaczego?
Pamiętam swoje spotkanie ze Zbigniewem Bujakiem, w kawiarni, z przyjaciółmi, na obrzeżach Warszawy. Miał brodę, ukrywał się, szukała go cała policja w kraju, a jednocześnie ci, którzy chcieli z nim się spotkać jak ja, mogli to bez problemu zrobić. Widziałem, że społeczeństwo wspiera "Solidarność". Potem zobaczyłem to podczas pielgrzymki papieża w 1983 roku. Miliony ludzi na Krakowskim Przedmieściu krzyczały: "Solidarność żyje!".

Myślisz, że w 1981 r. Rosjanie byli za słabi, aby wejść do Polski?
Tak sądzę. Nawet Jaruzelski w swojej autobiografii napisał, że nie było dokładnych informacji wskazujących, że wejdą. Pamiętajmy, że ZSRR miał wtedy na głowie wojnę w Afganistanie, a agresja rosyjska byłaby postrzegana na świecie jak powtórka z 17 września 1939 roku. Moim zdaniem, stan wojenny był złem i to nie mniejszym, tylko po prostu złem. Ale żeby być sprawiedliwym, trzeba przyznać, że generał zrehabilitował się za ten błąd, przy Okrągłym Stole. Wtedy miał odwagę zrobić to, od czego powstrzymał się w 1981 roku.

Jaką atmosferę czułeś na początku lat '80. w Polsce? Szarość, depresję?
Wielu ludzi wycofało się do wewnątrz. Szukali wspólnoty, przyjaciół. Najpiękniejsze przyjaźnie, jakie nawiązałem w życiu, to właśnie te w Polsce, w tamtych latach. Przyjeżdżałem do nich z tymi pomarańczami, choć nie tylko o nie chodziło (śmiech). Do dziś się przyjaźnimy, wielu z nich, jak Wałęsa, Mazowiecki, Geremek, stali się ważnymi ludźmi w wolnej Polsce.

Wałęsa nie jest chyba łatwym człowiekiem?
Dla mnie zawsze był otwarty, dostępny. Myślę, że Polska go doceni na nowo, ale z dalszej perspektywy. Bo choć prezydentem nie był doskonałym, to jako przywódca "Solidarności" w latach 80. nie popełniał błędów. I miał bardzo silną wiarę, że opór, solidarność ma sens.

Nadal mamy tę wiarę?
Chyba nie do końca doceniacie to, co się stało. Często słyszę: OK, pokonaliśmy komunizm, dobra robota, ale teraz mamy inne problemy. A ja myślę, że pamięć jest bardzo ważna. Trzeba pamiętać o tym, że można było wygrać ze strasznym reżimem bez przemocy, poprzez dialog.

Podziwiasz Polaków?
Uwielbiam. Reporterzy często mi mówili, że lata 80. spędzone w Polsce były wspaniałe, bogate, pełne emocji, ważne. Nie tylko zawodowo. Mogę się pod tym tylko podpisać.

Zobacz najświeższe newsy wideo z kraju i ze świata
"Gazeta Krakowska" na Youtubie, Twitterze i Google+
Artykuły, za które warto zapłacić! Sprawdź i przeczytaj

Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska