Pan Zbigniew przez 10 lat oszczędzał ciężko zarobione pieniądze. Już na emeryturze dorabiał w hipermarkecie. - To była ciężka praca, często w nocy. A mam II grupę inwalidzką - opowiada. Pracował tak ciężko, ponieważ chciał dołożyć córce na jej wymarzone, pierwsze mieszkanie. Skusiła go bardzo atrakcyjna prowizja w Amber Gold - 12 proc. na lokacie.
- Nie miałem podejrzeń. W biurze firmy przy ul. Stradomskiej w Krakowie przyjął mnie elegancki pracownik firmy. Budził zaufanie, wszystko wydawało się takie piękne - opowiada oszukany.
Pieniądze wpłacił w lutym i czerwcu 2012 roku. W umowie napisane było również, że w przypadku zerwania umowy firma potrąci mu tylko 9,5 proc. wpłaconej sumy.
Okazało się, że pieniądze, na które tak ciężko pracował, najprawdopodobniej przepadły. Gdy w sierpniu ubiegłego roku w panice chciał wraz z innymi klientami wycofać swój wkład, zastał zamknięte drzwi biura przy Stradomskiej. A w telewizji z bezsilną złością oglądał kolejne doniesienia o oszustwach szefa Amber Gold, Marcina P. Mieszkanie, na które liczyła jego córka, przepadło - bez wkładu ojca nie miała potrzebnej sumy.
Kiedy w Gdańsku ruszyło śledztwo (czerwiec 2012) i Marcin P. usłyszał zarzuty, pan Zbigniew miał wielką nadzieję, że odzyska pieniądze.
- Zgłosiłem swoją wierzytelność do sędziego-komisarza w Gdańsku w październiku 2012 r. - z odsetkami jest tego prawie 36 tys. zł. W tym samym miesiącu poszedłem do krakowskiej prokuratury, żeby złożyć zeznania. Śledczy skserowali tylko dokumenty i obiecali je przekazać do Prokuratury Okręgowej w Łodzi, która przejęła śledztwo - żali się pan Zbigniew.
W kwietniu tego roku odezwała się do niego krakowska ABW... - Nie wiem, dlaczego mnie przesłuchiwali. To nie jest przecież instytucja dla poszkodowanych - dziwi się. - ABW w Gdańsku dostała zlecenie od prokuratury prowadzącej śledztwo, by pomóc jej w przesłuchiwaniu świadków. Nasze biuro to robi, by nie fatygować ich do Gdańska - powiedziano nam w delegaturze ABW w Krakowie.
Jak mówi prok. Jacek Pakuła z Prokuratury Okręgowej w Łodzi, do zakończenia śledztwa daleko. - Do grudnia czekamy na opinię dot. przepływu finansów w spółce. Ta z kolei pewnie pociągnie za sobą następne - podkreśla. Dodaje, że zarzuty wobec Marcina P. i jego żony Katarzyny P. obejmują przestępstwa wobec 4 tys. osób. Zaś zabezpieczony przez śledczych majątek małżeństwa P. to tylko 6,5 mln zł. - Prowadzimy czynności, by dowiedzieć się, czy nie ukryli jakiegoś majątku - mówi prok. Pakuła.
Spółka upadła, majątkiem zarządza syndyk. Czy zaspokoi takich wierzycieli jak pan Zbigniew? Szanse są marne.
- Wartość zlikwidowanego do dziś majątku upadłościowego spółki to 23,7 mln zł - mówi Tomasz Adamski, rzecznik Sądu Okręgowego w Gdańsku. Dodaje, że teraz nie można stwierdzić jacy wierzyciele zostaną zaspokojeni.
- Jestem rozgoryczony, ale jeszcze liczę, że jednak coś odzyskam - mówi Z. Drożdż.
Artykuły, za które warto zapłacić! Sprawdź i przeczytaj
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!
"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+