Przed kolejką finałową prezes Pro League powiedział, że wystartuje helikopterem z trofeum i medalami i będzie śledził rozwój wydarzeń. Tam, gdzie będzie mistrz, tam poleci.

W ostatniej rundzie o tytuł walczyły Royal Antwerp, Royele Union Saint-Gilloise i KRC Genk. Genk podejmował Antwerpię, a Union – już nie walczący o tytuł FC Brugge.



Tak wyglądała tabela:
- Antwerp - 46 pkt
- Union - 46
- Genk - 45
- Brugge - 33
W pierwszej połowie Genku z Antwerpą miało miejsce poważne spięcie. W jednej z sytuacji argentyński obrońca Antwerp Gaston Avila został uderzony w głowę – musiał grać w bandażu.

Groźniejsi byli goście, a gospodarze nie strzelili aż do 44. minuty. Ale nie ilość jest ważna, ale jakość. Tuż przed przerwą napastnik Tolu Arokodare otworzył wynik, a Genk wskoczył z trzeciego miejsca na pierwsze!

- Genk - 48
- Union - 47
- Antwerp - 46
Ale tuż po wznowieniu gry po przerwie w iworyjski skrzydłowy Simon Adingra, należący do Brighton, wysforował Union na pierwsze miejsce i dał fanom brukselskiego klubu nadzieję na mistrzostwo 88 lat po zdobyciu ostatniego tytułu.

Genk spadł na drugie miejsce, a Antwerp został na trzecim.
- Union - 49
- Genk - 48
- Antwerp - 46
W 58. minucie holenderski napastnik Gyrano Kerk zainspirował Antwerpię, wyrównując w Genku na 1:1.

Union nadal był pierwszy, Antwerp – drugi, Genk z powrotem na trzecim miejscu.
- Union - 49
- Antwerp - 47
- Genk - 46
Ale 75. minucie Genk z Antwerpią ponownie zamieniły się miejscami, bo kapitan Brian Heynen wyprowadził gospodarzy na prowadzenie 2:1 i zdawało się, że ostatecznie pogrzebał nadzieje Antwerpii.

- Union - 49
- Genk - 48
- Antwerp - 46
88. minuta. Wyglądało na to, że FC Brugge pogodził się z porażką, a kibice Unionu zaczęli świętować mistrzostwo. Ale chwilę potem wydarzyła się katastrofa.
W 89. minucie trener Brugii wycofał z gry środkowego pomocnika Matsa Ritsa i wypuścił 22-letniego Japończyka Shiona Hommę, który w tym sezonie rozegrał zaledwie... minutę. Homma wpadł na boisko niczym meteoryt i już pierwszym kontaktem w dorosłej piłce zamknął dośrodkowanie szkockiego obrońcy Jacka Hendry'ego! 1:1.

I teraz Genk mistrzem! Union – drugi, Antwerp – trzeci.
- Genk - 48
- Union - 47
- Antwerp - 46
90+3. Union zaatakował, aby odrobić stratę i nadział się na kontratak, który zakończył Noah Lang (przy asyście tego samego niesamowitego Hommy) 1:2.

Genk na pierwszym miejscu, Antwerp na drugim, Union spadł na trzecie.
- Genk - 48
- Antwerp - 46
- Union - 46 (Antwerp znalazł się wyżej, ponieważ Union faktycznie miał 45,5)
Sędzia meczu Genk – Antwerp Nathan Werbomen dodał 6 minut do normatywnego czasu gry.
90+4. Toby Alderweireld w ostatnim ataku (!) Antwerpii trafił z linii karnej pod poprzeczkę! Jeszcze raz: 34-letni defensor Toby Alderweireld zapewnił drużynie tytuł strzałem z dystansu! Dokonał tego, czego nie osiągnął w Tottenhamie!


Jego zespół natychmiast wskoczył z trzeciego miejsca z powrotem na pierwsze, gdzie doczekał do końcowego gwizdka.
- Antwerp - 47
- Genk - 46
- Union - 46 (Genk znalazł się wyżej, jako mistrz sezonu zasadniczego)
90+10. Union stracił jeszcze jednego gola na 1:3, który nie miał już żadnego znaczenia.

Antwerpia została mistrzem po raz pierwszy od 1957 roku!



Union rozpadł się całkowicie w doliczonym czasie gry tracąc z Brugge trzy gole – w 89., 93. i 100. minucie. „Brukselki” pierwszy raz w tym sezonie przegrały mecz, w którym otworzyły wynik. Wcześniej notowały wyśmienity bilans 27-2-0. Club Brugge, podobnie jak w poprzednim sezonie, pozbawił Union mistrzostwa (ale tym razem również został bez trofeum).

Niesamowite.
Antwerp mistrzem. Genk na drugim miejscu. Unon dopiero trzeci, choć dzieliła go minuta od tytułu.


Za to kochamy piłkę nożną!
Dramatyczne finały w Belgii – efekt zmiany formuły rozgrywek
Tak piękny finał to nie tylko przypadek, ale efekt reformy ligowych rozgrywek Belgii.
Dla tych, którzy nie śledzili zbytnio belgijskiej Pro League w tym sezonie, może dziwić fakt, że Anderlecht Bruksela nie znalazł się w gronie pretendentów do tytułu, a dopiero na czwartym miejscu uplasowała się Brugia. Rzeczywiście, od sezonu 2009/10, kiedy Belgia przeszła reformę mistrzostw i wprowadzono rundę barażową, mającą na celu wyłonienie mistrza po zakończeniu sezonu zasadniczego – wprowadzono dodatkowy dwurundowy turniej dla czterech najlepszych drużyn – tylko cztery kluby zdobyły tytuł.
Po pięć zwycięstw główni belgijscy giganci – Brugge i Anderlecht. Dwukrotnie mistrzem został Genk – fabryka gwiazd, która wychowała Kevina de Bruyne'a, Thibauta Courtois, Divocka Origiego, Leandro Trossarda, Christiana Benteke, Timothy'ego Castagne'a, Wilfreda Ndidiego i innych. I raz mistrzem został Gent.
Istotą reformy było zwiększenie liczby czołowych meczów w mistrzostwach oraz zwiększenie rywalizacji w walce o tytuł. Po zakończeniu sezonu zasadniczego liczba punktów zdobytych przez uczestników play-offów redukuje się o połowę, co niweluje luki i zaostrza zmagania. Oznacza to, że jeśli w sezonie zasadniczym drużyna była w stanie oderwać się od rywali wygodnymi sześcioma punktami, to play-off rozpocznie dopiero z trzypunktową przewagą i zagra nie z outsiderami, ale z najsilniejszymi przeciwnikami.
Redukcja punktów o połowę zaostrza walkę w rundzie finałowej
W tym systemie jest też ważny niuans – kiedy punkty uczestników play-offów zostaną zmniejszone o połowę, jest niemal nieuniknione, że ktoś po sezonie zasadniczym będzie miał nieparzystą liczbę punktów. A liczby nieparzyste, jak wiadomo, nie dzielą się przez dwa bez reszty. W tym sezonie liderzy regularnych mistrzostw Genk i Union zdobyli po 75 punktów. A trzecia Antwerpia – 72.
W fazie play-off trzypunktowa różnica między zespołami zmniejszyła się do dwóch: po podzieleniu na dwa Antwerpia rozpoczęła ten etap z 36 punktami, a jej główni rywale z 38 – ich 37,5 punktu zaokrąglono w górę. Wygląda to niesprawiedliwie, ale tylko na pierwszy rzut oka. Zgodnie z regulaminem, jeśli według wyników play-offów Antwerpia zdobędzie równą liczbę punktów z przeciwnikami, będzie ona wyższa niezależnie od różnicy bramek, bezpośrednich pojedynków, liczby zwycięstw i innych dodatkowych wskaźników. W takim przypadku otrzymuje rekompensatę w postaci pół punktu dodanego do konkurentów.
Dlatego przed ostatnią rundą Antwerpia była na pierwszym miejscu: zwycięstwo na wyjeździe w Genk zapewniało jej tytuł mistrza. Po raz pierwszy od sezonu 1956/57. Jednak mimo to bukmacherzy nie uważali zespołu Van Bommela za oczywistego faworyta.
Jak wyglądał rozkład gier w ostatniej kolejce?
Jaki był układy w tabeli przed ostatnią rundą? Ważne, aby jeszcze bardziej zagłębić się w szalone zakończenie.
Znacznie większe szanse na zdobycie mistrzostwa Antwerpia miała w przedostatniej rundzie, kiedy gościła Union. Zwycięstwo gospodarzy nad głównym rywalem zagwarantowało złoto najstarszemu belgijskiemu klubowi. I byli jak najbliżej – już na samym początku otworzyli wynik i całkowicie kontrolowali grę. Do 80. minuty Union oddał tylko jeden strzał w kierunku bramki i żadnego celnego. Ponadto ekipa z Brukseli, która przystąpiła do meczu bez kontuzjowanych liderów – kapitanów Teddy'ego Theumy i Victora Bonifase'a – na początku drugiej połowy poniosła jeszcze dwie duże straty. Prowadzący środkowy obrońca Siebe van der Heijden został najpierw kontuzjowany, a kilka minut później środkowy pomocnik Sen Linen otrzymał bezpośrednią czerwoną kartkę.
Na trybunach Boseilstadion zaczęli już przygotowywać się do wielkiego święta, ale 10 minut przed końcowym gwizdkiem, w najrzadszym ataku w tym meczu, Union wyrównał – uderzenie rezerwowego pomocnika Camerona Puertasa odbił się od stopy 18-latka Jorne Spileersa i weteran Arthur Vermeeren posłał piłkę w róg strzelając samobója. Zszokowani gospodarze nie byli w stanie nawet zorganizować ataku na bramkę Unionu na zakończenie spotkania.
W efekcie przed ostatnią kolejką sytuacja w tabeli była jak najbardziej zagmatwana. Union zachował szanse na pierwsze mistrzostwo od sezonu 1934/35. I Genk skorzystał z remisu liderów, wygrywając 3:1 na wyjeździe z Brugge. Wcześniej klub zachował tylko teoretyczne szanse na tytuł z powodu nieudanego startu w play-offach, ale zbliżył się do prowadzących na jeden punkt.
Przetrzebiony Union podejmował grający o nic Brugge
W równoległym meczu Union miał u siebie pokonać Brugge. Gdyby Antwerpia nie zdobyła trzech punktów w Genk, zwycięstwo Unionu uczyniłoby go mistrzem kraju po 88 latach.
Zadanie wydawało się wykonalne – w końcu Brugia grała o nic. Zespół zrobił furorę w fazie grupowej Ligi Mistrzów (przedwcześnie wyszedł z grupy, zostawiając za burtą Atletico Madryt i Bayer Leverkusen), ale stracił punkty w krajowych mistrzostwach. Zimą zarząd zmienił trenera – zamiast Carla Hoefkensa przyszedł Scott Parker. I za rządów Anglika było tylko gorzej – Club Brugge odpadł z Ligi Mistrzów (w dwumeczu przegrał z Benfiką Lizbona 1:7) i odniósł tylko dwa zwycięstwa w 10 meczach mistrzostw Belgii.
Innym ważnym czynnikiem były kontuzje Unionu. Klub doczołgał się do ostatniego meczu na oparach. „Brukselki”, które miały już najskromniejszą kadrę ze wszystkich uczestników play-offów, straciły swoich liderów we wszystkich formacjach. Stan zdrowia Maltańczyka Teddy'ego Teumy i Victora Boniface'a wzbudził niepokój wśród kibiców – trener Unionu Karel Geraerts powiedział, że decyzję o ich udziale w meczu z Brugią podejmie w ostatniej chwili.
Nie mieliśmy wątpliwości, że w minioną niedzielę wypije się w Belgii dużo piwa.
Teraz już wiemy, że Antwerpia zalewa szczęściem, a reszta może tylko zalewać się smutkiem.

