Włodarze europejskich stolic dali się wkręcić
Od kilku dni można było śledzić doniesienia na temat fałszywek w formie wideo z udziałem władz europejskich miast m. in. Wiednia czy Berlina. Teraz okazało się, że Rafał Trzaskowski jest kolejną ofiarą oszustów w sieci. Z tego co oficjalnie przyznał Trzaskowski wynika, że nie rozmawiał o „wrażliwych kwestiach”. Zarówno on, jak i inni przywódcy mieli szybko się zorientować, że rozmowa wzbudza ich podejrzenia i przerwali ją po kilku minutach. Z tego co przekazał prezydent Warszawy wynika, że jego reakcja była właściwa – poinformował o incydencie Wydział do walki z cyberprzestępczością Komendy Stołecznej Policji, zgłosił to również ambasadzie Ukrainy. To nam pokazuje, że takie sytuacje będą się wydarzały w przyszłości - pozostaje pytanie, jakimi jeszcze metodami cyberprzestępcy będą próbowali oszukać polityków, władze publiczne czy jakiekolwiek inne państwo, które popiera Ukrainę - powiedziała polskatimes.pl Nikola Bochyńska.
- Ten przypadek pokazuje nam wagę problemu fałszywych wiadomości w formie tekstowej czy też wideo. W czasie wojny mogliśmy zaobserwować już przypadek deepfake’a m.in. z prezydentem Ukrainy Wołodymyrem Zełenskim. Został wtedy jednak szybko zdementowany przez samego prezydenta Ukrainy, był również na tyle słabo wykonany, że myślę iż niewiele osób w efekcie się na niego nabrało. Przewagą był też fakt, że prezydent Zełenski przekazuje komunikaty w formie wideo na swoich oficjalnych kontach w portalach społecznościowych bardzo regularnie i właśnie tam szybko zamieścił dementi w tej sprawie - wyjaśniła Bochyńska.
- Do tej pory – przed wojną - mieliśmy w większości do czynienia raczej z niewinnymi deepfake’ami, takim jak słynne już fałszywki z Tomem Cruisem, Davidem Beckhamem czy królową Elżbietą – ten ostatni przygotował brytyjski Channel 4, by nagłośnić problem fałszywych wideo. W sytuacji trwającej wojny ten problem robi się znacznie poważniejszy. Głównie przez możliwość podszywania się pod polityków i nadawania przekazów wojennych w „ich” wykonaniu. Ta technologia ciągle się rozwija, więc musimy brać pod uwagę, że deepfake’i mogą być coraz doskonalsze - powiedziała nam redaktor naczelna Cyberdefence24.pl.
- Warto docenić, że włodarze miast, którzy mieli styczność z fałszywym wideo, podali te informacje do wiadomości publicznej. W ten sposób przyznają, ze problem istnieje, że zagrożenie jest realne – to forma ostrzeżenia dla nas wszystkich - dodała.
W poniedziałek portal niebezpiecznik.pl przekazał, że "to nie deepfake Witalija Kliczki rozmawiał z prezydentami europejskich stolic! To był najprawdziwszy on. Tylko, że z kwietnia. Pocięty na fragmenty. I puszczany w odpowiednich momentach". Co dobitnie pokazuje, że cyberprzestępcy bardzo chętnie korzystają z nowych rozwiązań. Niestety skutecznych.
Jak się bronić przed cyberprzestępcami?
W czasie wojny nie wolno już traktować sprawy deepfake’ów w formie „niewinnego, internetowego żartu” czy jako rozrywkę, nawet gdybyśmy przygotowali fałszywe, zabawne wideo np. ze znanym aktorem. To szczególny czas, wszelkie fałszywki mogą powodować np. zmianę zachowania odbiorcy, polaryzację w społeczeństwie czy np. wzbudzać silne negatywne emocje. Dlatego użytkownikom internetu sugerowałabym, aby nie udostępniać, nie komentować fałszywych wideo - każdy kolejny użytkownik może już tej informacji nie zweryfikować i będzie przekonany, że jest prawdziwa - poinformowała ekspertka.
Podstawowe metody weryfikacji
Wszyscy możemy stosować się do kilku podstawowych zasad. Jeśli mamy jakiekolwiek podejrzenie, co do prawdziwości informacji, lepiej jej nie komentować i nie udostępniać, by jej nie rozpowszechniać i nie tworzyć w ten sposób zasięgów w mediach społecznościowych. Jeśli chodzi o podstawowe zasady cyberhigieny, zdecydowanie trzeba uważać na fałszywe wiadomości w formie SMS-owej, mailowej czy za pośrednictwem komunikatorów. Phishing to wciąż najpopularniejsza forma cyberprzestępstwa i jak pokazuje raport CERT Polska za ubiegły rok, skala tego zjawiska wciąż rośnie - w czasie wojny również, to dla cyberprzestępców czas żniw. W czasie wojny zalecałabym również własny fact-checking: zawsze sprawdzanie źródła pierwotnego artykułu, autora, datę newsa, adres domeny internetowej. Zalecałabym także ufanie sprawdzonym źródłom, tzw. tradycyjnym mediom, które czytamy i znamy od lat, a nie tym, które powstały miesiąc czy kilka miesięcy temu – być może specjalnie po to, by dezinformować - przekazała nam Bochyńska.
