Czytaj także: Nowy Sącz: zlikwidowano plantację konopi za 4 miliony złotych
- W miejscu, gdzie teraz znajduje się koryto rzeki, mieliśmy pastwisko - mówi Janina Baran. - Z krowami można było zejść łagodnym stokiem do samej wody. Teraz nawet piechotą nie próbowałabym się przedostawać.
Wezbrana Kamienica zabrała pani Janinie kilkanaście arów łąki. W miejscu gdzie ścieżka łagodnie schodziła w kierunku, wody dziś straszy dwumetrowa stroma skarpa. Właścicielka łąki, która zniknęła, nie ma nadziei na jakiekolwiek odszkodowanie.
- Jakiś tajemniczy człowiek chodził po domach i mówił, że chce wyznaczać granice zniszczonych pól do odszkodowania. Chciał zbierać podpisy gospodarzy, ale skąd mielibyśmy pewność, że to nie jakiś oszust? Nie podpisywaliśmy się, a nikt więcej się nie pojawił w sprawie ewentualnych odszkodowań - mówi pani Janina.
Gospodarze z Frycowej mówią, że ze stratą łąk i pastwisk są gotowi się pogodzić, ale co innego, kiedy w grę wchodzą pola uprawne. Nie rozumieją, dlaczego zostali z problemem sami i nikt się nie interesuje, że grozi im kolejny uszczerbek w areałach.
- Całe pole ziemniaków spłynęło nam w zeszłym roku z wodą. Teraz gospodarstwo mamy mniejsze o jakieś dwadzieścia arów, a podatki i tak musimy płacić - skarży się Fryderyk Bogdański. Gospodarze zasiali przy stromym brzegu pszenżyto i chociaż powodzi w tym roku nie było, już zaczynają liczyć straty. - Od marca ubyło nam pięć metrów pola. Po każdym ulewnym deszczu skarpa się osypuje - mówi pan Fryderyk.
Urzędnicy Rejonowego Zarządu Gospodarki Wodnej mówią wprost, że pieniędzy na odszkodowania brakuje w kasie tej instytucji. Z próżnego nie naleją. Jak się dowiedzieliśmy - udało się jednak zdobyć skromne fundusze na zabezpieczenie zniszczonych brzegów Kamienicy. Prace obejmą odcinek od zniszczonego w 2010 r. parkingu we Frycowej, do mostu na drodze krajowej z Nowego Sącza do Krynicy.
Frycowianie martwią się, aby z robotami zdążono przed wezbraniem wody, którego spodziewają się za każdym razem, gdy deszcz pada przez kilka dni z rzędu - jak choćby teraz.
Rodzina Pawłowskich w 2010 roku straciła ok. 20 arów pszenicy. Przy kolejnej powodziowej fali może stracić dom. Podmyty brzeg znajduje się zaledwie 50 metrów od ścian budynku.
- Wystarczyły dwie godziny, żebyśmy pożegnali się z częścią pola. Wolę nie myśleć, gdzie woda dotrze następnym razem - mówi Wiesława Pawłowska. RZGW nie pozwoliło rodzinie zabezpieczyć się na własną rękę przepychając łachę kamieni w korycie, aby skierować wodę w inną stronę.
Prawie na progu stajni opada w dół czterometrowa skarpa. Ludzie z niepokojem wysłuchują prognoz i zastanawiają się, czy pierwsza zawita na ich podwórko woda, czy ekipa od umocnień brzegu.
Kraków: Nauka tańca na rurze [ZDJĘCIA]
Chcesz iść za darmo do Parku Wodnego w Krakowie? **Rozdajemy bilety**
Urządź się w Krakowie!**Zobacz, jak to zrobić!**
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail**Zapisz się do newslettera!**