Wielka inwentaryzacja dzikiej zwierzyny, liczonej po zimowych tropach przez setki leśników i myśliwych, potwierdziła 10-procentowy przyrost populacji. Lisów jest więcej, gdyż od lat zrzuca się z powietrza szczepionkę przeciwko wściekliźnie - chorobie, która kiedyś dziesiątkowała te drapieżniki. Przybyło też dzików, które wypuszczają się na żer na słowacką stronę, gdzie duże połacie ziemi obsadzone są kukurydzą. To energetyczna karma, która sprawia, że zwierzęta szybciej dojrzewają. Mają młode po roku życia, dwa razy szybciej niż zwykle.
- Przedłużająca się zima sprawiła, że zwierzyna płowa zeszła z górnych partii lasu, gdzie nie ma pożywienia - mówi Stanisław Michalik, nadleśniczy z Piwnicznej. - Słabsze sarny są łatwym łupem dla wilków i rysiów.
Największa wilcza wataha w regionie, składająca się z 10 osobników, żyje w rejonie Przehyby i Radziejowej. Działalność drapieżników nie może zniwelować jednak co najmniej 20-procentowej nadwyżki największych roślinożerców, w tym jeleni, saren i dzików. Dlatego koła łowieckie szykują większy niż ostatnio roczny plan odstrzału zwierzyny, z którego mają się rozliczyć przed nadleśnictwami. W ten sposób, jak twierdzą, ograniczają straty w uprawach i lasach, powodowane przez dzikie zwierzęta.
- Odstrzał jest konieczny ze względu na racjonalną gospodarkę leśną - przekonuje Zbigniew Gryzło, nadleśniczy z Nawojowej. - Zwierzyna płowa ma mnóstwo pożywienia i jej populacja zbyt szybko rośnie.
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!
"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+