Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Siostra Jola zna lek na cierpienie

Marek Podraza
Marek Podraza
Marek Podraza
Jolanta Jasińska chciała dostać się do wojska i latać śmigłowcami, ale wybrała zakon służebniczek. Gdy już była zakonnicą, armia się w końcu o nią upomniała. Chciano wysłać ją na misję... do Iraku.

- Nie każda zakonnica ma takie szczęście, żeby występować w potrójnej roli - zaczyna swoją opowieść siostra Jolanta Jasińska, służebniczka starowiejska ze Zgromadzenia Sióstr Służebniczek Najświętszej Maryi Panny Niepokalanie Poczętej. - Jestem siostrą dla czterech moich braci - zresztą jedyną. Poza tym siostrą zakonną, a z racji wykonywanego zawodu pielęgniarki - pacjenci też nazywają mnie siostrą - uśmiecha się szeroko zakonnica.

Najpierw była pielęgniarką, potem wstąpiła do zakonu. Już ósmy rok pracuje jako pielęgniarka w gorlickim szpitalu na Oddziale Chirurgii Ogólnej i Onkologicznej z pododdziałami urologicznym oraz chirurgii dziecięcej. Zanim została siostrą zakonną, była już pielęgniarką.

- Pochodzę z Mielca. Tam chodziłam do Liceum Medycznego. To był wspaniały okres mojej nauki i lat młodzieńczych - opowiada siostra Jolanta. Od dzieciństwa myślała o tym, żeby być pielęgniarką. Z dumą wspomina pierwszy swój czepek, biały fartuch i praktyki w szpitalu.

- Czepkowanie było uroczyste, a śnieżnobiały pielęgniarski fartuszek - tzw. krzyżak, otrzymany w pierwszej klasie, nosiłam z wielkim szacunkiem. Na praktykach w szpitalu czułyśmy się jak prawdziwe siostry i cieszyłyśmy się, kiedy pacjenci się do nas tak zwracali. Kolejne paski na czepku to też wzruszające chwile, dla których warto było uczyć się tego zawodu - mówi siostra Jolanta.

Wówczas nie planowała jeszcze zostać siostrą zakonną, ale decydujący wpływ wywarły na nią rekolekcje w klasie maturalnej. Zanim jednak trafiła do sióstr służebniczek, chciała służyć w… wojsku.

- To nie jest żart. Marzyłam o pracy w szpitalu wojskowym, o lataniu śmigłowcami i oczywiście o żołnierskim mundurze - takim moro. Częściowo się to spełniło, bo szpitalny strój to też mundurek, a i latać mi się zdarzyło, choć nie śmigłowcem, ale samolotem - opowiada z uśmiechem służebniczka.

Chociaż zdolna do służby wojskowej, do Iraku jednak nie poleciała. Jako przyszłe pielęgniarki, wszystkie stawały najpierw do rejestracji, a później do powszechnego poboru. Siostra Joanna otrzymała kategorię A - zdolny do służby wojskowej - oraz książeczkę wojskową.

- Zadeklarowałam wówczas, że chcę służyć w wojsku i latać śmigłowcami. Wojskowi popatrzyli na mnie dziwnie, ale skwapliwie odnotowali moją deklarację, odpowiadając, że na razie nie ma takiej możliwości. Obiecali, że w razie potrzeby mnie powołają - wyjaśnia.

Ponieważ wojsko w tym momencie jej nie potrzebowało, wybrała służbę Bogu i ludziom, ale z myślą, że będzie pracować w szpitalu. - W nowicjacie byłam w Starej Wsi, a śluby wieczyste złożyła osiem lat później. To tak w wielkim skrócie - opowiada. Wojsko jednak nie zapomniało o swej ochotniczce. Gdy już była w zakonie, dostała powołanie do służby wojskowej na misję… do Iraku.

- Byłam bardzo zaskoczona wezwaniem. Odszukałam książeczkę wojskową i stawiłam się w WKU w Mielcu. Oficerowie byli mocno zdziwieni, gdy zobaczyli rekruta w zakonnym habicie. Głośne „kogo żeście powołali”, wypowiedziane przez jednego z oficerów, mówiło wszystko za siebie - chichocze siostra Jola.

Za kilka miesięcy Jolanta dostała ponowne powołanie i dopiero za drugim razem wojskowi odnotowali, że jako siostra zakonna jest już związana z inną służbą. - Książeczkę wojskową mam cały czas. W razie wojny jestem przewidziana do służby. Tak, że kto wie. Może jeszcze kiedyś będę latać wojskowymi śmigłowcami - dodaje.

Od 18 lat jest służebniczką, a od 15 lat pracuje jako pielęgniarka w szpitalu. Zaczynała w Brzesku. - Tak się złożyło, że w tym roku mam dwa fajne jubileusze. Dorosłość wśród służebniczek - 18 lat i 15-lecie pracy w służbie zdrowia. W Brzesku pracowałam na oddziałach przewlekle chorych i intensywnej terapii. Miałyśmy wspaniały zespół i do dzisiaj utrzymuję z koleżankami pielęgniarkami przyjacielskie kontakty - wspomina.

Na zmęczenie, stres i bezsilność pomagała tylko modlitwa. Prawie codziennie opiekowała się 45 obłożnie chorymi. Pracowała na zmiany po 12 godzin dziennie w dzień lub w nocy.

- Ciężka praca fizyczna i psychiczna. Codziennie te same obowiązki. Podawanie leków, karmienie, zmiana opatrunków, przewijanie, mycie i stały kontakt ze śmiercią - wzdycha Jolanta Jasińska. - Zwykłe zadania, jak przy przewijaniu czy zmianie pościeli, były kłopotem. Większość pacjentów ważyła w granicach 100 kg, a miałyśmy nawet pacjentkę, która ważyła 180 kg - mówi o ciężkiej pracy.

Dla niej i koleżanek to była ciężka harówka. Nieraz nie miała czasu nawet zjeść posiłku czy napić się herbaty. - Gdy kończyłyśmy pracę przy ostatnim pacjencie, rozbrzmiewały dzwonki oznaczające wezwanie do kolejnych - tłumaczy. - Ręce, nogi i kręgosłupy odmawiały nam posłuszeństwa - opowiada.

W Brzesku spotykała się z niezwykle ciężkimi przypadkami. - Niektórzy leżeli nawet po dwa lata w bezruchu, bez kontaktu. U wielu reakcji można było dopatrzyć się tylko w oczach. To bardzo smutne chwile i obrazy, które stale powracają. Na moje zmęczenie i bezsilność, ale i ich cierpienie, pomagała tylko modlitwa. Ona dodawała nam wszystkim siły, szczególnie w takich momentach, gdy podczas jednej nocy umierało kilku pacjentów, którzy nie mogli nawet powiedzieć swoim bliskim „do zobaczenia w lepszym świecie” - mówi.

Do gorlickiego szpitala siostra Jolanta trafiła w 2008 roku. Tu wraz z siostrą Anną Krupą kontynuuje prawie 100-letnią tradycję swoich poprzedniczek. - Z dokumentów, do jakich udało się nam dotrzeć, wynika, że pierwsze siostry służebniczki pracowały w gorlickim szpitalu jeszcze w czasie I wojny światowej, w 1916 roku - informuje nas siostra Halina Boruch, przełożona domu zakonnego w Gorlicach. Już rok później w Gorlicach było siedem sióstr, a w 1945 roku - 25 służebniczek - dodaje.

Od początku opiekowały się kaplicą szpitalną, a w szpitalu pracowały jako kancelistki, pielęgniarki oddziałowe, instrumentariuszki na sali operacyjnej, w kuchni, pralni, magazynach, aptece i pracowni rentgenowskiej. W latach 50. siostry systematycznie usuwano ze szpitala. Ostatnie pracę straciły w 1962 roku. W szpitalu zakonnice pojawiły się ponownie dopiero w 1989 roku.

Ówczesny dyrektor, dr Franciszek Rachel, zatrudnił jako pielęgniarki dwie siostry - Janinę Rzepkę i Agatę Gurbę. „Pani siostro zakonnico“ w ustach pacjentów jej nie dziwi, czasem śmieszy.

- Pod opieką mamy średnio około czterdziestu pacjentów. Praca jest trochę łatwiejsza niż w Brzesku, ale obowiązki wszędzie te same. Do wszystkich pacjentów podchodzę z szacunkiem i staram się ich rozweselić w tych trudnych chwilach. Nie ukrywam, że panowie nieraz czują się skrępowani podczas przebierania czy mycia, ale staram się ich tak zagadać, że nawet nie wiedzą, kiedy wykonałam te czynności - opowiada siostra Jolanta.

Pacjenci mówią do niej przeważnie „siostro”. - Ale zdarzały się też przypadki, że mówili „pani siostro”. Najfajniej jest, gdy mnie spotkają na ulicy i mówią „Szczęść Boże”. Pamięta siostra, jak leżałem po operacji i siostra mi pomagała iść do łazienki?”. Wszystkich nie jestem w stanie zapamiętać, ale ważne jest to, że oni pamiętają - dodaje.

Na co dzień siostra nosi granatowy habit, przepasany pasem w wewnętrznej części, a na głowie czarny welon zaopatrzony w białą przepaskę, na piersi zaś krzyż - wyrabiany we Włoszech. W szpitalu ma inny habit. Jasnoniebieski, z białym welonem.

- Ostatnio jeden ze starszych pacjentów powiedział mi, że wyglądam w tym habicie bardzo dostojnie i jak prawdziwa siostra. Często znajomi i pacjenci pytają, co robię w szpitalu. Odpowiadam, że wszystko - bo tak faktycznie jest. Trzeba być wielofunkcyjną osobą - zaznacza Jolanta Jasińska.

Nasza służebniczka podkreśla też, że kocha swój zawód. - Nieraz przychodzę po dwunastu godzinach pracy wykończona, z bolącymi nogami, ale po chwili odpoczynku już myślę o tym, że w szpitalu czekają na mnie pacjenci, którym trzeba pomóc - zamyśla się zakonnica. - Bóg oraz modlitwa dodają mi nowych sił na kolejny, wytężony dzień pracy - mówi na koniec siostra Jolanta.

Gazeta Gorlicka

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska