Mężczyzna prowadził na uczelni zajęcia z prawa geologicznego, górniczego, budowlanego i energetycznego. Opracowywał konspekty z tej dziedziny, napisał też skrypt. - Można je było kupić tylko u niego. Za skserowanie skryptu pobierał 30 złotych - opowiada rzecznik Prokuratury Okręgowej w Krakowie Bogusława Marcinkowska. Tłumaczy, że student musiał się podpisać na kserokopii, a pan profesor również składał swój podpis i opatrywał datą. - Potem na egzaminie pisemnym ci, którzy mieli podpisane kopie konspektów i skrypty, mogli je wnieść i z nich korzystać - uściśla rzeczniczka prokuratury.
Według materiału zebranego przez śledczych, zdanie egzaminu bez tych "pomocy naukowych" było praktycznie niemożliwe, gdyż Roman S. żądał dokładnego przytoczenia definicji ze swoich aktualnych skryptów i konspektów. Aktualnych, bo co roku je zmieniał...
Wykładowca, który dziś jest już na emeryturze, nie przyznał się do winy. - Stwierdził, że pobierał opłatę za autorskie opracowania, czyli konspekty. Miał w ten sposób wychodzić naprzeciw studentom w trudnej materii ciągle zmieniającego się prawa, które wykładał - mówi prok. Marcinkowska. - Zaprzeczył jednak, że stosował przymus zdawania egzaminów tylko z tych konspektów - dodaje.
Grozi mu do 10 lat więzienia.
Sprawdź także: Wykładowca AGH dorabiał naciągając studentów
Sprawa wyszła na jaw po tekście "Gazety Krakowskiej" z 1 lipca 2010 roku. Do dziennikarzy zgłosili się studenci Romana S. , którzy opowiedzieli o całym procederze. Udostępnili nam też film z Romanem S., który nagrali na uczelni. Było na nim widać jak studenci wręczają mu pieniądze. O sprawie również od gazety dowiedziały się władze uczelni, które zdecydowały się skończyć z nim współpracę.
Wybieramy najlepszego piłkarza i trenera Małopolski! Weź udział w plebiscycie!
Która stacja narciarska w Małopolsce jest najlepsza? Zdecyduj i oddaj głos!
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!