Anna Gucwa nie miała tym razem szczęścia. Choć zakupy przez internet robiła wielokrotnie, tym razem zbyt mocno zaufała przypadkowemu sprzedawcy na popularnym portalu z prywatnymi ogłoszeniami. Chciała kupić wózek dla dziecka. Nie ma ani towaru, ani 1500 złotych w portfelu. Zgłosiła sprawę na policję.
Łatwe naciąganie przez internet
Grzegorz Szczepanek, oficer prasowy Komendy Powiatowej Policji w Gorlicach, na hasło „oszustwa internetowe” bierze głęboki oddech.
- Ile by nie apelować, wciąż nie brakuje osób, które zaufają, w dobrej wierze, zapłacą z góry za kupiony towar. Dopiero gdy okazuje się, że towar nie dotarł, a kontakt ze sprzedającym urwał się, przychodzą na policję, szukając ratunku - mówi.
Oszustwo, metoda stara jak świat, w policyjnych statystykach jest jednym z „najpopularniejszych” przestępstw. W minionym roku było ich dokładnie 161. - Z tego 104 dotyczyło właśnie zakupów przez internet - dodaje Szczepanek.
Schemat jest prosty: płatność przelewem, która bynajmniej nie niesie za sobą fizycznego kupna towaru.
Anna Gucwa zrobiła dokładnie tak, jak mówi rzecznik. W serwisie ogłoszeń prywatnych znalazła wózek dziecięcy. Cena - 1500 złotych była kusząca i to bardzo, bo jak szybko sprawdziła, ten sam model, tejże marki w firmowym sklepie kosztował ponad cztery tysiące złotych.
- Sprzedająca go kobieta deklarowała, że wózek jest nowy - opowiada zawiedziona.
Mimo iż pół rodziny grzmiało jej nad głową - kup za pobraniem - ona uznała, że kobieta ma czyste intencje. Coś wedle przesądów o tym, że kto brzemiennej zrobi krzywdę, tego myszy zjedzą...
- Nie przeczuwałam niczego złego - mówi pani Anna. - Dopiero gdy po kilku dniach od przelewu kuriera z przesyłką wciąż nie było, zaczęłam się denerwować. Dzwoniłam, by dopytać, co się dzieje z moim wózkiem - opowiada.
Telefony niewiele wniosły. Sprzedająca wózek kobieta nie odbierała. Gdy w końcu udało się dodzwonić, stwierdziła, że czuje się nagabywana. Gdy pani Anna zapowiedziała, że zgłosi sprawę na policję, tamta miała odpowiedzieć, że nikt nie będzie jej straszył. Po tym kontakt się urwał. Smaczku sprawie dodaje fakt, że kilka dni później na tym samym portalu ukazało się bliźniacze ogłoszenie - luksusowy wózek tańszy o trzy tysiące złotych. Tyle że oferent był z innego miasta. - Gdy chciałam zadzwonić, okazało się, że ogłoszenie zniknęło - mówi. - Może ktoś tak jak ja, dał się nabrać - dodaje ze smutkiem.
Daleka droga do odzyskania pieniędzy
Pani Anna zgłosiła sprawę policji. O wyniku na razie trudno przesądzać.
Krzysztof Majcher, powiatowy rzecznik konsumentów na opowieść o historii naszej Czytelniczki kiwa tylko głową. - To nie pierwszy taki przypadek - mówi. - Ostatnio był u mnie mężczyzna, którego syn kupił właśnie przez takie ogłoszenie bardzo drogi telefon. Aparat przyszedł, tyle że uszkodzony - opowiada.
Pomóc za bardzo też nie jest w stanie. - Gdyby to był zakup od osoby prawnej - firmy, sklepu internetowego, przedsiębiorstwa, sprawa byłaby o wiele prostsza, bo w takim przypadku klient ma prawo odstąpienia od umowy sprzedaży - wyjaśnia. - Gdy kupujemy od osoby prywatnej, takie prawo nam niestety nie przysługuje - dodaje.
Z doświadczenia wie, że zazwyczaj są kłopoty ze zweryfikowaniem sprzedawcy. Kilka lat temu przestała obowiązywać bowiem zasada, że numer rachunku bankowego jest zgodny z danymi adresowymi. Kupującym na portalach z prywatnymi ogłoszenia radzi transakcje za pobraniem: -Nawet jeśli przy kurierze nie zdążymy sprawdzić zawartości paczki i po jego wyjściu okaże się, że zawartość nie nie jest tym, co kupiliśmy, to jest jeszcze szansa na zablokowanie transkacji - instruuje.
Pani Anna wciąż nie może uwierzyć, że dała się oszukać. Zapowiada, że nie złoży broni, póki nie odzyska pieniędzy.