Jego orzeczenie pomogło osądzić sprawę 36-latka. Spór szedł o jego dwie żony.
Kazimierz K. na świat przyszedł w 1890 r. pod Bochnią, do armii wcielono go w 1914 r. Do niewoli serbskiej dostał się cztery lata później. Wracając w rodzinne strony, zatrzymał się u ciotki
w Bratysławie. Tam poznał o 7 lat młodszą Marię Kovacz.
Piękna nie była, ale wojenny post erotyczny zrobił swoje. Namiętne uczucie przysłoniło widoczne gołym okiem wady urody Węgierki. Młodzi pobrali się w 1920 r., żyli z sobą całe cztery miesiące,
po czym Kazimierz K. wziął nogi za pas i zwiał do Polski.
- Rząd czechosłowacki kazał mi opuścić kraj. Żona ze mną jechać nie chciała - tłumaczył się przed sądem. Maria Kovacz miała inną wersję zdarzeń.
- Dziecko mi zrobił, pieniądze pożyczył ode mnie i urzędników i przepadł bez słowa - zeznawała
w drodze pomocy prawnej.
Uciekinier w Polsce robił karierę na państwowej posadzie, został posterunkowym koło Ropczyc (dziś Podkarpacie), potem służył w kilku komisariatach, ale zachorował i trafił na badania do szpitala psychiatrycznego w Kobierzynie w 1924 r.
Tam niespodziewanie odwiedziły go żona z ciotką.
Maria Kovacz, jak zaznaczono w sądowych aktach, odebrała męża "za rewersem" z Kobierzyna, ale okazało się, że skończyła się jej ważność paszportu, więc wróciła na Węgry. Kazimierz K. został
na lodzie. Z żoną nie pojechał, do policji, jako umysłowo chory, nie miał już wstępu, więc wybrał się
w swoje rodzinne strony. Tam nastąpiło olśnienie.
W sądzie zapomniał, jak ma na imię jego druga żona, a ślub wziął, będąc w szale
- Poznałem Marię G., która przyjęła mnie pod swój dach. Nie przyznałem się jej, że mam pierwszą żonę, z obawy o schronienie i opiekę. W lutym 1924 r. wziąłem z nią drugi ślub, bo naciskała na to rodzina Marii G. - wyjaśniał potem w sądzie.
Do winy się poczuwał, ale choć wiedział, że źle zrobił, to dokonaną bigamię tłumaczył chorobą umysłową. Poproszono o radę Leona Wachholza, autora ok. 200 prac z medycyny sądowej. Profesor z dr. Stanisławem Jankowskim wydali opinię o Kazimierzu K. - była miażdżąca.
Stwierdzono, że badany nie miał prób samobójczych, padaczki, skończył szkołę ludową. Pierwszego ślubu nie brał w kościele, ale już "nie wie" czy w biurze. "Nie wiedział" także, czy żona miała na imię Maria. Drugi ślub, jak twierdził wziął, gdy miał szał. Pijani mieli być świadkowie oraz druga żona.
Orzeczenie prof. Wachholza i dr. Jankowskiego stwierdzało, że Kazimierz K. nie miał i nie ma "choroby umysłowej, przytępienia i zboczenia umysłu", a "wszelkie ubytki noszą cechy udawanych".
Medycy zauważyli ponadto, że K. nie pamięta jedynie tego, co dla niego jest niekorzystne, a resztę
i owszem. Co więcej, jak stwierdzili, badany przygotował sobie akt dwużeństwa "ze sprytem,
do ślubu użył metryki brata Józefa który jeszcze z wojny nie wrócił, i podał się za niego".
To sądowi wystarczyło do wysłania Kazimierza K. na pięć miesięcy za kratki.