Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Słupiec. Pies Drabek uratował człowieka w Wiśle

Robert Gąsiorek
Robert Gąsiorek
Robert Gąsiorek
Prawie dwa dni grupka mieszkańców Słupca poszukiwała swojego 48-letniego sąsiada. Mężczyznę w rzece jako pierwszy wypatrzył kundelek, który szczekaniem przywołał ratunek.

Kiedy samotny pan Stanisław przepadł bez śladu, jego zniknięcie mogło zostać niezauważone. Ale nie w małym Słupcu, nad brzegami Wisły. Tam sąsiedzi to prawdziwy skarb. Nieobecność 48-latka nie dawała im spokoju. Skrzyknęli się i zorganizowali poszukiwania na własną rękę. Bez kamer termowizyjnych, śmigłowca, czy krótkofalówek. A przede wszystkim z kundelkiem Drabkiem w roli psa gończego. Dzięki nim sąsiad żyje.

Stanisław, choć samotny, ludzi nie unikał. W wiosce koło Szczucina jest bardzo lubiany. W ubiegłą środę wpadł go odwiedzić jeden ze znajomych. Drzwi domu zastał otwarte, ale w środku panowała cisza. Pana Stanisława nigdzie nie było. Zaniepokojony gość zaczął szukać 48-latka wśród sąsiadów. Nikt go nie widział. Ludzie się przejęli. Sześciu chłopa postanowiło ruszyć na poszukiwania.

- Kilka godzin przeczesywaliśmy wszystkie pola i zagajniki w okolicy. Chodziliśmy też wzdłuż Wisły, ale kiedy zrobiło się ciemno, trudno było cokolwiek zauważyć - mówi Tadeusz Czech, jeden z ekipy. Zmęczenie i noc zapału nie ostudziły. Rankiem w okolicę Wisły pomaszerował Jarosław Jaje. - Jeszcze zanim pan Staszek przepadł, zbierałem siano z pola nad Wisłą. Potem przypomniałem sobie, że widziałem tam gumofilce, które stały na wale. Dlatego koło szóstej rano postanowiłem sprawdzić brzegi rzeki - opowiada rolnik.

Żeby było raźniej, dla towarzystwa zabrał swojego kundelka Drabka. Nie podejrzewał nawet, że mały psiak odegra najważniejszą rolę w poszukiwaniach sąsiada. Gdy Jarosław Jaje stąpał ostrożnie po ostrych kamieniach nad brzegiem Wisły, Drabek zaczął głośno szczekać w kierunku rzeki. - Zauważyłem wtedy, że w oddali coś wystaje z rzeki. Najpierw pomyślałem, że to jakiś konar. Kiedy jednak Drabek zaczął ujadać, pobiegłem co sił w nogach w tamto miejsce - wspomina pan Jarosław.

Z każdym metrem wątpliwości się rozwiewały - tam był Stanisław! Tylko czy żył jeszcze? - Był zanurzony mniej więcej do wysokości klatki piersiowej. Żył, był przytomny, ale słabo kontaktował - mówi 34-latek. Błyskawicznie zrzucił ubranie i wskoczył do wody. Złapał i próbował holować sąsiada w stronę brzegu. Łatwo nie było, bo pan Stanisław waży ponad 100 kilogramów. Nie poradził sobie z wyciągnięciem z wody sąsiada. Trzęsącego się z zimna posadził więc przy brzegu, założył mu swoją koszulę, czapkę. A sam wskoczył na rower i popedałował po pomoc.

Kilka minut później był już z powrotem razem z Tadeuszem Czechem. Wspólnymi siłami wyciągnęli pana Stanisława z wody. Był bardzo wyziębiony, jego nogi przybrały już siną barwę. Nie wiadomo jak długo przebywał w wodzie. - Majaczył, żeby wrzucić go z powrotem do rzeki. Pilnowaliśmy go więc, żeby czegoś sobie nie zrobił - podkreśla Jarosław Jaje. Tadeusz Czech zadzwonił do brata odnalezionego sąsiada. - Akurat był na policji zgłaszać zaginięcie, więc szybko zorganizowano ekipę ratunkową - dodaje.

Na miejscu pojawili się strażacy oraz lotnicze pogotowie ratunkowe. - Razem ze strażakami musieliśmy wyciągnąć mężczyznę na desce po 5-metrowej skarpie - opowiadają dzielni mężczyźni. Na wyziębionego sąsiada czekał już śmigłowiec. Po przebadaniu medycy orzekli ostatecznie, że transport lotniczy nie jest konieczny. 48-latka przewieziono więc karetką do szpitala w Dąbrowie Tarnowskiej. - Okazało się, że pacjent nie miał żadnych poważnych obrażeń - mówi Waldemar Weryński, zastępca dyrektora Szpitala Powiatowego w Dąbrowie Tarnowskiej.

Ocalonego od śmierci mężczyznę skierowano jeszcze na badania do specjalistów w Krakowie. Przebywa tam do dziś.
Sąsiedzi nie mogą się już doczekać powrotu pana Staszka. - Przygotujemy mu jakieś powitanie. Mam nadzieję, że szybko opuści szpital i wróci do nas cały, zdrowy i w humorze - mówi Tadeusz Czech. Cieszy się, że sąsiad przeżył. - To jest w tym całym wydarzeniu najważniejsze - podkreśla Jarosław Jaje.

Mężczyźni wcale nie czują się bohaterami. Uważają, że zrobili po prostu to, co do nich należało. - Zdążyliśmy przed Panem Bogiem - mówią jednomyślnie. Drabek też nie gwiazdorzy. Jak zwykle radośnie biega po podwórku. Może pan Staszek, jak już wróci, odwdzięczy się mu jakimś smakołykiem?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska