Już sam fakt, że zespół z pięciotysięcznej Muszyny przetrwał w najwyższej lidze kilkanaście lat, należałoby uznać za zadziwiający, ale przecież tutaj udało się stworzyć ligową potęgę, czterokrotnego mistrza kraju, zdobywcę Pucharu CEV, drużynę, w której grały najlepsze polskie siatkarki. To wszystko - gdyby spojrzeć z boku, chłodnym okiem - działo się wbrew zdrowemu rozsądkowi i wbrew logice, której zasady skutecznie łamali Bogdan Serwiński i Grzegorz Jeżowski. Obaj ponad dwie dekady temu wymyślili sobie klub. Ten pierwszy, nauczyciel WF i były piłkarz, rzutki organizator (był też przewodniczącym Rady Miasta Gminy Uzdrowiskowej w Muszynie) z czasem stał się jednym z najbardziej utytułowanych siatkarskich trenerów w Polsce. Ten drugi, nauczyciel biologii, z czasem stał się menedżerem i prezesem, negocjującym gwiazdorskie kontrakty. Do tego bogaci sponsorzy, do których sami wydeptywali sobie ścieżki i których sami załatwiali. Małe miasto, mała hala, ale przez w sumie kilka lat ścisłe centrum żeńskiej siatkówki. Dowód, że wielki sport nie jest zarezerwowany dla wielkich ośrodków.
Prawdopodobny, acz jeszcze nieprzesądzony, finał tego nie unieważnia. Ta przygoda trwała wystarczająco długo, by natchnąć do działania innych marzycieli. Inna sprawa, że nieprędko w polskim sporcie pojawią się ludzie ze szczęściem, rozmachem i intuicją duetu Serwiński/Jeżowski. Znamienne też, że prawdziwą skalę ich wspólnego dzieła wszyscy zaczynają dostrzegać, gdy właśnie kończy swój ekstraklasowy żywot. A może to będzie początek czegoś nowego?
Follow https://twitter.com/sportmalopolska