Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Sprawa Fibaka a bajka o Kopciuszku

Przemek Franczak
Przemek Franczak
Przemek Franczak
Modnie jest dziś oburzyć się tak zwaną "aferą Wojciecha Fibaka", przy czym fale oburzenia przelewają się przez Polskę dwie: jednych oburza frapujące hobby byłego tenisisty, rzekomo w wolnych chwilach ułatwiającego młodym i atrakcyjnym niewiastom kontakt z jego bogatymi kolegami (i vice versa), drugich haniebny, jak przekonują, rodzaj prowokacji dziennikarskiej, której ten koneser sztuki, win i nie tylko, padł ofiarą (bardzo trendy stał się zwrot "nie bronię Fibaka, ale...").

Tymczasem ja, najwyraźniej wyprany z emocji, oburzyć się w tej sprawie na nikogo i na nic nie potrafię.

Zacznijmy od publikacji "Wprost". Czy, pomijając pewne naruszenia dziennikarskich standardów, źle się stało, że taki tekst się ukazał? Nie, doskonale się stało. Niech szarzy ludzie zajrzą za kurtynę, za którą bawią się znudzone elity - nie tylko polskie - nie zawsze dyskutujące o literaturze, operze i sytuacji na Bliskim Wschodzie. Niech zobaczą ten cacany, zblazowany celebrycki świat od trochę innej strony, niech dowiedzą się ciut o rozpustnych, bogatych starcach, szukających młodych dziewczyn u polskiego pośrednika. Traf chciał, że w swoim kraju uchodzącego za osobę wybitną. To taka pikantna historyjka o obyczajach wyższych sfer i nie widzę najmniejszego powodu, żeby ją ukrywać (tak jak kiedyś nie ukrywano romansów Tigera Woodsa). Zwłaszcza że to sam Fibak, gruba ryba, która złapała się na niewielką przynętę, nie zostawił wiele miejsca na niedopowiedzenia. W końcu był gotowy od kopa ustawić obcą kobietę ze swoim znajomym i jego grubym portfelem.

Ten uchodzący do niedawna za wyrafinowanego dżentelmen, polski symbol sukcesu, jawi się teraz jako dość żałosna postać, ale nic nie wskazuje na to, że działał poza granicami prawa. Nie parał się tym dla pieniędzy, więc jakoś kiepsko brzmią tu określenia: alfons wyższych sfer czy luksusowe sutenerstwo. Ot, pożal się Boże zabawa starszych napalonych panów i zblazowanych miłośników orgietek. Dziewczyny? Raczej chętne i raczej pełnoletnie (a przynajmniej tak obstawiam, bo inaczej Fibakowi z nazwiska zostałoby tylko litera F). Transakcja wiązana. Ja ci brylanty, ty mi, hmm, towarzystwo. Kto wie, może nawet wyszły z tego jakieś poważne związki. Przecież to jak w życiu - nawet poradniki udanych małżeństw mówią, że należy obsypywać się prezentami. Tak żeśmy sobie w każdym razie ten świat urządzili, że wszystko od dawien dawna kręci się wokół seksu i pieniędzy. Ta afera to przecież nic nowego.

Czy mi się to podoba? Nie, nawet bardzo nie. Mogę ubolewać, że są istoty, których ambicje zaspokoi bzykanko z milionerem i przejażdżka jego czerwonym ferrari, milionerzy gotowi to wykorzystywać i ludzie chętni aranżować ich spotkania, ale wiele poradzić na to nie mogę. Tak samo jak cały ruch feministyczny, który od lat mocuje się z fundamentami patriarchalnej kultury. Jak widać po sprawie Fibaka i pokrewnych - nadal nieskutecznie.


Wprawdzie skończyły się już czasy, w których ojcowie bez mrugnięcia okiem oddawali córki na dwór królewski, licząc bez obciachu, że córka w łóżku suwerena ustawi finansowo całą rodzinę, ale w gruncie rzeczy mechanizm cały czas jest ten sam. Królowie i książęta też są - to dzisiejsi celebryci. No, może różnica jest tylko taka, że teraz panny biorą sprawy we własne ręce.


Co je do tego pcha? Nie Fibak przecież, tylko kultura. Wdrukowywane jest nam do głowy od dziecka przekonanie o istnieniu jakiegoś lepszego świata, do którego należy aspirować. I potem każdy aspiruje, jak umie. Nawet w bajkach roi się od takich dyrdymałów, ich kanonicznym przykładem jest przecież Kopciuszek, który marzy o balu, innym życiu, ale żeby ktoś zwrócił na nią uwagę, musi się zrobić na bóstwo. W realu pełno jest więc Kopciuszków, niektóre gotowe wiele zaryzykować, tyle tylko, że tu zamiast matki chrzestnej jest Fibak. A raczej był, bo na razie zapewne usunie się w cień. I póki co nikomu nie zamieni dyni w karocę, pardon, Wołomina w Monte Carlo. I bardzo dobrze. Bo naprawdę nie ma czego żałować - Monte Carlo jest strasznie przereklamowane.

Artykuły, za które warto zapłacić! Sprawdź i przeczytaj
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!
"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska