Agnieszka Warias z Krakowa przeprowadziła się do mieszkania w Prokocimiu w 2013 roku. Kupiła je dla siebie i syna. Niedługo potem zaczęły się jej kłopoty. Pod wieczór i w weekendy stacja transformatorowa, znajdująca się pod podłogą jej salonu (który pełni też funkcję sypialni) powoduje, że drżą jej ściany w mieszkaniu. Najgorzej jest w zimie, kiedy ludzie zużywają najwięcej prądu.
- Poza tym ten jednostajny, głuchy hałas! Kiedy znajomi przychodzą wieczorem w weekend, nie da się rozmawiać - mówi pani Agnieszka.
Jeszcze gorzej jest w nocy.
- Buczenie i drgania nie dają mi spać. W dzień boli mnie głowa. To nie do wytrzymania - opisuje krakowianka. Śpi na dwóch poduszkach, żeby wytłumić drgania, choć to niewiele pomaga.
To wina stacji
Pani Agnieszka chciała sprawdzić, czy bóle głowy nie biorą się z powodu jakiejś choroby. - Byłam u neurologa, na rezonansie, badania nic nie wykazały. Po prostu to wina stacji - mówi pani Agnieszka.
Podobne dolegliwości, choć o mniejszym natężeniu, ma jej 14-letni syn. Choć on ma pokój nie bezpośrednio nad stacją, tylko obok salonu.
Krakowianka wysłała więc pismo do Tauronu, właściciela stacji transformatorowej, by przenieśli ją na zewnątrz. W piśmie powołała się na rozporządzenie ministra infrastruktury z 12 kwietnia 2002 roku, w którym czytamy, że pomieszczenie stacji może być umieszczone w budynkach mieszkalnych, jeśli „zostanie zachowana odległość pozioma i pionowa od pomieszczeń przeznaczonych na stały pobyt ludzi co najmniej 2,8 m”.
Tauron zbadał sytuację w 2014 r. Jego pracownicy zrobili też pomiary natężenia hałasu i pola elektromagnetycznego. Wyszło, że normy zostały przekroczone w nocy, wymieniono więc transformator na tzw. niskoszumowy, nowej generacji, w czerwcu 2014 r.
To jednak nie rozwiązało problemu.
- Nadal słychać hałas i drgania, wymiana niewiele pomogła - mówi Agnieszka Warias.
Jednak, według kolejnych pomiarów Tauronu, już po wymianie, parametry nie przekraczają dozwolonych norm. - Nic dziwnego, skoro podczas robienia tych pomiarów pracownicy Tauronu tak przekombinowali z natężeniem prądu, że wysiadł na całym osiedlu. Ale dzięki temu wyniki wyszły w normie - podkreśla Agnieszka Warias.
Tauron nadal jednak stoi przy swoim. Ewa Groń, rzeczniczka firmy, podkreśla, że trafo spełnia wszystkie możliwe wymogi. Dodaje, że rozporządzenie ministra w sprawie odległości stacji od mieszkania (2,8 m) nie dotyczy tej sprawy.
- Przytoczone przepisy mają zastosowanie dla inwestycji realizowanych od momentu wprowadzenia rozporządzenia, czyli od roku 2002. Rozporządzenie, o którym mowa, nie nakazuje dostosowania wcześniej wybudowanych obiektów do wymogów w nim zawartych - tłumaczy Ewa Groń.
A stacja trafo u pani Agnieszki jest wybudowana w latach 70.
Nie odpuszczę
Krakowianka jednak nie odpuszcza.
- Jeśli powstały takie przepisy, to znaczy, że stacje szkodzą ludziom - podkreśla.
Napisała do ministra infrastruktury, sprawa została przekazana inspektorom nadzoru budowlanego. - Zbadamy tę sprawę - obiecuje nam Artur Kania, zastępca wojewódzkiego inspektora nadzoru budowlanego.
Co więcej, w takiej samej sprawie udało się wygrać mieszkance Częstochowy Krystynie Rokoszy. - Znosiłam to buczenie przez 40 lat, nie spałam w nocy i w końcu zaczęłam walczyć. Robili pomiary, wymieniali części, ale nareszcie się udało: za 10 dni Tauron przenosi stację trafo poza mój blok - mówi częstochowianka.
Jej stacja również pochodzi z lat 70.