- Pierwszy raz pomoc medyczna była potrzebna właścicielowi gospodarstwa, które trawił ognień
- relacjonuje brygadier Paweł Motyka, zastępca komendanta miejskiego PSP w Nowym Sączu.
- Kiedy strażacy dotarli na miejsce, a alarm poderwał nas do akcji o godz. 17.37, okazało się,
że właściciel doznał ataku serca. Strażacy podali mu tlen i przeprowadzili reanimację. Następnie nieszczęśnikiem zajęłą się załoga karetki pogotowia i zabiera go do szpitala w Nowym Sączu.
Do rozległego pożaru w Starym Sączu spieszą jednostki PSP z Nowego Sącza. Do wspierania ich
w walce z żywiołem ochotnicze straże pożarne ściągane są nie tylko z wielu miejscowości Starosądecczyzny, ale również z gmin ościennych.
Sytuacja z każdą chwilą staje się bowiem groźniejsza. Płomienie, które trawią wielką stodołę, mogą w każdej chwili przerzucić się na pobliski dom mieszkalny. Zagrożona jest również wiata garażowa, w której stoi ciągnik i liczne maszyny rolnicze.
Ludzie, którzy bardzo licznie gromadzą się w pobliżu płonącego gospodarstwa, głośno zastanawiają się, czy ten pożar stodoły to nie kolejny nawrót aktywności tajemniczego podpalacza, od dwóch lat szalejącego w kilku miejscowościach doliny Popradu, zwłaszcza w Barcicach, Cyganowicach i Starym Sączu.
Strażacy i policjanci pracujący na miejscu pożaru nie mają jednak dowodów, które by to potwierdzały lub temu przeczyły.
Prowadzenie skutecznej akcji gaśniczej w ciemnościach nocy wymaga odcięcia linii zasilających gorejące gospodarstwo w energię elektryczną. Odłączeniem prądu zajmują się wezwani przez strażaków pracownicy pogotowia energetycznego. Bardzo trudna akcja trwa kilka godzin. Krótko przed północą ludzie zwyciężają żywioł. Druhowie szykują się do odjazdu z pogorzeliska.
Chcą zostawić je w takim stanie, by nikomu nie zagrażało. Dowodzący akcją dostrzega luźno zwisające przewody sieci elektrycznej odcięte przez pogotowie energetyczne. Ktoś w ciemności może o nie zaczepić i podciąć sobie gardło.
Ogniomistrz Bogdan Pasiut, strażak z olbrzymim doświadczeniem zdobytym w akcjach przez kilkanaście lat służby, rusza, żeby przemieścić kable. Dotyka zwisającego przewodu i pada rażony prądem. Okazuje się, że przewody nadal są się pod napięciem.
Koledzy ogniomistrza ruszają mu na pomoc. Są w tym przeszkoleni, więc działają sprawnie
i skutecznie. Stan Bogdana Pasiuta jest jednak poważny. Strażacy wykonują niezbędne zabiegi ratujące życie. Do poszkodowanego strażaka mknie z Nowego Sącza karetka reanimacyjna.
- Ogniomistrz Bogdan Pasiut nadal jest w szpitalu - informuje Paweł Motyka, zastępca komendanta miejskiego PSP w Nowym Sączu. - Jest przytomny i przechodzi kolejne badania. Lekarze zapewniają, że odzyska pełną sprawność.
Specjaliści straży pożarnej, policji oraz inspektorzy służb energetycznych badają, co się stało, że
w odciętych przewodach płynął prąd.