Piroman za swoje cele obierał opuszczone budynki, stodoły oraz pomieszczenia gospodarcze. Na razie nie wiadomo, czy to też on był sprawcą wcześniejszych pożarów. Serią pożarów zainteresowali się policjanci z komendy w Chełmku, którzy odwiedzili miejsca, gdzie się paliło. Zabezpieczyli ślady, przeprowadzili rozmowy z poszkodowanymi, strażakami, którzy brali udział w akcjach gaśniczych, oraz mieszkańcami Gorzowa. Kilka godzin po ostatnim pożarze podpalacz był już w rękach policji.
We wtorek mężczyzna stawił się na przesłuchanie w oświęcimskiej prokuraturze. Przybył kilka minut przed wyznaczonym czasem. Nasi dziennikarze zapytali go, dlaczego podpalał. Nie chciał rozmawiać. Był mocno zestresowany, trzęsły mu się dłonie. Jak wynika z ustaleń śledczych, w okresie od listopada do stycznia wzniecił pięć pożarów. Młody mężczyzna przyznał się do zarzucanych mu czynów. Zeznał, że jego motywem była chęć uczestnictwa w akcjach. Przekonywał, że żałuje swoich uczynków. Na tym etapie postępowania nie wiadomo, czy działał sam, czy też ktoś mu pomagał.
Strażacy z Gorzowa za udział w akcji gaśniczej nie otrzymują pieniędzy, dlatego nie można mówić, że chciał zarobić na ludzkiej krzywdzie.
Koledzy z OSP są w szoku
Andrzej Rybak, prezes gorzowskiej OSP, nie może uwierzyć, że jego podopieczny dopuścił się takich czynów. – Jestem w szoku. To był bardzo dobry strażak – mówi. Podkreśla, że młody druh był niezwykle aktywny, zawsze był pomocny. – Nasi strażacy nie tylko biorą udział w akcjach gaśniczych, ale także pomagają ludziom, gdy np. wylewają rzeki. Mieszkańcy Gorzowa wiele mu zawdzięczają – podkreśla.
Prezes nie chce osądzać strażaka przed ostatecznym wyrokiem. – Nie wierzę, że to on zrobił. Może przyznał się pod presją innych. Znam tych chłopaków od dziecka – mówi. Nie dociera do niego, że osoba, która tyle czasu spędziła pomagając ludziom, mogła zrobić coś takiego. – Niektórzy już go osądzili, przekreślili. Dla mnie na ocenę jest za wcześnie – podkreśla.
Sprawa ta zaskoczyła także Marka Palkę, sołtysa Gorzowa. – Jestem zdziwiony tą sytuacją. To bardzo przykre, że w naszej straży wydarzyło się coś podobnego – mówi. Przekonuje, że OSP w Gorzowie funkcjonuje bardzo dobrze. – Złego słowa nie mogę o nich powiedzieć. Mamy wspaniałych strażaków, grupy młodzieżowe – podkreśla sołtys.
Straty są ogromne
Ostatnim celem gorzowskiego piromana był kurnik przy ulicy Oświęcimskiej. Przed pożarem stał on nieczynny. – Straty są szacowane, ale wydaje się, że będzie to ok. 40 tys. zł. Spłonął cały dach, część mieszkalna – mówi Zbigniew Siwek, właściciel nieruchomości. Nie rozumie postępowania młodego człowieka. – Brak słów na temat takiego strażaka. Jeśli chciał sobie poćwiczyć gaszenie pożarów, to są na to lepsze sposoby – dodaje ze złością.
Wcześniej, 18 stycznia, spłonęła częściowo murowana stodoła przy ulicy Źródlanej. Był w niej garaż oraz warsztat stolarski. Ze środka udało się wyprowadzić samochód osobowy, uratowano stolarnię wraz z wyposażeniem.
Z tym budynkiem sąsiaduje inna nieruchomość, w której mieszkają ludzie. Gdyby ogień przeniósł się na pobliski dom, mogłoby dojść do tragedii.
Tego mu nie wybaczą
Ludzie z Gorzowa mieszkający nieopodal podpalanych nieruchomości nie kryją złości. – Spalił chyba wszystkie pustostany. Za co by się wziął potem? Ludzi w domach by spalił?! To chory człowiek. Takich powinni zamykać – mówi mieszkaniec, który prosi o anonimowość. – Jakbym tego gówniarza zobaczył koło mojego domu, to bym mu nogi z du... powyrywał – ostro komentuje inny z mieszkańców Gorzowa. – Przyszłaby wiosna, suche trawy, pewno i to by podpalił. Dobrze, że go złapali, może będzie teraz spokój – dodaje.
Ludzie we wsi dość mieli dźwięków strażackich syren wyrywających ich ze snu, nawet w środku nocy. W Gorzowie wszyscy się znają. Wiedzą, kim jest sprawca. Piroman uczył się w szkole budowlanej w Oświęcimiu. – To spokojny człowiek, choć trochę nerwowy – opowiada dziewczyna, która zna go ze szkoły.
Z postów na jego Facebooku wynika, że był dumny z tego, że jest strażakiem. Ma bardzo dużo zdjęć z akcji gaśniczych. Lubił fotografować się w strojach i autach strażackich. Często wpisywał „wyjazd alarmowy”. Chodziło o akcje gorzowskich druhów.
W minionym roku na terenie gminy Chełmek doszło do kilku innych poważnych pożarów, będących wynikiem podpalenia. Ktoś podłożył ogień w ściółkę leśną pomiędzy Chełmkiem a Bobrkiem. Wyschnięty wówczas las gaszono kilka godzin. Takie pożary zdarzały się dzień po dniu. Pierwsza z takich akcji zaczęła się na łące między ulicą Oświęcimską a lasem. Ogień wówczas szybko się rozprzestrzeniał, bo wiał silny wiatr. Zagrożone były domy. Wokół jednego z nich zapaliła się trawa. Niewiele zabrakło, by doszło do pożaru budynku.
Potrzebna weryfikacja
Druhowie z Gorzowa po tym, jak ich kolega okazał się podpalaczem, zastanawiają się, czy kandydaci nie powinni przechodzić dokładniejszej weryfikacji. – Badania psychologiczne dla kandydatów do OSP byłyby pomocne w walce z takimi przypadkami. Na to jednak potrzebne są pieniądze – podkreśla Marek Palka.
Wie, że nieodpowiedzialne osoby, które trafiają do straży pożarnej, swoim zachowaniem rzutują na całe środowisko.
– W każdym zawodzie istnieje ryzyko, że trafi się czarna owca – ubolewa strażak i zastanawia się, czy 23-latek nie ma jakichś problemów. – Trudno uwierzyć, by normalny, zdrowy człowiek tak postąpił – mówi Marek Palka.