Syn mężczyzny Tomasz K. usłyszał karę roku więzienia w zawieszeniu, do zapłaty ma 20 tys. zł grzywny i 9 tys zł kosztów. Sąd stwierdził, że to nie on był mózgiem przestępstwa, a został wciągnięty do tego procederu przez ojca. Wiedział jednak, że ojciec ma bitciny z nielegalnego źródła, ale nie podejrzewał z jakiego.
Szantażysta z Londynu przysyłał do firmy listy z żądaniem okupu i podpisywał się „All Saints”, czyli wszyscy święci. Pół roku zajęło krakowskim policjantom ustalenie, kto się kryje za tym pseudonimem.
Zdaniem sądu oskarżony Sławomir J. działał w sposób przemyślany, podzielił na etapy swoje działania, zdobył widzę o bitcoinach i przez dwa tygodnie codziennie poświęca temu 4 godziny. Poszukiwał też rozwiązań umożliwiających anonimową, niewykrywalną i nieuchwytną dla wymiaru sprawiedliwości legalizację korzyści majątkowych.
50-letni dziś Sławomir J. to mieszkaniec Konina, stolarz, na stałe przebywający w Londynie, nie karany. Właściciel domu pod Poznaniem i dwóch BMW, o miesięcznych dochodach 3,5 tys. funtów. Aresztowano też jego syna. Tomasza K. w areszcie siedział kilka miesięcy i wyszedł z niego po zapłaceniu 30 tys. zł poręczenia.
Ojciec usłyszał trzy zarzuty, syn dwa. Prokurator był przekonany, że Sławomir J. między lipcem 2016 r., a lutym 2017 r. w celu korzyści majątkowej kierował w listach groźby zamachu na zdrowie i życie wielu osób przez wprowadzenie na rynek zatrutych napojów.
Śledczy zarzucili mu również przestępstwo prania pieniędzy uzyskanych z szantażu.
Ponadto uznali, że mężczyzna w grudniu 2016 r. w Poznaniu i Warszawie przesłał dwa spreparowane produkty do kolejnej dużej firmy produkującej napoje i przez identyczne modus operandi usiłował wymusić i od niej pieniądze. Do realizacji tego planu jednak nie doszło, bo wpadł Jego synowi postawiono zarzuty utrudniania śledztwa, prania pieniędzy i paserstwa.
Badanie zawartości komputera szantażysty ujawniło, że będąc w Londynie logował się na stronie internetowej spółki, która była szantażowana. Znaleziono notes, a w nim adresy kont i hasła do nich. Ustalono, że za pośrednictwem bezdomnej poznanej na dworcu w Poznaniu Katarzyny G. za 80 zł nabył trzy karty SIM niezbędne do dokonania bankomatowych wypłat środków z kont bitcoinowych. Potem transferował je na inne konta i słuchał rad syna, jak to robić. Przygotował sobie 100 takich mniejszych kont, by zatrzeć śladu i podzielić zysk z okupu.
Udało się zabezpieczyć korespondencję jaką syn i ojciec prowadzili za pośrednictwem komunikatora internetowego. Okazało się również, że Sławomir J. ukrył karty SIM w schowku auta syna i dał mu zaszyfrowane hasła do swoich kont bitcoinowych. Zdradził też Tomaszowi K. jak odszyfrować te hasła. Co więcej 15 stycznia 2017 r. podczas pobytu w Polsce wypłacił w sumie 29 500 zł z bankomatów w Koninie, Wrześni i Kaliszu i dał 20 tys. zł synowi z tej sumy. To były pieniądze z przestępstwa.
Po zatrzymaniu Sławomir J. przyznał się do winy. Twierdził, że postanowił wymusić pieniądze od właścicieli firmy, bo ich nazwiska znalazł na liście najbogatszych Polaków.
- Ponadto drażniła mnie też rozrzutność tej firmy - nie krył. Miał informacje o bogactwie właścicieli firmy, bo pracował w niej teść jego syna. Na pomysł szantażu wpadł po informacjach w mediach, że pewni przestępcy podkładali bomby w marketach znanej sieci sklepów, by wymusić 6 mln dolarów okupu.
Początkowo nie krył, że syn mu pomagał, ale podczas kolejnych przesłuchań już starał się umniejszać jego rolę. Sławomir J. przekonywał, że nie zmierzał zrealizować gróźb, a potem wycofał się z przestępczych planów, gdy dowiedział się, od syna, z zostanie dziadkiem.
POLECAMY - KONIECZNIE SPRAWDŹ: