MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Tarnów. Ks. Mateusz Dziedzic wrócił do Afryki. Rok temu porwali go rebelianci

Paweł Chwał
Paweł Chwał
Ksiądz Mateusz Dziedzic w otoczeniu swoich podopiecznych na misji w Baboua. Nie tylko głosi Słowo Boże do maluchów, ale też chętnie się z nimi bawi, grają wspólnie w piłkę nożną
Ksiądz Mateusz Dziedzic w otoczeniu swoich podopiecznych na misji w Baboua. Nie tylko głosi Słowo Boże do maluchów, ale też chętnie się z nimi bawi, grają wspólnie w piłkę nożną
Szczęśliwie dotarłem do celu. Nie martwcie się o mnie, jestem bezpieczny - to pierwsze słowa, które przekazał swoim bliskim po powtórnym wylądowaniu na Czarnym Lądzie ks. Mateusz Dziedzic. Tarnowski misjonarz, który rok temu został uprowadzony przez rebeliantów i spędził w niewoli sześć tygodni, kilka dni temu wrócił do Republiki Środkowoafrykańskiej.

Zobacz także: Afrykańscy rebelianci chcą wymienić porwanego księdza za swojego przywódcę

Ks. Dziedzic będzie pracować w tej samej diecezji, co przed porwaniem, ale na innej misji. - O tym, że chce tam kiedyś wrócić mówił nieśmiało już na lotnisku w Warszawie, chwilę po tym, kiedy udało się go sprowadzić całego do Polski - przyznaje ks. Krzysztof Czermak, wikariusz biskupa tarnowskiego do spraw misji.

Dodaje, że misjonarz od początku deklarował, iż jeśli dane mu będzie ponownie wyjechać na misje, to chce, aby była to ponownie Republika Środkowoafrykańska. Czekano z tym jednak na odpowiedni moment. Aż w kraju szarganym wojną domową sytuacja polityczna uspokoi się na tyle, aby przebywanie w nim nie było dla misjonarza zbyt niebezpieczne.

- To była wyłącznie jego decyzja. Nikt go do tego nie zmuszał. Misjonarz doskonale zdaje sobie sprawę z tego, do czego wraca, że rebelianci nadal ukrywają się tam po lasach - dodaje ks. Czermak.

W Republice Środkowoafrykańskiej ks. Dziedzic pracował wcześniej przez 5 lat. - Byłem tam szczęśliwy jako ksiądz i jako misjonarz. Przez porwanie zostałem wyrwany z tej ziemi. Chcę tam wrócić, by kontynuować moją misję. Znam tych ludzi, znam ich potrzeby, znam ich cierpienia zadane szczególnie przez ostatnią wojnę - mówił na antenie Radia Watykańskiego tuż przed odlotem.

Próbowaliśmy bezpośrednio skontaktować się z tarnowskim misjonarzem, jednak numer telefonu, którego używał wcześniej, jest nieaktualny. Na wysłanego maila nie dostaliśmy przez kilka dni odpowiedzi. - To jest Afryka. My zdążyliśmy się przyzwyczaić już do tego, że kontakt z Mateuszem jest bardzo utrudniony - mówi Łukasz Dziedzic, brat misjonarza.

Przyznaje, że cała rodzina, a zwłaszcza mama, bardzo przeżyli porwanie kapłana oraz długie tygodnie oczekiwania na jego uwolnienie. Informację o tym, że chce wrócić na Czarny Ląd przyjęli z oporami. Nikt z bliskich specjalnie nie próbował misjonarza odwodzić od tego pomysłu.

- Mateusz z góry uprzedził nas, że został księdzem, a następnie misjonarzem nie po to, aby głosić Słowo Boże tam, gdzie jest to łatwe i wygodne, ale wszędzie tam, gdzie go potrzebują. Pobyt w Republice Środkowoafrykańskiej traktował jako misję życia i przez ostatni rok, nawet jak był z nami w Polsce ciałem, to duchem wciąż był wśród tych, którzy tam zostali - zauważa Łukasz Dziedzic.

Sam misjonarz przyznaje, że powrót na misję traktuje jako formę podziękowania za wsparcie, którego doświadczył od swoich „czarnych braci”. - Kiedy byłem więziony, oni modlili się za mnie. Bardzo przeżywali moje uprowadzenie, pościli w mojej intencji. Chcę stanąć przed nimi i osobiście im za to podziękować. Wracam także, by spotkać się z więźniami, przyjaciółmi mojej niedoli. Wiem, że czekają na mnie i razem chcemy Bogu podziękować za wolność oraz życie - mówił tuż przed odlotem ks. Mateusz.

Republika Środkowoafrykańska to kraj, gdzie pracuje w tym momencie 10 kapłanów pochodzących z diecezji tarnowskiej. Ks. Dziedzic będzie pomagać w pracy na misji ks. Mirosławowi Gucwie, który miał duży udział w jego uwolnieniu z rąk rebeliantów. To on wynegocjował, że mógł dla więzionego przynieść ubrania, lekarstwa na malarię, wodę oraz przybory liturgiczne do odprawiania mszy św. Jak długo ks. Mateusz będzie pracował w Afryce? Żadne decyzje w tej sprawie nie zapadły.

44 misjonarzy z Tarnowa
Diecezja tarnowska od 42 lat posyła swoich księży do pracy misyjnej. Obecnie pracują oni w dziesięciu krajach. W Afryce najliczniejsza 10-osobowa grupa tarnowskich misjonarzy jest w Republice Środkowoafrykańskiej. Dodatkowo w tym kraju pracują również cztery osoby świeckie, m.in. w prowadzonym przez diecezję szpitalu dla Pigmejów w Bagandou. W Czadzie i Republice Konga posługę pełni po trzech kapłanów. 21 jest na misjach w Ameryce Południowej. Najwięcej - 8 w Peru, po 5 - w Brazylii i Ewadorze, po 2 - w Argentynie i Boliwii. W Azji misjonarze z Tarnowa pracują w Kazachstanie. W tym momencie jest ich tam siedmiu.

Już po opublikowaniu powyższego artykułu, otrzymaliśmy mejlem odpowiedź od ks. Mateusza.
Kapłan napisał:
"Witam dopiero dziś odpisuję, bo nie zawsze mamy dostęp do internetu albo jest bardzo słaby aby wczytać pocztę.
Wróciłem do Republiki Środkowoafrykańskiej. Niestety nie mogłem wrócić do tej samej parafii z której zostałem porwany. Po moim porwaniu w parafii Baboua pozostał ks. Leszek Zieliński. Wspierany przez miejscowego diakona był proboszczem do czerwca. W rejonie znowu odezwali się rebelianci więc dla nas Europejczyków znowu zrobiło się niebezpiecznie. W czerwcu naszą parafię przejęli miejscowi kapłani. Ks Leszek  został dyrektorem Niższego Seminarium Duchownego w Yole; blisko stolicy diecezji.

Po powrocie posługę pełnię w stolicy diecezji Bouar. Wróciłem do tej samej diecezji, w której pracowałem ostatnie 3 lata. Jestem w miejscu dużo bezpieczniejszym niż przed porwaniem.

Na powrót zdecydowałem się już kilka miesięcy temu. Czekałem jednak na koniec mojego  urlopu zdrowotnego, aby z  nowymi silami wrócić.

Wybrałem akurat ten kraj, bo znam tych ludzi. Poznałem ich kulturę, sposób bycia, miejscowy język - sango oraz ich potrzeby i cierpienia szczególnie zadane przez ostatnią wojnę. Wróciłem do tego samego kraju, bo chciałem osobiście podziękować tutejszym ludziom za to, że w czasie mojej niewoli bardzo mocno modlili się o moje uwolnienie. Jak tylko będzie bezpieczniej chcę jechać do mojej byłej parafii w Baboua i serdecznie im podziękować za ich modlitwy i wielkie zatroskanie o mnie. Chcę również spotkać się ze współwięźniami i razem z nimi podziękować Panu Bogu za wolność i życie. Już się spotkałem z kilkoma byłymi więźniami bardzo mocno przeżyłem te spotkania. Moi czarni bracia też się wzruszają i ogromnie cieszą, że możemy spotkać się już jako ludzie wolni  i wspominać te trudne razem spędzone chwile.

Tęskniłem za misjami, przez porwanie zostałem niejako wyrwany spośród tych ludzi i tego niesamowitego afrykańskiego młodego kościoła."

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska