https://gazetakrakowska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Górale z Brzegów mają nowego proboszcza. Przybył w Tatry aż z Indonezji. Jak mu się żyje w Polsce?

Łukasz Bobek
Ks. Fransiskus Laka - nowy proboszcz w Brzegach na Podhalu
Ks. Fransiskus Laka - nowy proboszcz w Brzegach na Podhalu Łukasz Bobek
- Gdy pierwszy raz trafiłem do Polski, nie wiedziałem nawet co to jest kaloryfer. A gdy usłyszałem język polski i że muszę się go nauczyć, pomyślałem że to musi być jakaś pokuta – mówi Fransiskus Laka, nowy proboszcz parafii św. Antoniego w Brzegach w powiecie tatrzańskim. Pochodzi z dalekiej Indonezji. Jest pierwszym tak egzotycznym proboszczem pod Tatrami. Ale – jak sam mówi – z góralami świetnie się dogaduje.

Ks. Franek - tak o nim mówią górale - pojawił się pod Tarami na początku grudnia. W Polsce jest od 25 lat. Głoski „sz”, „cz”, „rz” nie stanowią już dla niego żadnego problemu. Słuchając go – można uznać, że jest urodzony w Polsce. Dopiero gdy go zobaczymy, wiadomo, że to dość egzotyczny duchowny. Rysami twarzy przypomina rdzenne ludy zamieszkujące Australię. Pochodzi z Indonezji, z wyspiarskiego państwa. Urodził się na wyspie Lembata, która jest stosunkowo blisko Australii – ok. 400 km w linii prostej. Z kolei do Brzegów dzieli ją aż 11,5 tys. kilometrów…

Chciał do Ekwadoru

Ks. Franciszek naukę w seminarium Werbistów rozpoczął w Indonezji. A że Werbiści to zakon misyjny, każdy seminarzysta mógł wybrać sobie kraje, do których chciałby jechać na misję. Franciszkowi marzył się Ekwador, albo Nikaragua.

– W 1999 roku nasze seminarium w Indonezji otrzymało zaproszenie dla kleryków do Pieniężna w Polsce, gdzie jest Misyjne Seminarium Duchowe Księży Werbistów. Zaprosili trzech kleryków na studia. Nas było na roku 40 kleryków, ale tak naprawdę nikt nie chciał jechać do Polski. Niewiele wiedzieliśmy o tym kraju poza tym, że stąd pochodził Papież Jan Paweł II i Lech Wałęsa. Słyszałem także o Warszawie – wspomina duchowny.

A że nie było chętnych, przełożeni postanowili zrobić losowanie. I trafiło m.in. na Fransiskus Laka. – Tutaj studiowałem, tutaj zostałem wyświęcony. I już 25 lat mieszkam i pracuję w Polsce – mówi. – Teraz nie chciałbym już wyjeżdżać stąd nigdzie indziej – dodaje.

Na początku grudnia trafił na Podhale. - Byłem tutaj już 14 lat temu, na rekolekcjach, gdy ówczesny proboszcz był na misjach w Afryce. Prowadziłem rekolekcje, zajęcia w szkole. Zostałem bardzo ciepło przyjęty. Zresztą wcześniej w tej parafii był o. Grzegorz z Indonezji, z mojej wyspy. Pracował tutaj jako wikary – mówi ks. Franciszek.

Do Polski z muzułmańskiego kraju

Franciszek trafił do Polski z kraju, w którym jest największa na świecie liczba wyznawców islamu. Na 275 mln mieszkańców, aż 87 proc. to muzułmanie (227 mln osób). Katolicy stanowią zaledwie 2,9 proc. populacji.

Indonezja to największy wyspiarski kraj świata – składa się z ok. 17 tys. wysp. Jego stolicą jest Dżakarta na wyspie Jawa - druga aglomeracja świata. Z kolei wyspa Lembata, z której pochodzi ks. Fransiskus, liczy ok. 100 tys. mieszkańców, z czego połowa to chrześcijanie, a druga połowa to muzułmanie.

- Chrześcijaństwo na moją wyspę dotarło za pośrednictwem misjonarzy z Holandii, stosunkowo późno. Moi dziadkowie zostali ochrzczeni dopiero w wieku 50-60 lat – opowiada proboszcz z Brzegów.

W jego wiosce tylko rodzina Fransiskusa była katolicka. Cała reszta to muzułmanie. – Ale tam wszyscy żyją wspólnie, razem. Bardzo dobrze się traktują. Jak miałem tam swoje prymicje (pierwsza msza sprawowana przez nowo wyświęconego kapłana – przyp. Red.), to było na uroczystości prawie 1000 osób, a połowa z nich to muzułmanie. Tamta społeczność naprawdę żyje w zgodzie. To ludzie, którzy są tam od pokoleń, mało jest ludzi nowych, napływowych – dodaje ks. Franciszek.

Panie Boże, za jakie grzechy…

Gdy w 1999 roku ks. Franciszek wylądował na lotnisku w Warszawie, temperatura wynosiła 7 stopni. – To już był dla mnie szok. Wtedy modliłem się, by była to najniższa występująca w tym kraju temperatura. Na mojej wyspie najniższa to 24 stopie powyżej zera – mówi duchowny.

Pierwsza noc w hotelu w Polsce była bardzo trudna. Położył się spać w ubraniu, w butach. Bo było mu zimno. – Ja wtedy w ogóle nie wiedziałem co to jest kaloryfer. Nigdy czegoś takiego nie widziałem na oczy. Ale z czasem dowiedziałem się, że te 7 stopni na plusie to jednak nic. Przeżyłem już minus 20 i nawet minus 25 stopni. Także nie boję się zimy na Podhalu – śmieje się teraz proboszcz z Brzegów.

Początkowo to i jedzenie było problemem. – My w Indonezji jedliśmy głównie ryż i ryby. W ogóle nie było u nas chleba. A tutaj dostaliśmy chleb, wędlinę, pomidory. Pamiętam jak siedzieliśmy z kolegami, patrzyliśmy na siebie i mówiliśmy, że tutaj nie ma jedzenia dla nas w ogóle. Że jak wytrzymamy tydzień czasu, to będzie dobrze. I musimy wracać do Indonezji, bo umrzemy z głodu – wspomina.

Teraz jego ulubionym daniem polskim są gołąbki. – A to dlatego, że tam jest ryż – śmieje się proboszcz z Brzegów. W Polsce brakuje mu najbardziej bananów. – Tutaj w sklepie oczywiście można kupić banany, ale nie takie jak w Indonezji, prosto z drzewa. Poza tym na mojej wyspie jest dużo więcej gatunków tych owoców – zaznacza.

Początki w Polsce były trudne także z powodu… języka. – Te wszystkie „sz”, „cz”, „rz”. Jak to usłyszałem, to pomyślałem, że to musi być dla mnie jakaś pokuta – uśmiecha się ks. Franciszek. – Nauka była dla mnie bardzo trudna. Ale musiałem się tego nauczyć, bo pracę dyplomową musiałem napisać w języku polskim. Nadal łatwiej mi się mówi niż pisze. Przez ortografię głównie – dodaje z z uśmiechem.

Teraz uczy się gwary góralskiej. Choć przyznaje, że łatwiej mu to idzie niż nauka języka polskiego od podstaw.

Polacy – pracowici, do serca przyłóż

Ks. Fransiskus uważa, że Polacy są narodem bardzo pracowitym. – Obserwuję to od lat. I to jest bardzo duża różnica w stosunku do Indonezyjczyków. U nas to jest tak, że jak się nie uda dzisiaj, to jutro to zrobię, jak nie jutro to później. A tutaj obserwuję, że ludzie są bardzo pracowici, wszystko musi być na czas, dopięte. Ciągle są w biegu – ocenia Indonezyjczyk.

Dodaje, że przy pierwszym spotkaniu Polacy wydają się nieufni. – U nas w Indonezji uśmiechamy się często, także do obcych ludzi. A tutaj ludzie początkowo na mnie dziwnie patrzyli. Ale tylko początki znajomości są takie dziwne. Bo jak później się ich poznaje, to są niesamowicie otwarci i mili – zaznacza duchowny.

Nigdy nie doświadczył w Polsce jakiejś niechęci z uwagi na swoją ciemną karnację. – Raz zdarzyła mi się taka zabawna sytuacja w Krakowie. W tramwaju przyglądał mi się jeden pan aż w końcu spytał: ile razy był pan na solarium. Ja się uśmiechnąłem i odpowiedziałem, że tylko raz – wspomina ksiądz.

Do domu raz na trzy lata

Rodzinną wyspę duchowny odwiedza rzadko. – Raz na trzy lata i to jest wyjazd na trzy miesiące. Początki były trudne, bo droga w jedną stronę z Polski zajmowała mi tydzień. To był lot samolotem, potem statek, autobus, kolejny statek, kolejny autobus i łódka. Męcząca podróż, Teraz jest już lepiej, bo droga zajmuje tylko dwa dni w jedną stronę – uśmiecha się.

Przyznaje, że teraz już tak bardzo nie tęskni za domem. – Jest internet, telefony co ułatwia kontakt. Kiedyś, gdy przyjechałem tutaj, pisałem listy. Ten szedł w jedną stronę trzy miesiące, potem kolejne trzy trzeba było czekać na odpowiedź. Pół roku więc nie wiedziałem co się z moją rodziną dzieje – mówi duchowny.

Chce do Morskiego Oka

Ks. Franciszek zaczyna dopiero swoją posługę jako proboszcz w Brzegach. Na razie poznaje wiernych. Wszyscy są dla niego bardzo mili. On sam jest pogodnym człowiekiem. Łapie szybko dobry kontakt z wiernymi. Zresztą, co podkreśla, fascynuje go ich duchowość, przywiązanie do religii, do kościoła, a także… gwara. Zimy się nie boi. Tatr jeszcze nie miał okazji zwiedzić.

– Chciałbym pójść w końcu do tego słynnego Morskiego Oka – uśmiecha się duchowny.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Uroczystości w Gnieźnie. Hołd dla pierwszych królów Polski

Polecane oferty
* Najniższa cena z ostatnich 30 dniMateriały promocyjne partnera
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska