Blisko dwie dekady po rozwiązaniu Układu Warszawskiego w wojskowych magazynach wciąż są pozostałości z tamtej epoki. Wśród nich utleniacz, bez którego nie dałoby się odpalić radzieckich rakiet przeciwlotniczych.
Choć te z wyposażenia armii już dawno zniknęły, kłopotliwy spadek pozostał. Aż 900 ton wyjątkowo żrącej i toksycznej cieczy przechowywano w dwóch nadmorskich bazach wojskowych. - Składowana była w zbiornikach, których żywotność obliczono na około 15 lat - dowiedzieliśmy się w Agencji Mienia Wojskowego. Pojemniki z czasem mocno korodowały, groziły wyciekiem.
Przetarg na unieszkodliwienie substancji wygrało konsorcjum JRCh z Tarnowa i firmy Astro Concept z Warszawy. Od drugiej połowy ubiegłego roku utleniacz dowożono cysternami do Tarnowa. - Do jego utylizacji zastosowaliśmy technologię opracowaną wspólnie z Politechniką Wrocławską - mówi Jerzy Woliński, prezes JRCh.
Specjalna instalacja pracowała na pełnych obrotach, przerabiając żrące chemikalia na surowiec do produkcji nawozów azotowych. Spółka z Tarnowa zainkasowała 11 mln zł. Będzie starać się o podobne kontrakty w innych regionach kraju.
Unikatowa technologia
Według ekspertów, wyciek 100 metrów sześciennych utleniacza zabiłby wszelkie życie w promieniu 2,5 kilometra.
JRCh już kilka lat temu dorobiła się unikatowej na skalę światową technologii utylizacji składnika paliwa do posowieckich rakiet. Moblina instalacja wyprodukowana w Tarnowie znajduje się m.in. na Ukrainie. Tam zlokalizowano zapasy utleniacza, których wielkość szacuje się na 16 tys. ton.