Amerykańska firma Uber w Krakowie funkcjonuje od kwietnia zeszłego roku. Dzięki aplikacji łączy kierowców z osobami szukającymi transportu. Oficjalnie nie jest korporacją taksówkową, ale w praktyce oferuje to, co one. A te uważają, że Uber to nielegalny przewoźnik, bo kierowcy jeżdżący z wykorzystaniem aplikacji nie są oznakowani jako taksówki, nie mają kas fiskalnych i nie uiszczają szeregu opłat, które płacą legalni taksówkarze.
Uber zyskuje jednak na popularności z każdym miesiącem. Nie chodzi nawet o konkurencyjne ceny przewozów, ale przede wszystkim o dostępność.
- Zamówienie zwykłej taksówki bywa czasem niemożliwe. Natomiast Uber jest dostępny praktycznie o każdej porze - mówi nam pani Anna, która korzysta z aplikacji. Co do cen za przejazd, to te bywają różne. Jeśli w danym momencie jest duży popyt na kierowców Ubera, np. po zakończeniu koncertu czy meczu z udziałem Polaków, to stawka rośnie wtedy nawet trzykrotnie.
Duże zarobki
Ilu kierowców jeździ z aplikacją Ubera w Krakowie? Firma nie ujawnia takich danych. Mówi, że ma kilka ich tysięcy w całej Polsce (w siedmiu miastach). Według firmy początkowo nawet 40 tys. kierowców chciało korzystać z ich oferty, ale po weryfikacji została mniejszość.
Uber chwali się, ile mogą zarobić kierowcy korzystający z jej aplikacji. Firma zleciła w tym celu badania. Średnie miesięczne przychody tych, dla których Uber jest podstawowym źródłem utrzymania, wynoszą 8024 zł netto w Krakowie (8247 zł w skali całego kraju). Ci, którzy jeżdżą okazjonalnie, u nas uzyskują od 1846 do 4620 zł (1801-4855 zł w kraju).
Kierowcy ponoszą opłaty za korzystanie z aplikacji. To 20-25 proc. tego, co zarobią. Według Ubera, wszyscy powinni mieć też zarejestrowaną działalność gospodarczą. Wtedy za ubezpieczenie społeczne, emerytalne, zdrowotne i chorobowe płacą 1122 lub 465 zł, jeśli prowadzą biznesu krócej niż dwa lata. Gdy jeżdżą okazjonalnie i pracują gdzie indziej, to koszty są mniejsze albo zerowe.
Od przychodu trzeba jeszcze odliczyć koszty paliwa. W całej Polsce z Uberem kierowcy przejeżdżają średnio 4 tys. km miesięcznie. Przy jeździe „na pełny etat” na rękę może więc zostać ponad 5 tys. zł. O takich pieniądzach mogą tylko pomarzyć tradycyjni taksówkarze.
Duże opłaty taksówek
- Gdybym zarabiał 5-6 tys. zł, to nie wyjechałbym za granicę, żeby utrzymać rodzinę - twierdzi pan Rafał, który od czterech miesięcy jest w Anglii. Zarobki z taksówki przestały wystarczać. Mówi, że do Ubera nigdy by nie przeszedł, bo to nielegalne i wiążę się z dużymi karami.
Legalny przewóz osób w Polsce wiąże się z licznymi opłatami. Około 400 zł kosztuje kurs przygotowawczy do egzaminu na kierowcę taksówki. Sam egzamin to 140 zł. Wyposażenie auta w taksometr i kasę fiskalną - ok. 2,5 tys. zł. Pierwszy przegląd - 200 zł, potem corocznie - 140 zł. Opłaty za działalność gospodarczą ok. 1,2 tys. zł. Koszt paliwa to średnio 1,5 tys. zł miesięcznie. Po odliczeniu wszystkich opłat zarobki nie są powalające.
- Wiadomo, im więcej się jeździ, tym większy utarg. Przeciętnie na rękę zostaje około 2 tysiące złotych - podlicza Paweł Kubas, przewodniczący krakowskiej sekcji taksówkarzy NSZZ „Solidarność 80”. Jego zdaniem, nielegalni przewoźnicy zyskują na tym, że z reguły nie zakładają działalności gospodarczej.
- Nie chcę też wbijać do dowodu rejestracyjnego pieczątki o taxi, bo to realnie obniża wartość auta o 20-30 proc. - dodaje Kubas.
Uber odrzuca argumenty o nielegalnym działaniu. Podkreślają, że są firmą technologiczną. Kontrowersje wokół swojej działalności tłumaczy nieprecyzyjnymi przepisami. Bo z jednej strony prawo wymaga od przewoźników określonych kwalifikacji, a z drugiej firma bywa chwalona np. przez Urząd Ochrony Konsumentów i Konkurencji.
- Kierowcy, którzy chcą jeździć z Uberem przechodzą szczegółową weryfikację - zapewnia Ilona Grzywińska, rzecznik Ubera.
Osoba, która skorzystała z Ubera jako pasażer po zakończonym kursie otrzymuje maila z instrukcją, jak może otrzymać fakturę. Tyle teoria, bo w praktyce bywa różnie. Kontrolą nielegalnych przewozów zajmują się krakowscy urzędnicy, Inspekcja Transportu Drogowego (ITD) i policja drogowa. Pierwsi w tym roku sprawdzili 45 kierowców Ubera. Żaden nie miał uprawnień do przewozu. Wkrótce mają pójść wnioski do sądów.
- Z 10 przesłuchanych kierowców połowa nie miała działalności gospodarczej, a druga połowa miała ją zawieszoną - kwituje Wiesław Szanduła z Wydziału Ewidencji Pojazdów i Kierowców UMK. Za brak licencji na przewóz i działalności gospodarczej grozi kara ograniczenia wolności (prace społeczne) lub grzywna do 5 tys. zł. W zeszłym roku, po miejskich kontrolach, sąd wydał tylko jeden wyrok na kierowcę Ubera (grzywna 500 zł plus 100 zł postępowania sądowego). Większe kary może nakładać ITD. W czerwcu pięciu kierowców ukarano na sumę 80 tys. zł za brak licencji i przewóz nieodpowiednim pojazdem. Tyle że ściągalność tych kar jest praktycznie zerowa.
