

KOLEJNA STRATA PUNKTÓW NA WŁASNE ŻYCZENIE
Wisła Kraków w dwóch ostatnich sezonach nie wywalczyła awansu do ekstraklasy m.in., a może przede wszystkim dlatego, że traciła punkty w meczach z drużynami niżej notowanymi. Ten sezon pokazuje, że tego problemu na razie nie udało się pokonać. Bo o ile w przypadku remisu z Arką Gdynia można mówić jeszcze o bezpośredniej rywalizacji zespołów z aspiracjami na awans, o tyle, aż siedem punktów straconych w meczach z Polonią Warszawa, Zniczem Pruszków i teraz z Kotwicą Kołobrzeg to jest coś, co nie może dla Wisły stać się normą. Bo jeśli się stanie, to nie będzie żadnego awansu do ekstraklasy… Trudno nawet będzie się włączyć do walki o niego.

PUCHARAMI WSZYSTKIEGO WYTŁUMACZYĆ SIĘ NIE DA
Wisła Kraków w czwartek grała w Brugii, a już w niedzielę w Kołobrzegu. Podróże, brak czasu na treningi, to wszystko można zrozumieć. Ale mimo wszystko tym razem straty dwóch punktów w meczu z Kotwicą spotkaniem z Cercle wytłumaczyć się po prostu nie da i koniec. Wisła przy takim przebiegu meczu miała po prostu obowiązek wygrać.

ZROBILI Z BRAMKARZA BOHATERA MECZU
Marek Kozioł zagrał bardzo dobry mecz w niedzielę, wybronił kilka trudnych strzałów, ale też wiślacy w kilku sytuacjach mocno popracowali na notę bramkarza Kotwicy, bo strzelali po prostu w niego. I to były bardziej zmarnowane okazje wiślaków niż obronione przez Kozioła. Ale wkład i to bardzo duży w ten remis on oczywiście ma.