Stronnictwo zwolniło grupowo prawie wszystkich pracowników etatowych centrali i w oddziałach wojewódzkich, czyli ponad 40 osób. Pracę zachowało tylko trzech pracowników, których chroni Kodeks pracy i dwie osoby zajmujące się finansami partii.
Zadłużenie narasta od 2001 r. PSL długo zwlekało ze spłatą. Próbowało doprowadzić do umorzenia, także przy pomo-cy Trybunału Konstytucyjnego. A odsetki narastały. Minister finansów nie zgodził się na umorzenie zadłużenia. Rozłożył je na kwartalne raty przez pięć lat, ale PSL chciało płacić przez 10 lat. Minister odmówił, a procedura w tej sprawie nadal trwa. Jednak na początku tego roku PSL uznało beznadziejność swych wysiłków. Z listem do członków wystąpiła Ewa Kierzkowska, wiceprezes partii, wicemarszałek Sejmu poprzedniej kadencji, a dzisiaj podsekretarz stanu w Kancelarii Premiera. Zaapelowała do członków partii i jej sympatyków o zorganizowanie "pospolitego ruszenia". "Nasza sytuacja jest bardzo trudna. (…) Wkrótce może zabraknąć pieniędzy nie tylko na utrzymanie siedziby, ale też na działalność statutową. Co to oznacza, wszyscy wiemy!" - pisała Kierzkowska. "Wiele osób ma nadzieję, że po tym ciosie finansowym znikniemy ze sceny politycznej. Nie możemy do tego dopuścić" - dodawała.
- W poczuciu odpowiedzialności za partię wpłaciłem 2 tysiące złotych - opowiada o swej reakcji na list Andrzej Kosiniak Kamysz, szef małopolskich struktur PSL.
- Ja nie dałem ani grosza. Tam na górze tylko się bawią, popełniają błędy, to niech za nie płacą - powiedział nam z kolei Jacek Soska, dawny poseł PSL, a dzisiaj z jego ramienia wiceprzewodniczący małopolskiego sejmiku.
- Ludzie sarkali, że nikt w partii nie odpowiedział za błędy, a od nich chce się pieniędzy - tłumaczy jeden z krakowskich działaczy PSL.
- Dobrze, że minister finansów nie poddał się naciskom partii współrządzącej, choć mam wątpliwości, czy stać byłoby go na taką stanowczość, gdyby problem dotyczył PO, albo którejś z silnych partii opozycyjnych - ocenia Jarosław Flis, politolog z UJ. - To ważna próba dla PSL. Wolę taką formę zbierania pieniędzy niż powszechną w naszych partiach praktykę obowiązkowego wpłacania wysokich składek przez ich członków pełniących funkcje radnych, posłów itd. - dodaje Flis.
Partia toczy walkę o prze-trwanie. Od jej skuteczności zależą kariery wielu ludzi, którzy dzięki wpływom PSL mają pracę. Dotarły do nas informacje, że w małopolskim oddziale Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa, zatrudniającym ponad 800 osób, pracownicy mieli być nakłaniani do wpłacania pieniędzy na oddłużenie partii w zamian za premie.
- Stanowczo zaprzeczam. Nic takiego nie miało miejsca - mówi Włodzimierz Okrajek, dyrektor oddziału i skarbnik zarządu wojewódzkiego PSL w Małopolsce.
Co ciekawe, PSL nie zdecydowało się na podniesienie składek partyjnych, a np. emeryci płacą tam złotówkę miesięcznie. - Nie możemy sobie pozwolić na utratę członków - tłumaczy krakowski działacz partii.
Obok finansowego "pospolitego ruszenia" i oszczędności PSL od pół roku stara się o uzyskanie bankowego kredytu na spłatę całości zadłużenia.- Procedury nie zostały zakończone - mówi dyplomatycznie Józef Szczepańczyk, sekretarz Naczelnego Komitetu Wykonawczego PSL. Starania trwają jednak już pół roku. Wygląda na to, że bankowcy słabiej wierzą w skuteczność "pospolitego ruszenia" niż ci ludowcy, którzy zdecydowali się odpowiedzieć gotówką na apel byłej wicemarszałek Sejmu.
Skąd ten dług
Zadłużenie PSL powstawało za prezesury Jarosława Kalinowskiego przez błąd popełniony w czasie parlamentarnej kampanii wyborczej w 2001 roku. 9,5 mln zł zebranych na kampanię zgromadzono na koncie partyjnym, a nie na koncie komitetu wyborczego. To spowodowało odrzucenie sprawozdania finansowego PSL przez Państwową Komisję Wyborczą i orzeczenie przepadku tej sumy na rzecz skarbu państwa. W wyniku zwlekania ze spłatą, zadłużenie osiągnęło 21 mln zł, czyli po ok. 200 zł na głowę członka PSL.