Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Tragedia znów połączyła Polaków. Czy uczyni nas lepszymi ludźmi?

Anita Czupryn
Podobnie jak w całej Polsce również wrocławianie wpisywali się do ksiag kondolencyjnych
Podobnie jak w całej Polsce również wrocławianie wpisywali się do ksiag kondolencyjnych Fot. Mikołaj Suchan/Polskapresse
Cezary Antolak, właściciel warszawskiej kawiarni Cafe Caracas, dowiedział się z internetu. Obudził córkę - nie uwierzyła. Antolak, zamiast od razu jechać do kawiarni, kilka godzin przesiedział przed telewizorem.

W tym czasie przy jednym ze stolików w Cafe Caracas na Ochocie Lidia Ujazdowska, żona byłego ministra kultury Kazimierza Ujazdowskiego, siedziała z żoną Władysława Stasiaka, w skupieniu się naradzając. W rozmowie uczestniczył też ksiądz proboszcz pobliskiego kościoła.

- Gdy przyjechałem do kawiarni, dowiedziałem się o pomyśle pani Lidii Ujazdowskiej, aby upamiętnić to miejsce i zdjęcie pana Stasiaka powiesić w witrynie - opowiada Cezary Antolak. I dodaje: - On tak miło wspominał naszą kawiarnię. Często tu bywał po pracy, z Kancelarii Prezydenta wracał i na kawę zajrzał, odpoczął chwilę. W pobliżu kawiarni mieszkał, to było mu po drodze.

Zdjęcia Władysława Stasiaka, szefa Kancelarii Prezydenta, zawisły w niedzielę. Przed kawiarnią zatrzymują się tłumy. Zostawiają kwiaty, palą świeczki. Z potrzeby serca, żeby uczcić pamięć ważnego urzędnika państwowego. Do Polaków dotarło, że w tragedii zginęli mądrzy ludzie, oddali życie w służbie ojczyźnie. I że zawód polityka to nie jest dobrze płatna profesja, w której nie potrzeba wielkich kwalifikacji, że przede wszystkim jest to służba Polsce.

Teresa czuje się podcięta
Od soboty 10 kwietnia Polacy mają poczucie, jakby żyli w innym wymiarze. Wszyscy zostaliśmy wytrąceni z codzienności. Wszyscy znaliśmy tych, którzy zginęli w katastrofie pod Smoleńskiem i mieliśmy z nimi kontakt - nawet jeśli nie osobisty, to dzięki telewizji i mediom. Ludzie mówią, że do tej pory jedyną znaną postacią, która zginęła w katastrofie lotniczej, była Anna Jantar, a przecież - choć zdarzyło się to 30 lat temu -wciąż o tym pamiętamy. A tu tyle znanych twarzy z pierwszych stron gazet. Mówią, że Polaków połączyło i to, że w prezydenckim samolocie zginęło ponad 90 osób z różnych ugrupowań politycznych i różnych środowisk.

I choć niektórzy z rozmówców ''Polski'' nie omieszkają zaznaczyć: ''Lech Kaczyński to nie był mój prezydent'', to w środku czują to samo. I wcale nie chodzi tu o starą rzymską zasadę, że o zmarłych nie mówi się źle. Chodzi o tę refleksję, która się w Polakach zrodziła. To dlatego znów tak często przypominane są słowa księdza Jana Twardowskiego ''Śpieszmy się kochać ludzi, tak szybko odchodzą''.

Porównania do sytuacji po śmierci papieża narzucają się ludziom same. Jan Paweł II zmienił nasze serca. Śmierć prezydenta Kaczyńskiego może zmienić nasz sposób myślenia i stać się początkiem budowania wzajemnego szacunku

- Czuję się jak podcięta -mówi Teresa Trawińska, 48-letnia urzędniczka państwowa z Warszawy. Prywatnie babcia 4-letniej Julki i 7-letniego Mateusza. W sobotę córka Teresy Kasia z samego rana pojechała na uczelnię. Jest na II roku pedagogiki - uzupełniających studiów magisterskich. Tam na telefon komórkowy jej koleżanki przyszła wiadomość. Treść była szokująca: ''Wszyscy nie żyją''. Na korytarz wybiegły studentki politologii. Zajęcia zostały odwołane. Kasia natychmiast zadzwoniła do matki.

W tym czasie Teresa w domu posadziła wnuki przed telewizorem i włączyła im bajkę. Zadzwoniła jej siostra: ''Jestem w sklepie, ludzie mówią, że coś się stało, prezydent nie żyje'' -zawołała. Teresa włączyła komputer, weszła do internetu i nagłówki na stronach ścięły ją z nóg. Łzy same pociekły jej po twarzy. Zresztą, ten sobotni poranek w większości domów wyglądał tak samo: Polacy siedzieli przed ekranami komputerów bądź telewizorów i płakali.

Gdy wróciła Kasia, zabrały dzieci i w odruchu serca pojechały pod Pałac Prezydencki. Jak tysiące warszawiaków. Tam, na Krakowskim Przedmieściu, czuli się jedną cierpiącą rodziną, która wspólnie przeżywa ogromny smutek.

- Powiedziałam wnukom: ''W tym miejscu tworzy się historia. O tym będziecie się uczyć w szkołach. Zapamiętajcie ten dzień: ludzie palą świeczki, oddając hołd prezydentowi i tym, co zginęli. To bardzo ważne.'' -opowiada Teresa. Jej wnuczek powiedział wtedy: ''Babciu, czy wiesz, że ja tak bardzo kochałem naszego prezydenta?'' A Teresa na to: ''Skąd mogłam wiedzieć. Nigdy mi o tym nie mówiłeś''.

Nigdy też wcześniej z taką mocą nie dotarło do Polaków to, co przez całą swoją prezydenturę mówił Lech Kaczyński. Na przykład o zbrodni katyńskiej. I o tym, że powinna ona zostać odkłamana, bo to ważne do budowania zdrowego państwa. -W sobotę nagle zrozumieliśmy, że prezydent walczył o to, aby nazywać rzeczy po imieniu -mówi dr Monika Michaliszyn, ekspert ds. krajów bałtyckich. Stąd też przemówienie, jakie miał wygłosić 10 kwietnia na cmentarzu w Katyniu w 70. rocznicę zbrodni katyńskiej, stało się jego testamentem o prawdzie. I Katyń jako symbol dla Polaków się urzeczywistnił.

- Nagle też ludzie zauważyli ludzki wymiar prezydenta. Okazało się, że kochał żonę i zyskiwał przy bliższym poznaniu -mówi dziennikarka Kinga Hałacińska, wnuczka ppłk. Andrzeja Hałacińskiego, autora tekstu pieśni ''My, Pierwsza Brygada'', który zginął w Katyniu.

W momencie narodowej tragedii liczą się przede wszystkim proste odruchy serca

Trumna w dzień urodzin
Miesiąc temu do Kingi Hałacińskiej zadzwoniła Bożena Łojek, założycielka Polskiej Fundacji Katyńskiej. Zawiadomiła, że Kinga znalazła się na liście pasażerów prezydenckiego samolotu, który 10 kwietnia poleci na uroczystości do Katynia.

- Moja radość była tak wielka, że tego dnia obdzwoniłam bliższą i dalszą rodzinę, dzieląc się tą wieścią - opowiada Kinga Hałacińska. Ale kiedy dwa tygodnie temu dowiedziała się, że samolotem jednak nie poleci, dalszej rodziny już nie zawiadamiała. Jej tata powiedział: - Widać, są ważniejsi od ciebie. Kinga zrezygnowała też z jazdy pociągiem. W niedzielę 11 kwietnia jej córeczka Natalia miała mieć pierwsze urodziny. - Nie zdążyłabym wrócić. Zostałam, aby wyprawić córeczce urodziny - mówi dalej Kinga.

W sobotę rodzina dzwoniła na jej komórkę ze strachem, a gdy Kinga odbierała, mówili z ulgą: ''Żyjesz!''.
Ale urodzinowej imprezy w niedzielę już nie było. Przyszli co prawda: Piotr Semka z żoną i córeczką Marysią i inni znajomi dziennikarze oraz sąsiedzi Kingi, ale siedzieli przed telewizorem i w milczeniu patrzyli, jak ulicami Warszawy jedzie trumna z ciałem prezydenta Lecha Kaczyńskiego. - Nad posępnym światem dorosłych górowały jednak radosne krzyki naszych dzieci - mówi Kinga. Ona również wcześniej pojechała pod Pałac Prezydencki. To był odruch. Taki sam, jak 11 września 2001 r., gdy po ataku na WTC Polacy jechali pod ambasadę amerykańską. - W takich chwilach wychodzi z nas to, co najlepsze - mówi Kinga Hałasińska.

Czas prostych odruchów
W sobotę 10 kwietnia reżyser Jarosław Ostaszkiewicz (znany m.in. z tego, że użyczył głosu Wielkiemu Bratu w reality show ''Big Brother'') kończył 47 lat. Po raz pierwszy w życiu postanowił tego dnia wyprawić przyjęcie. Rano wstał z dokładnie zaplanowanymi działaniami. Telefon od teścia zmienił wszystko.

- Usłyszałem tylko: ''Włącz telewizor''. Spojrzałem na ekran i poczułem to, co czułem, patrząc na palące się wieże WTC w 2001 r. To była kompilacja niedowierzania, kompletnego pogubienia, jakiejś bezradności. Umysł nie jest przygotowany na takie wydarzenia - mówi Ostaszkiewicz. W takim momencie liczą się tylko proste sprawy. Wszelkie próby nadawania sensu na siłę, mądrzenia się będą brzmiały fałszywie.

To czas prostych odruchów: wyrażania współczucia, otwierania serc. I tak właśnie reagujemy. Do telewizji ludzie mejlem wysyłają zdjęcia, a to spod Pałacu Prezydenckiego, a to z trasy przejazdu konduktu z ciałem prezydenta. Mają potrzebę nie tyle fotografowania, co dawania świadectwa swojej obecności w ważnym momencie - kończy.

Marcin Jarkiewicz, dyrektor Szkoły Podstawowej nr 85 w Warszawie, w poniedziałek razem z uczniami o godzinie 8 rano znalazł się na mszy w kościele.

- Mieliśmy pomysł, aby zebrać uczniów w sali gimnastycznej i uczcić ofiary minutą ciszy -mówi. Takie zalecenie wydała zresztą Katarzyna Hall, minister edukacji. Ale dla Jarkiewicza to zalecenie nie było potrzebne. Gdy padło hasło, aby zamiast minuty ciszy, iść do kościoła, dzieci zebrały się w try miga, nawet te, które na co dzień nie chodzą na religię. W kościele stały wyciszone i poważne. A minutą ciszy zaczynały się każde następne zajęcia w szkole.

Podobnie jak w całej Polsce również wrocławianie wpisywali się do ksiąg kondolencyjnych

''W obliczu śmierci tak wiele rzeczy przestaje być ważnych'' - takie graffiti wymalował w Bielsku i Żywcu Dariusz Paczkowski, współpracownik stowarzyszenia Nigdy Więcej i grupy Trzecia Fala. Nie mógł usiedzieć w domu, wyrywało go do ludzi. Mówi, że zrobił to, co potrafi najlepiej. I prosi, byśmy teraz wszyscy byli razem. Byliśmy i jesteśmy. W internecie, gdzie na społecznościowych portalach ludzie nawołują: "zapal znicz", a blogerzy prawicowi proponują, aby imieniem Lecha Kaczyńskiego nazwać budowany w Warszawie Stadion Narodowy. Na mszach i spontanicznie organizowanych spotkaniach - choćby takich jak to pod biurem senatorskim Krystyny Bochenek w Katowicach. Znicze zapalają tam jej koledzy z Radia Katowice i zwykli przechodnie.

Spontaniczne akcje serca

W Skoczowie do udziału w akcji zapalania zniczy i apelu na Rynku po wczorajszym nabożeństwie ludzie skrzyknęli się za pomocą SMS-ów. W pobliskiej Wiśle, gdzie prezydent miał jedną ze swych rezydencji, wczoraj przed południem burmistrz kazał wystawić w ratuszu księgę kondolencyjną, przed którą znalazły się biało-czerwone flagi z kirem i fotografia pary prezydenckiej. - Chcieliśmy, by mieszkańcy Wisły i turyści mogli złożyć mu uszanowanie - mówi Łukasz Bielski, rzecznik urzędu miasta.

- W sobotę, gdy tylko zrozumiałem, co się stało, z moim 15-letnim synem wywiesiliśmy na domu biało-czerwoną flagę. Tak samo zrobiło wielu moich sąsiadów - mówi Mirosław Zając z Sosnowca.

Wśród tych, którzy czekali w lesie na prezydenta, był Grzegorz Janik, poseł PiS z Rybnika. -W pewnej chwili podszedł do nas Jacek Sasin z Kancelarii Prezydenta i powiedział, że samolot prezydencki się rozbił. Od razu poprosił, żebyśmy to na razie zatrzymali dla siebie, bo ta informacja jest jeszcze niesprawdzona - wspomina. -Z Przemkiem Gosiewskim miałem niedługo wyjechać na wspólne wakacje.

Jeszcze w piątek rano widziałem się z nim w Sejmie. - W styczniu sama pochowałam tragicznie zmarłą matkę. Rozumiem, co czują rodziny ofiar tej katastrofy - mówi Gabriela Kopczyńska. Jest jedną z setek osób, które wpisały się wczoraj do księgi kondolencyjnej w katowickim urzędzie miasta. ''Dlaczego? Zadaję sobie to pytanie'' - napisała.

- Jestem najprawdopodobniej jednym z ostatnich mieszkańców Bielska-Białej, którzy mieli okazję spotkać się i rozmawiać z prezydentem Lechem Kaczyńskim - opowiada z przejęciem Wojciech Dębowski, szef bielskiego koła i członek Rady Krajowej Wspólnoty Polskiej.

Jako gość honorowy został zaproszony przez Komitet Organizacyjny Światowych Zimowych Igrzysk Polonijnych w Zakopanem na rozmowy z prezydentem w bacówce przy Wielkiej Krokwi. - Przekonałem się wówczas, że on jest człowiekiem otwartym, bezpośrednim, łatwo nawiązującym kontakty. Wtedy odkryłem jego prawdziwe oblicze - wspomina Dębowski.

W Bydgoszczy prezydent miasta Konstanty Dombrowicz zaproponował radnym, aby most, który ma połączyć północną część miasta z południową, nazwać imieniem prezydenta Lecha Kaczyńskiego. -W środę ma być przyjęta uchwała intencyjna w tej sprawie - mówi ''Polsce'' Dombrowicz.

Czy jednak ta tragedia stanie się początkiem rzeczywistego budowania szacunku do narodowych świętości nie tylko od wielkiego dzwonu, ale i na co dzień? Psycholog polityczny dr Norbert Maliszewski, nie obawia się, że te gesty: udział w marszach, trzymanie się za ręce, palenie świec w doniosłych chwilach, to okazjonalny patriotyzm. - Śmierć Jana Pawła II zmieniła serca Polaków. Śmierć Lecha Kaczyńskiego może zmienić nasze umysły, stosunek do patriotyzmu, ale też do polityków- mówi.

Okazuje się, że cechy osobowościowe czy niski wzrost nie są tak ważne przy trwałości i wierze w poglądy. Ta narodowa jedność myśli i uczuć zdumiewa, ale i zachwyca zagranicznych dziennikarzy. Znany prezenter BBC World News Nik Gowing, który był w Polsce w 1980 r. i podczas drugiej wizyty Jana Pawła II, mówi, że dziś, patrząc na Polaków, czuje się podobnie jak wtedy. Tylko, że teraz jest to wspólnota w traumie.

Cyril Vanier, reporter telewizji France 24, zauważa, że za życia prezydenta Kaczyńskiego opinie o nim były różne, a po jego śmierci widać narodową jedność. - Jeszcze dwa tygodnie temu Francja nie słyszała o Katyniu -mówi. - Ale przed rocznicą, we wtorek, środę media poświęciły dużo miejsca rocznicy mordu. Był wywiad z Andrzejem Wajdą, reportaż. Więc Francja zaczęła kojarzyć słowo "Katyń".
Współpraca: Barbara Stefańska, Agata Pustułka

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Tragedia znów połączyła Polaków. Czy uczyni nas lepszymi ludźmi? - Portal i.pl

Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska