Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Trochę przeszłości we współczesności

Halina Gajda
Sięgają do średniowiecza, a może i dalej. Historia jest jak dobra książka przygodowa. Pasja cementuje rodzinę - wspólnie spędzają czas, wspólnie wyjeżdżają, dobrze się bawiąc.

Można by zacząć: jest ich trzech, w każdym z nich inna krew. Tylko że "trójka" dawno przestała być aktualna. W zasadzie nawet nie wiadomo ilu - raz trzech, a innym razem piętnastu.

- Nooo, bo tak - zaczyna opowieść Włodzimierz Woźnica - każdy, kto na wsi się wychował, albo dziadków miał, to to robił - zapewnia. Śmieje się: - Łuki robił. Z leszczynowego patyka i kawałka sznurka do snopowiązałki. Dziadek pomógł strzały wystrugać, pokazał jak strzelać. I wszyscy mieli odrobinę świętego spokoju, bo się dzieci czymś zajęły - śmieje się. - Tego się nie zapomina - dodaje.

Nie zapomniał. Dzisiaj jest filarem grupy Łucznicy Rozembark, upraszczając Łucznicy z Rożnowic. Tak bowiem jeszcze po II wojnie światowej nazywała się ta wieś. Mimo że upłynęło ponad sześć dekad, w świadomości mieszkańców nazwa wciąż funkcjonuje i ma się dobrze. Wracając zaś do bohatera - zakręciło nim historyczne towarzystwo. Były długie nocne Polaków rozmowy i decyzja: organizujemy się. Ale nie przesadnie, bez rejestracji w urzędach, bez spisywania regulaminów, wytycznych. Spontanicznie. Jak mówią: każde z nas ma swoją pasję - jedno lubi dłubać w drewnie i w przeszłości, drugie woli dłubać w słowach i obrazach, by o tym opowiedzieć. Jedno ma cierpliwość do rzemiosła, zwłaszcza tego inspirowanego historią, drugie do zgłębiania tajników IT. Razem trzymamy się łuków tradycyjnych, filozofii DIY, mamy pasję i cierpliwość do siebie, Rozembarku, do trzeciego i dwóch czarnych czworonogów.

- Ale na poważnie. Skoro mamy odwoływać się do jakiegoś etapu w historii, to maksymalnie, bez półśrodków tam, gdzie można ich uniknąć - podkreśla. Przed własnym domem stworzyli strzelnicę Rozembark. Ćwiczą zazwyczaj w niedzielę. Wyjeżdżają na turnieje, rekonstrukcje. Coraz bardziej profesjonalni, coraz bardziej skuteczni. Bo trzeba wiedzieć, ze łucznictwo, to cała filozofia. Od łuku poczynając. Przygotowanie dobrego może trwać nawet... trzy lata. Drewno na taki musi schnąć co najmniej rok, w stabilnych warunkach, nie może pochodzić z chorego drzewa, być pozyskane w odpowiedniej porze roku, a i słoje muszą mieć odpowiednią gęstość...

- Na strzałach, wyposażeniu i naszych ubraniach kończąc - dodaje. - Strzelamy z drewnianych łuków starając się nie ulegać modzie na tworzywa - na przykład na włókna szklane. Testujemy łuki z różnych okresów historycznych i rejonów świata, od Skandynawii po Amerykę Północną - tłumaczy dalej.O ile same łuki pozostawia fachowcom, to strzały robi sam. W domu, przed telewizorem. Śmieje się:

- Bo jak się tak zapatrzę w te groty, w te promienie, to muszę na chwilę zresetować oczy. Wtedy patrzę na telewizor - zdradza. Strzały oczywiście drewniane. Skąd drewno? Ano, z derenia, leszczyny, jesionu, łozy. Najlepiej jednoroczne pędy zebrane późną jesienią, które potem suszy. Promienie struga za pomocą krzemienia, bo skoro kiedyś się to udawało, to i dzisiaj tym bardziej może. I jeszcze jedno: o pióra potrzebne do strzał prosi sąsiadów. Ci są chętni do pomocy. I przynoszą, co im się uda odebrać domowemu ptactwu z gatunku gęsi i kaczek.

Włodkowi w łuczniczym szaleństwie towarzyszy żona Dorota. Już dawno obrała strategię, że pasja łączy rodzinę, nic to że w domu czasem jest bałagan, bo właśnie przyjechali z jakiegoś turnieju albo na taki się pakują, nie przeszkadzają porozkładane wszędzie elementy do budowy strzał. Po prostu, nie ma czasu na szukanie problemów w drobnostkach. Choć sama nie strzela zbyt często. Przynajmniej nie tak jak mąż.

- Od czasu do czasu trafiam do tarczy - żartuje sama z siebie. Ale postanowiła, że nie będzie bezczynnym elementem imprez odtwórczych, na które wyjeżdża jej rodzina. Owszem, mogłaby siedzieć przed namiotem, ale w końcu święty by zwariował z bezczynności. Przecież laptopa ani tabletu wyciągnąć nie wypada. Robi więc średniowieczną biżuterię. Pierwsze kroki ma za sobą. Pierwsze bransoletki z miedzianego drutu też. Wyszły oryginalnie. Niejedna współczesna modnisia chciałaby taką mieć.

- Do łucznictwa i rekonstrukcji wciągnęła mnie koleżanka. Mąż mi to czasem wypomina - śmieje się Dorota. - Bo doszło do tego, że nie rozumiałam, o czym godzinami mówi moja własna rodzina w moim własnym domu. Uznałam, dość tego - dodaje żartobliwie. Wiele jest prawdy w słowach Doroty, że wspólna pasja cementuje rodzinę - oboje o łucznictwie opowiadają z błyskiem w oku. W opisywaniu mają ogromny dystans. Na przykład wtedy, gdy wspominają jak wraz z przyjaciółmi za pomocą liści orzecha włoskiego barwili lniane płótna, koszule i wełniane kaptury. Rzecz cała rozegrała się przy świetle księżyca, w wielkim garze na takim samym ognisku.

Do dzisiaj nie wiadomo, jaki wpływ na dzieło miało ognisko i odbite światło satelity, ale efekt był imponujący - wszystko zmieniło się od koloru kawy z mlekiem do ciepłego brązu. Potem jeszcze, idąc tropem jajek wielkanocnych,postanowili spróbować jak zachowają się tkaniny zabarwione łuskami z cebuli. Dla polepszenia efektu dodali szczyptę ałunu. Wyszło złociście brązowo! Mają i inne sukcesy, choćby piąty wynik w Zimowej Lidze 3D. To pięć spotkań w lesie, w pięciu różnych miejscach w kraju. Zasada turnieju jest prosta: wchodzi się do lasu i strzela do trójwymiarowych figur zwierząt.

- Uznajemy, że skoro jedzenie jest dostępne w sklepie, nie ma sensu strzelać do żywych - uzasadnia Włodek. Sposób na celność w takich zawodach jest jeden: nie strzelać testosteronem. Nie chodzi tylko o konkurowanie, ale i bezpieczeństwo. Bo tak zwana tępa strzała potrafi bez trudu wbić się w ciało człowieka. Nawet śmiertelnie. Łucznicy Rozembark ruszają właśnie z projektem "Do Trzech Razy Łuki".

W czasie wakacji, w Bieczu odbędą się bezpłatne warsztaty poświęcone trzem rodzajom łucznictwa tradycyjnego, tj, łucznictwo sportowe, łucznictwo 3D i łucznictwo tradycyjne historyczne, połączone ze średniowieczną rekonstrukcją historyczną. - Pierwsze warsztaty "Łapiemy łuki" odbędą się 18 lipca na błoniach nad Ropą w Bieczu, następnie będziemy je kontynuować na placu Kromera i zakończymy mini-turniejem dla uczestników projektu.
Projekt podsumuje mała wystawa fotograficzna. Warsztaty są adresowane w szczególności do dzieci i młodzieży w wieku 10-15 lat, ale nie braknie atrakcji i pokazów dla chętnych mieszkańców i turystów - zapraszają.

Gazeta Gorlicka

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska