Czasy, gdy cebula czy ziemniaki były na wagę złota i kupowało się je workami po znajomości, by stanowiły zapas na zimę, skończyły się wraz z okresem komunizmu. Tymczasem w Trzebini nadal organizowane są zapisy na te produkty, i to w urzędzie miasta.
Reporterzy „Gazety Krakowskiej” postanowili sprawdzić doniesienia kilku urzędników, którzy twierdzą, że burmistrz Adam Adamczyk nagabuje pracowników do zakupu warzyw.
- Ziemniaki i cebula są wprawdzie w dobrej cenie, ale nie każdy potrzebuje dużych ilości. Tymczasem trudno odmówić, gdy szef wychodzi z taką ofertą - wyznaje jedna z naszych informatorek. Twierdzi, że produktami handluje ojciec wysoko postawionego urzędnika z Trzebini.
Towar już zszedł
By zweryfikować te doniesienia, zadzwoniliśmy do magistratu, prosząc do telefonu panią Stanisławą, urzędniczkę wskazaną przez naszą rozmówczynię, która miała w imieniu burmistrza prowadzić zapisy na produkty. Powołując się na burmistrza Adama Adamczyka, zapytaliśmy o możliwość zakupu ziemniaków i cebuli.
- Teraz zajmuje się tym Beata, nie ja. Ją proszę pytać o szczegóły. Muszę jednak przyznać, że sama brałam kilka kilogramów cebuli i jest przepiękna, eko i to za 70 groszy od kilograma. Taniej niż na targu - zachwala towar urzędniczka.
Po rozmowie z panią Stanisławą zadzwoniliśmy do jej koleżanki. - Niestety, towar się już skończył - informuje nas pani Beata.
Gdy próbowaliśmy dociec, gdzie można bezpośrednio podjechać, by kupić warzywa, poinformowała nas, że samochód dostawczy podjeżdżał pod urząd.
- Przywoził towar według zapisów. Każdy schodził z urzędu i pakował sobie z niego tyle, ile wcześniej zamówił - usłyszeliśmy od urzędniczki.
Obie panie, nieświadome, że rozmawiają z dziennikarką, potwierdziły krążącą po Trzebini informację, której sam burmistrz Adam Adamczyk kategorycznie zaprzecza.
- Ja niczym nie handluję, nie mam pola, nie mam cebuli ani ziemniaków - krzyczy oburzony do słuchawki.
Gdy informujemy go o naszej prowokacji, reaguje bardzo impulsywnie. Po chwili jednak już nieco spokojniej przyznaje, że nasze informacje nie są wyssane z palca.
- Sam sobie kupiłem ziemniaki, to może dlatego teraz mnie oskarżają - ucina Adam Adamczyk.
To podwiozę pod urząd
W urzędzie mówią, że takie praktyki są tu stosowane od dawna. - Jeszcze kilka lat temu, zanim burmistrzem na jedną kadencję został Stanisław Szczurek, w urzędzie można było zamówić artykuły mleczarskie - wspomina były urzędnik magistratu. - Handlował nimi jeden z dawnych radnych, kolega Adamczyka, właściciel kilku hurtowni, zresztą prawdopodobnie ten sam, co teraz ziemniaki sprzedaje.
Zadzwoniliśmy do wskazanego przedsiębiorcy, mówiąc, że znajoma urzędniczka zachwala jego warzywa.
- Ziemniaczki się skończyły, ale będą w przyszłym tygodniu, tylko inna odmiana, różowe - słyszymy w słuchawce. Przedsiębiorca dopytuje o nazwisko koleżanki z urzędu. Podajemy jedną z pań. - Dobrze, w takim razie podjedziemy z towarem pod magistrat, jak ostatnio - obiecuje nasz rozmówca.
Nie wszyscy krytykują możliwość zakupu ziemniaków w urzędzie. - Jak cena dobra, towar swojski, a do tego przywiozą go pod nos, to czemu nie kupić? Tylko się cieszyć - komentuje pół żartem pół serio Marian Palka z Chrzanowa. - Żałuję, że jego pracodawca nie organizuje takich akcji - uśmiecha się.
Cena dobrej cebuli za kilogram na targowisku miejskim w Chrzanowie waha się od 1,5 do 2,5 zł. Ziemniaki są od 1,5 do 2,15 zł. - Gdyby mi ktoś oferował dorodne, nienakrapiane chemicznymi środkami ziemniaki za 70 groszy, ani bym się nie wahała - twierdzi Maria Palka z Chrzanowa. - Tylko dlaczego burmistrz pozwala na takie praktyki w godzinach pracy urzędu? - zastanawia się.
- Nic tylko być znajomym burmistrza. On nie pozwoli głodować swoim - komentuje Grzegorz Kozłowski spod Trzebini.