FLESZ - Bezpieczeństwo nad wodą. To musisz wiedzieć!

Wspomnianą historię z happy endem Pani Kasia opublikowała na swoim Facebook'owym blogu zatytułowanym Mela Melulu - Travel Story, gdzie wrzuca relacje i zdjęcia z kolejnych punktów wyprawy dookoła świata. Jak pisze autorka: Czasem znajdujemy się w odpowiednim miejscu i czasie. Co do sekundy. I gdyby nie ustalona (może z góry?) kolejność zdarzeń, to Maciuś - chłopczyk, który z hulajnogą wjechał na moich oczach do Wisły, utonąłby w niej". Całą historię możecie przeczytać poniżej.
"Tydzień temu. Kraków. Jadę wzdłuż Wisły po drugiej stronie balonu i Forum Przestrzenie.
Naprzeciw mnie jedzie chłopiec na hulajnodze. Widzę jak na mojej wysokości gwałtownie skręca w stronę wysokiego betonowego brzegu rzeki. Zdążyłam tylko krzyknąć: stój! Ale już był w powietrzu, w długim skoku i zniknął pod wodą razem z hulajnogą.
Rzucam rower, podbiegam do krawędzi. Pływa tylko czapeczka, a hulajnoga w mgnieniu oka idzie na dno. Rozglądam się, ale woda jest tak brunatna, że nic nie widać. Chłopiec wypływa i nabiera powietrza, wierzgając rękami. Kładę się na brzuchu na betonie, zapieram stopami i spuszczam jak najniżej, żeby go złapać. Mam może jakieś półtorej metra do tafli wody. Zapieram się jeszcze bardziej, bo w domu mam moją Melkę. Przez milisekundy przelatuje myśl, że muszę być bezpieczna dla niej.
- Płyń chłopaku! - krzyczę. Dasz, radę! Zaraz Cię złapię.
Dłuży się ta chwila niemiłosiernie. Łapię go za przeguby i tak wisimy, ale wiem, że już mi nie wyleci, że nie porwie go prąd.
Nie mam siły go wyciągnąć. Mały próbuje się wdrapywać, ciągnę go, ale zjeżdża po betonie i wtedy zaczynam krzyczeć, drzeć się, wrzeszczeć o pomoc.
Po jakimś czasie podbiega dziewczyna i łapie go za rękę. Pomaga mi go wyciągnąć. Mały cały mokry, szlochający, wyrywa się w szoku i biegnie bulwarami w kierunku taty. A ja siedzę na tym brzegu, wyję, trzęsę się i zadaję sobie pytanie co by było gdyby. Bo to był moment. Nie było tam ludzi. Nikt niczego nie zauważył. A mnie dane tam było być.
Moje książki mnie uratowały. Były alternatywą, gdy nie działo się u mnie dobrze, ale miałam coś, co podtrzymywało na duchu, coś co tworzyłam swojego. Teraz okazuje się, że uratowały też Maćka. Bo nic nie dzieje się bez przyczyny. Bo obiecałam wsiąść tego dnia na rower i dowieźć te kilka egzemplarzy do księgarni przy Wiśle, chociaż żar lał się z nieba.
Do diabła ze wszystkimi złymi myślami, gorszymi dniami. Życie! Po coś tam byłam! Cieszę się, że mogłam go uratować. Że te sekundy właśnie tak się zgrały, a ja zadziałałam instynktownie.
Nazywam się Kasia Szulik i chcę odszukać Maciusia. Chcę mu podarować moją książkę dla dzieci, z dedykacją od serca. Bo ona jest o strachu, ale też o odwadze. Może tato Maćka się ze mną skontaktuje prywatnie. Może nie. Mnie też kiedyś lekarze podarowali Melkę na nowo.
Facebook ma ogromną siłę - przez udostępnienia, tagowania i wszystkie techniczne myki. Może te słowa dotrą i odnajdą jego tatę. Dotrą do Maćka. Będę czekać. Wtedy po krótkiej wymianie zdań z tatą i przytuleniu mnie przez niego i podziękowaniach - odjechałam na rowerze. Byłam w szoku. Zawsze będę mieć w sercu tę sytuację. Bo mnie też pomogła. Nawet nie wiecie, jak bardzo..."
W rozmowie z nami autorka mówi, że nie jest to pierwsza tego typu sytuacja w jej życiu, bo już wcześniej zdarzyło jej się uratować starszego Pana, który chciał skakać z mostu Dębnickiego.
- Dla mnie to jest duża rzecz i też zmiana mojego myślenia. Trzeba myśleć pozytywnie, najważniejsze jest życie - podsumowuje Pani Kasia.
- Ranking TOP 15 najpiękniejszych plaż nad Bałtykiem. Są zachwycające!
- Najpopularniejsze rasy psów w Polsce. Które z nich są ulubieńcami Polaków? [TOP 12]
- Oferty pracy w Krakowie. Kogo szukają pracodawcy? TOP 33 fachowców
- Wielka impreza w Energylandii! 7. urodziny parku rozrywki i kolejki Ekipy
- Ogromna plaża pod Krakowem zachwyca nawet w pochmurne dni [ZDJĘCIA]
- Jak ochłodzić pokój bez klimatyzacji? Sprawdzone i skuteczne sposoby