Na zaplanowanie i szczegółowy podział ról mieli sporo czasu. Przez wiele dni obserwowali dozorców, by wybrać spośród nich tego najłatwiejszego do przechytrzenia i wykorzystać go do tegoż niecnego uczynku.
W upatrzony dzień, tuż nad ranem, sprowokowali nieszczęsnego strażnika, aby otworzył drzwi od celi i wszedł do środka. Dozorca Kumorniak niczego złego nie przeczuwał, bo jak twierdził, uciekinierzy zaprzyjaźniali się z nim od dłuższego czasu i urabiali na rzekome zaufanie i skruchę. Gdy Kumorniak wchodził do ciemnego pomieszczenia nie przeczuwał, że czeka go niespodzianka. Bandyci skoczyli nieszczęsnemu na głowę i kilkoma ciosami obezwładnili, a gdy próbował ostatkiem sił wyczołgać się na korytarz, przytrzasnęli mu głowę ciężkimi drzwiami.
Gdy trzej napastnicy pętali dozorcę, pozostali dwaj przekradli się na podwórze w celu sforsowania okalającego więzienie muru. Niestety, po drodze natknęli się na dozorcę, niejakiego Pacułę, a ten zastąpił im drogę wymachując na wszystkie strony dużym pękiem kluczy. Bandyci zauważyli w kluczach zwiększenie dla siebie szansy na ucieczkę i postanowili odebrać Pacule cenny rekwizyt - mieli zamiar uwolnić wszystkich więźniów.
Dozorca, bardzo dzielny człowiek, postanowił bronić się do upadłego, co przysporzyło mu kilka ran ciętych na rękach i sporo krwistych siniaków na ciele, szczególnie od kopania nogami obutymi w drewniaki. Pacuła kluczy nie oddał i narobił wielkiego krzyku, alarmując tym samym policjantów pełniących patrol na ulicy.
Na skutek alarmu wszczętego przez wrzeszczącego Pacułę policja otoczyła więzienie zbrojnym kordonem, odcinając bandytom drogę ucieczki, a ci z kolei, widząc beznadziejność swojej sytuacji, wycofali się do budynku, gdzie zastawili się w celi pryczami i wzięli półprzytomnego Kumorniaka na zakładnika. Pozostali więźniowie niebiorący udziału w ucieczce, widząc całe zamieszanie, wszczęli niebywały rwetes bijąc taboretami w drzwi i wznosząc wulgarne okrzyki w stronę dozorców i policjantów, a pod murami wzdłuż ulicy Bernardyńskiej zgromadził się tłum gapiów, dopingujący stróżów prawa do działania. Sytuacja stawała się bardzo gorąca.
Mediacje z bandytami trwały kilka godzin. Na miejsce tragedii przybył naczelnik więzienia i szef tarnowskiego posterunku Policji Państwowej. Przyparci do muru uciekinierzy zażądali dobrego jedzenia i papierosów, a gdy już sobie podjedli poprosili naczelnika więzienia o łaskę i łagodne potraktowanie. Na znak dobrej woli i pokojowych intencji wypuścili dozorcę Kumorniaka, a sami oddali się w ręce strażników.
W protokole traktującym o zajściu, napisanym przez naczelnika do władz wyższych, wyróżniono postawę dzielnego Pacuły, który dzięki swojej odwadze nie dopuścił do buntu więźniów i większych ofiar. Dozorca i jego kolega Kumorniak zostali nagrodzeni odpowiednią premią pieniężną, a uciekinierzy spędzili następne trzy miesiące w pojedynczych izolatkach, bez dobrego jedzenia i papierosów.
/za S. Potępa "Z życia półświatka"/