Sądowy finał głośnej afery z jednego z pensjonatów w Zakopanem, gdzie właścicielki zaatakowały turystów, którzy przyjechali na wypoczynek. Do zdarzenia doszło w sierpniu 2019 roku.
To właśnie wtedy rodzina z dwójką małych dzieci z Pomorza Zachodniego przyjechała do Zakopanego na wypoczynek. Turyści wynajęli przez portal rezerwacyjny apartament na zakopiańskiej Pardałówce. Po jednej nocy – jak mówią – zostali wyrzuceni na bruk. Matka dzieci wylądowała w szpitalu, mężczyzna trafił na komendę, gdzie złożył zeznania.
Kara więzienia w zawieszeniu
W wyniku śledztwa dwóm mieszkankom Zakopanego – Edycie S. i Stanisławie S. - śledczy przedstawili akt oskarżenia. Kobietom postawiono zarzuty z artykułów: 191 i 157 Kodeksu Karnego, czyli o stosowanie przemocy i gróźb karalnych w celu zmuszenia innych osób do określonych działań, a także spowodowanie lekkiego lub średniego uszczerbki na zdrowiu.
- Stanisława S. usłyszała wyrok sześciu miesięcy więzienia, a Edyta S. karę czterech miesięcy pozbawienia wolności. Obie te kary zostały warunkowo zawieszone na dwuletni okres próby – informuje sędzia Bogdan Kijak z Sądu Okręgowego w Nowym Sączu.
Ponadto obie oskarżone mają pisemnie przeprosić pokrzywdzonych. Krewkie góralki będą musiały także zapłacić kary grzywny – Edyta S. - 1500 zł, a Stanisława S. - 2000 zł.
Dodatkowo sąd zasądził zadośćuczynienie na rzecz pokrzywdzonych. Edyta S. ma zapłacić po 1000 zł turyści i jego żonie. Natomiast Stanisława S. na rzecz turysty ma zapłacić 1000 zł, a na rzecz jego żony – 1500 zł. Dodatkowo skazane mają zapłacić koszty procesowe, a także koszty zastępstwa procesowego na rzecz pokrzywdzonych.
Wyrok pierwszej instancji w sądzie rejonowym w Zakopanem zapadł 28 maja. Od tego wyroku skazane odwołały się do wyższej instancji. - Sąd Okręgowym w Nowym Sączu 3 listopada utrzymał w mocy wyrok sądu w Zakopanem – informuje sędzia Bogdan Kijak. Wyrok jest prawomocny.
- Na przeprosiny jeszcze się nie doczekaliśmy – mówi pan Czesław, poszkodowany turysta.
Zaczęło się od zauważonych uszkodzeń
Sprawa zrobiła się głośna, bo turyści nagrali całe zajście, a nagranie przekazali mediom. Widać i słychać na nim jak góralki atakują turystów, jak są agresywne i wulgarne.
Sami poszkodowani na rozprawie w Zakopanem szczegółowo opisali całe zajście. Zaczęło się od tego, że turyści zauważyli w apartamencie uszkodzenia, które chcieli zgłosić właścicielkom.
- Do apartamentu przyjechaliśmy po godz. 17. Przy wejściu do środka nie widzieliśmy właścicieli. Dostaliśmy SMS-em kod do skrzynki, w której był klucz. W środku zauważyliśmy, że w przedpokoju jest kamera obrotowa. To nas zdziwiło – mówi turystka z Pomorza Zachodniego.
Jak twierdzi kobieta, wieczorem zauważyła, że ubite jest lustro w jednym z pokoi. Podzieliła się tą informacją z mężem. Ten zrobił zdjęcia. I zaczął się rozglądać po innych pomieszczeniach, czy nie ma innych usterek. - Nie chcieliśmy, by nas oskarżono, że coś zniszczyliśmy – opisywało małżeństwo.
Następnego dnia rano wysłali MMS-y do właścicielki z informacją o znalezionych usterkach – oprócz lustra, nie działał zamek w drzwiach od łazienki, szwankowało oświetlenie w kuchni, a także była plama na kanapie. - Wyglądało jakby się tam ktoś zesikał – mówiła kobieta.
Dostali zwrotną wiadomość, że przed ich przyjazdem w apartamencie było wszystko w porządku, a jeśli nie odpowiada im pobyt w takim mieszkaniu, mogą się wyprowadzić. W trakcie rozmowy telefonicznej turyści powiedzieli, że w takim razie żądają zwrotu pieniędzy za pobyt.
Z paralizatorem na turystów
Z zeznań turystów wynikało, że po ok. 10-15 minutach przyjechały do mieszkania dwie kobiety. Od wejście atmosfera miała być bardzo napięta i nieprzyjemna. Góralki od początku miały nagrywać cała sytuację telefonem komórkowym, a także miały ze sobą paralizatory. - Rzucały wulgaryzmy w naszą stronę. Nazywały mnie debilem, mówiły, żebyśmy „spierd….li”. Nasze dzieci nazywały bachorami. Myśmy nie byli spakowani. Zaczęły zbierać pościel, ręczniki. W pewnym momencie jedna z pań wyrzuciła nasze torby na klatkę schodową – opisywali turyści.
Oni również zaczęli nagrywać całe zajście telefonem komórkowym. Prowiant zakupiony przez turystów został z lodówki wyrzucony przez okno na ogród.
Sytuacja stała się bardzo napięta. Doszło do przepychanek nie tylko słownych. - Starsza z Pań napluła mi w twarz co najmniej dwa razy – zeznawał w sądzie turysta. Twierdzi on, że został "dziubnięty" paralizatorem. Jego zdaniem był on włączony, o czym ma świadczyć wypalona dziura w jego koszulce. Z kolei jego żona zeznawała, że została paralizatorem uderzona.
Mężczyzna zeznał, że został popchnięty, wywrócił się i upadł na stolik. Ten się rozpadł. - Zaraz usłyszałem, że będę musiał za niego zapłacić 700 złotych – mówił w sądzie.
Na miejsce wezwana została policja i karetka pogotowia. Turystka została przez ratowników medycznych przewieziona do szpitala w Zakopanem.
- Na dnie Jeziora Czorsztyńskiego leży zatopiona wieś. Tak kiedyś wyglądało to miejsce
- "Bangladesz" na Siwej Polanie. Buda za budą, pamiątki, kiełbaski i lane piwo
- To był kiedyś legendarny budynek na Krupówkach. Dziś w budynku hula wiatr
- Tatry. Legendarny Mnich - marzenie turystów i taterników [NIESAMOWITE ZDJĘCIA]
- Jak wyglądało Zakopane 30 lat temu i jak wygląda teraz? Miasto bardzo się zmieniło
- Tatry. Remonty szlaków idą pełną parą. To ciężka ręczna robota [ZDJĘCIA]
