Do tragedii doszło w styczniu br. w domu Józefa S. Mężczyznę odwiedził 45-letni znajomy Adam Zawalonka. Razem pili, w pewnej chwili doszło do ostrej kłótni, a gość zaatakował gospodarza, groził, że go zabije.
- Odpowiedziałem, że nie da mi rady i że to ja pierwszy pozbawię go życia. Zacząłem dusić, aż przestał oddychać - potwierdził potem Józef S. To samo przed krakowskim sądem powtórzył średniego wzrostu, łysiejący, wyraźnie utykający, bo w przeszłości przeżył dwa wypadki samochodowe. Sędzia Aleksandra Sołtysińska-Łaszczyca dopytywała się oskarżonego o powód kłótni ze znajomym.
- Adam powiedział, że zamieszka u mnie w domu z sąsiadem Stefanem G. Wcześniej mieli mnie zabić i zakopać w piwnicy. Ja protestowałem - opowiadał. Po pobiciu i duszeniu Zawalonki, chciał go jednak ratować i ruszył w kierunku zabudowań sąsiadów. Chodził od domu do domu i prosił, by zawiadomić pogotowie. Nikt z mieszkańców nie traktował jego słów poważnie, bo już wcześniej bywało, że informował o przestępstwach, których nie było. Tego dnia był i u sołtysa, jego żona 59-letnia Lidia N. ze strachu nie wpuściła mężczyzny do środka, wysłała dalej do sąsiada Jacka S., ale i on poważnie nie potraktował gościa.
- Dzwoń na policję, bo chyba kogoś udusiłem - krzyczał Józef S. Nadaremnie. W końcu sąsiadka Jolanta A. wpuściła go do środka, by mógł od niej zadzwonić po pomoc.
- Udusiłem Adama. Przyjeżdżajcie - powtórzył dyspozytorowi pogotowia. Powiadomił też policję o zajściu. Faktycznie, w jego domu były zwłoki 45-latka. Pokrzywdzony miał 3,9 promila alkoholu we krwi.
Potem ludzie tłumaczyli się, że nie wpuszczali Józefa S. do środka, bo już wcześniej zdarzało się, że donosił o kradzieżach na swoją szkodę, napadach, raz powiadomił, że ktoś pozbawił życia jego... kozę. To też była nieprawda. Józef S. przed sądem nie odpowiadał za zabójstwo, ale za spowodowanie ciężkiego uszczerbku na zdrowiu, którego skutkiem była śmierć 45-latka, groziło mu od dwóch do 12 lat więzienia. Biegli psychiatrzy uznali, że dokonując przestępstwa miał ograniczoną poczytalność.
- To ważna okoliczność łagodząca. Podobnie jak ta, że oskarżony wyraził żal i skruchę, przyznał się do winy, nie mataczył- uzasadniała sędzia Aleksandra Sołtysińska-Łaszczyca. Ponadto po stwierdzeniu, że pokrzywdzony nie oddycha, Józef S. starał się ratować mężczyznę.
Zbuntowany jezuita. Przed Natankiem był ksiądz Kiersztyn
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!