Jak przyznają pracownicy Urzędu Marszałkowskiego w Krakowie, Bruksela oświadczyła, że nie przyzna ani złotówki dotacji na rozwój portu lotniczego pod Tatrami. W tej sytuacji jedynym ratunkiem dla pomysłu byłby prywatny inwestor, który sam musiałby wyłożyć nawet kilkadziesiąt milionów złotych na budowę lotniska. Takiego jednak nie widać.
Podhalańskie lotnisko miało być alternatywą dla zakorkowanej zakopianki, a także dodatkowym "oknem", które pozwoliłoby góralom szerzej otworzyć się na turystów z zagranicy. Zapowiedź budowy lotniska w ustach podhalańskich polityków pojawia się od minimum 10 lat. Promowali ją wspólnie burmistrzowie Zakopanego i Nowego Targu, dla których temat ten był jednym z najważniejszych w kampanii wyborczej 2010 roku. Zarówno Janusz Majcher, jak i Marek Fryźlewicz, zapowiadali wówczas, że w Nowym Targu powstanie długi na około kilometr asfaltowy pas startowy, na którym lądowałyby małe samoloty czarterowe (przewożące do 50 pasażerów). Turystów witałby terminal, z którego rozjeżdżaliby się do Zakopanego czy Białki Tatrzańskiej.
Niestety, temat po wyborach sprzed czterech lat pojawiał się w wypowiedziach polityków coraz rzadziej, by ostatnio zniknąć niemal całkowicie.
- Stało się tak, bo na dobrą sprawę nie ma już zupełnie o czym mówić - twierdzi Paweł Kos, prezes Aeroklubu Nowotarskiego, który administruje obecnym trawiastym lotniskiem w Nowym Targu. - Budowa lotniska jest dziś nierealna. Powiedział mi o tym marszałek województwa małopolskiego Marek Sowa, który swego czasu tak bardzo wspierał pomysł, że wpisał go nawet do strategii rozwoju Małopolski. Wówczas, gdy taki wpis powstawał, wszyscy myśleli, że kasę na lotnisko da Unia.
Teraz wiadomo, że to niemożliwe. - Obecnie Bruksela nie da nam pieniędzy na budowę portu lotniczego, nawet tak małego jak ten planowany w Nowym Targu - mówi Marek Sowa, marszałek Małopolski. - Po pierwsze najnowsza perspektywa finansowa nie dopuszcza możliwości wsparcia tego typu przedsięwzięć, a po drugie Unia kategorycznie zaprzestała wspierać projekty, o których już na starcie wiadomo, że nie będą rentowne. W Polsce tylko kilka lotnisk (Kraków, Warszawa i Gdańsk) potrafi się samodzielnie utrzymać. Do reszty dopłacają samorządy.
W Nowym Targu od początku było wiadomo, że port długo nie będzie zarabiał. Do lotniska dopłacałoby województwo i miasto. Nierentowność wynikać miała z faktu, że zbyt blisko (ok. 70 km) leży lotnisko w Balicach.
W tej sytuacji jedyną szansą na budowę lotniska na Podhalu jest pozyskanie prywatnego przedsiębiorcy, który wyłożyłby na budowę własne środki. Choć burmistrz Nowego Targu Marek Fryźlewicz przekonuje, że taki się znajdzie, to wątpią w to jednak ekonomiści, którzy słusznie zauważają, że biznesmen wybudowałby lotnisko (kosztem 80 mln zł), ale tylko po to, by na nim zarobić. A skoro port będzie deficytowy, to zarobku z takiego biznesu nie będzie.
Źródło: Gazeta Krakowska
