Trener Robert Saternus przyznaje, że szału nie ma, ale też nie ma powodów do paniki. Z ligi obligatoryjnie spadają dwa zespoły, a po jesieni zdecydowanie od reszty stawki odstają libiąski Górnik (zdobył zaledwie 2 pkt) i wyprzedzająca go Victoria Zalas (6 pkt) natomiast żareccy piłkarze mają na koncie 15 pkt.
- Na pewno wśród kibiców pozostaje lekki niedosyt, bo - skoro potrafiliśmy na własnym boisku zremisować bezbramkowo z liderującym Orłem Ryczów - czy w finale Pucharu Polski na ziemi chrzanowskiej pokonać trzecioligową Trzebinię Siersza, to nasz dorobek powinien być wyższy – analizuje Robert Saternus, trener Żarek. - Jednak trzeba pamiętać, że na tym szczeblu rozgrywkowym często obowiązki zawodowe nie pozwalają zagrać wszystkim zawodnikom.
Mówiąc te słowa szkoleniowiec miał na myśli choćby Jakuba Horawę, którego postawa decyduje o obliczu zespołu. Na co dzień jest strażakiem, więc nie zawsze mógł wspierać kolegów. - Być może wiosną właśnie pod tego zawodnika będziemy starali się ułożyć kalendarz spotkań, a to znaczy, że nie będziemy kurczowo trzymać się terminów niedzielnych – wyjawia trener Saternus.
Połowę rundy jesiennej stracił Michał Gucik, który ma za sobą czwartoligowy bagaż doświadczeń. Kontuzje na dłuższy czas wyeliminowały: Kamila Horawę, Łukaszów Piegzika i Palucha, czy Patryka Nędzę. - Wszystko skumulowało się po finale pucharowym z Trzebinią, więc wygrana nad Tempem była pierwszą od czasu pobicia trzecioligowca. Jeśli wyleczymy wszystkie kontuzje, to takim składem, jakim dysponujemy, jesteśmy w stanie powalczyć o wyższa lokatę niż na półmetku sezonu.