Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

W 1. pokoleniu polski imigrant skazany był w Ameryce na ciężką pracę

Małgorzata Iskra
Tadeusz Paleczny
Tadeusz Paleczny Katarzyna Prokuska
Z socjologiem prof. dr. hab. Tadeuszem Palecznym z Uniwersytetu Jagiellońskiego rozmawia Małgorzata Iskra.

Oburzamy się na dolegliwość zdobywania wiz amerykańskich. W tych dniach po raz kolejny oddaliła się perspektywa ich zniesienia, ale przecież - o czym pisze Małgorzata Szejnert w wydanym przez "Znak" reportażu dokumentalnym "Wyspa klucz" - wkroczenie na terytorium Stanów Zjednoczonych nigdy nie było łatwe.__
Przynajmniej przez 50 lat, począwszy od 1820 roku, Stany były krajem absolutnie otwartym. Potrzebowały imigrantów i wręcz zachęcały do przyjazdu, finansując podróż z Europy, rozdając ziemię na bardzo korzystnych warunkach.

To był zresztą interes dwustronny: Stany Zjednoczone potrzebowały rąk do pracy, a biedni chłopi europejscy pracy, która chroniłaby ich rodziny przed głodem. Amerykanie otwierali w Hamburgu, Bremie, czy Sztokholmie biura organizujące takie wyjazdy dla ludności protestanckiej. W połowie XIX wieku, gdy chcieli pozyskiwać więcej imigrantów, biura rozciągnęły działalność na katolików: Irlandczyków oraz niemówiących po angielsku Włochów i Polaków.

Czy brak znajomości języka angielskiego miał wpływ na przyszłość Polaków w Ameryce?__
Chociaż w tej pierwszej emigracyjnej fali przybyło wielu Polaków-rolników, a właśnie głównie farmerów Ameryka potrzebowała, to właśnie z powodu nieznajomości angielskiego nie trafiali oni do uprawy ziemi, lecz do wielkomiejskich fabryk i stalowni.

Tu wykonywali prostą pracę fizyczną, a osiedlający się wcześniej i znający język angielski Irlandczycy awansowali ich kosztem. Polski chłop musiał pokonać ogromny dystans cywilizacyjny między opuszczoną wiejską chatą, a życiem w mieście z 20-piętrowymi wieżowcami. W pierwszym pokoleniu polski imigrant skazany był na ciężką pracę.
Z opisu Małgorzaty Szejnert wynika jednak, że w punkcie imigracyjnym na nowojorskiej wyspie Ellis nie wszystkich przybyszów witano z otwartymi rękoma.__
Ograniczenia w przyjmowaniu imigrantów pojawiły się w latach 80. XIX wieku, kiedy to Kongres uchwalił, aby nie przyjmować ludzi zakaźnie chorych, analfabetów i robotników bez kwalifikacji. Nie stosowano się jednak do tego zbyt skrupulatnie. Restrykcje pojawiły się dopiero po 1917 roku, gdy prezydent Wilson podpisał tę uchwałę.

Przyzna Pan, że diagnozowanie jaglicy buttonhookiem - narzędziem do zapinania guzików, może szokować.__
Ale tylko dziś, gdy obowiązuje inna kultura medyczna. Inspektorzy pracujący na wyspie mieli zaledwie kilka sekund, aby orzec, czy stan zdrowia przybysza wzbudza wątpliwości. Podejrzanych wyławiali z ludzkiej fali, wylewającej się z promu.

Przybysze z Europy przypływali nim na Ellis Island wprost ze statku, na którym większość z nich spędziła w nieludzkich warunkach kilka tygodni - przeważnie pod pokładem - i gdzie nierzadko wybuchały epidemie. Stacja na wyspie była więc też miejscem kwarantanny.

Inspektorzy szukali wśród imigrantów zresztą nie tylko ludzi z jaglicą czy z widocznymi deformacjami ciała, ale również z defektami psychicznymi. Podejrzanych znaczyli, dla bardziej szczegółowych badań, kredą. Osoby ostatecznie zdyskwalifikowane musiały wrócić do kraju, z którego przybyły, chociaż była to dla nich tragedia, bo nie zostawiły tam przeważnie żadnego mienia.
Jak wyglądała ta droga do raju?__
Jest w książce nakreślony obrazek masywnych schodów prowadzących z sali, gdzie odbywała się wstępna inspekcja. Schodów podzielonych na trzy oddzielone barierkami linie ruchu: lewa prowadziła do nowojorskiego promu, prawa do kolejowej kasy biletowej - i to były przepustki do nowego życia - a środkowa odbierała na nie nadzieję. Generalnie jednak władze imigracyjne przejawiały życzliwość wobec przybyszów z Europy.

Jednak zdarzało się, że pozbawiano prawa do pozostania w Ameryce osoby zagubione w nowej sytuacji. Brano je za chore umysłowo.__
W końcu jednak uwzględniono fakt, że przybyli z innego świata, więc są przestraszeni i niepewni siebie. Odtąd sprawdzano ich przytomność umysłu uniwersalnymi sposobami. Pamiętajmy przy tym, że niekiedy przez Ellis Island przewijało się 5 tys. osób dziennie, a jedynie dwieście-trzysta osób było odsyłanych z powrotem do kraju. Dla niektórych wyspa była pewnie czyśćcem, ale dla większości ścieżką do raju. Jest tak, że statystyki mówią o milionach ludzi, którzy dostali przepustkę do nowego życia, ale do nas bardziej przemawiają jednostkowe historie.

A na tej wyspie rozegrało się wiele tragedii.__
Bywało, że rozdzielano rodziny, gdyż któryś z jej członków otrzymywał odmowę wstępu do Stanów. Takie historie jak dziewczynki Pauli Pitum, uznanej za niedorozwiniętą umysłowo, która wiele lat czekała na połączenie z rodziną, mieszkając na przemian na Ellis Island i z rodzicami, w której sprawie interweniowali Amerykanie, muszą wzruszać. Albo odmowa wpuszczenia na terytorium Stanów z powodu braku wymaganych 10 dolarów. Czy silna w pewnym okresie dyskryminacja imigracyjna Żydów.

Niektóre rodziny nie mogły się połączyć z zupełnie innych powodów.
Zazwyczaj pierwszy wyruszał do Ameryki ojciec rodziny. Potem ściągał żonę i dzieci. Rzecz jednak w tym, że w przypadku Polaków, Rosjan czy Żydów cenzura carska czasem zatrzymywała korespondencję, więc wtedy kontakty się urywały. Zachował się list Józefa Jagielskiego, który nigdy nie dotarł do żony Franciszki, z rozbrajającym wyznaniem: "… a nie chcesz mi odpisać, czyś się rozgniewała, czy o mnie nie stoisz, bo ja tysz mogę się pogniewać, i co ci powiedzić dobrego, bo w Ameryce dużo żonów można nabyć za małe pieniedze". Reporterce udało się jednak ustalić, że rodzinie Jagielskich z Dulska udało się w końcu po 20 latach razem osiedlić w stanie Pensylwania.
Z czasem brama do Ameryki stawała się ciaśniejsza. Dlaczego?

Pojawiło się pojęcie kwot, czyli rocznego limitu przydzielanego poszczególnym nacjom. Kwota dla Polaków wynosiła początkowo 6 tysięcy, później została nieznacznie zwiększona. Znane są przypadki, że statki ścigały się, aby zmieścić się w limicie. A gdy im się nie udało, czekały kilka tygodni na morzu, aż będzie kolejny przydział, bo było to tańsze niż powrót do Europy.

Muzeum na Ellis Island zgromadziło wiele relacji osób, które tam zyskały prawo wjazdu do Ameryki. Dlaczego tak niewiele wśród nich jest wspomnień Polaków?__
Gdy je zbierano Polacy byli zajęci ekonomicznym awansem. W większości nie znali angielskiego, w którym mogliby opisać swoje losy.

Obowiązywało "prawo trzech pokoleń": pierwszym pokoleniem był mówiący po polsku Polak-etnik, drugim dwukulturowy i dwujęzyczny Polish-American, a trzecim Amerykanin polskiego pochodzenia. Można było liczyć, że dopiero on i jego dzieci wykażą zainteresowanie rodzinną przeszłością.

Wprowadzono wizy, przynajmniej dla niektórych nacji. Do Stanów przylatuje się samolotem. Ellis Island, które jako punkt imigracyjny funkcjonowało od 1892 do 1954 roku, przestało być potrzebne i od dawna jest już tylko muzeum. Czy w przeszłości wyspa dobrze spełniała swoją rolę?__
Usytuowanie bazy imigracyjnej na wyspie było z punktu widzenia organizacyjnego dobrym pomysłem. Łatwiej było zorganizować życie dla tysięcy przebywających czasowo tam ludzi, eliminować handel żywym towarem, czy prowadzić kwarantannę.

Również w Brazylii, która w II połowie XIX wieku była drugim po Stanach centrum imigracyjnym, taki punkt urządzono na Wyspie Kwiatów, nieopodal Rio de Janeiro.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska