W Republice Środkowej Afryki (RCA) wrze. W północnej części kraju, gdzie swoje misje mają m.in. kapucyni z Polski, trwają ataki rebeliantów z ugrupowania Seleka. Napastnicy używają moździerzy. Według agencji Reuters, zginęło ponad 60 osób.
Na razie nie wiadomo, żeby któryś z zakonników był ranny. Nie ze wszystkimi miejscowościami jednak jest kontakt. - Bracia mówili, że tej nocy w miejscowości Gandaye została użyta ciężka broń. Kilkanaście domów zostało spalonych. Zakonnicy słyszeli wybuchy, prawdopodobnie z moździerzy - mówi brat Tomasz Grabiec, sekretarz ds. misji w krakowskiej prowincji kapucynów.
Przebywający w tym rejonie zakonnicy zostali na miejscu.
Brat Grabiec dodaje, że w miejscowości Ndim mieszkańcy wysadzili most, by rebelianci się do nich nie dostali. - Wiemy jednak, że rebelianci go naprawili. Nie wiadomo, co się stało z mieszkańcami. Jest tam też dwóch naszych misjonarzy, próbujemy się z nimi skontaktować - dodaje.
Tymczasem z informacji tarnowskiej kurii wynika, że ich misjonarze w RCA nie ucierpieli. Wczoraj kontaktował się nimi ks. dr Krzysztof Czermak, wikariusz biskupa tarnowskiego ds. misji. - Wszyscy przekonywali, że są bezpieczni i nie zamierzają opuszczać swoich placówek - twierdzi.
W ostatnich tygodniach dochodziło wprawdzie na terenie misji do napadów i kradzieży, ale nikomu nic się nie stało. Normalnie pracuje też m.in. szpital dla Pigmejów w Bagandou, który powstał i jest prowadzony dzięki datkom z kolędy misyjnej w diecezji tarnowskiej. Kieruje nim tarnowianka Elżbieta Wryk. - Bardzo martwię się o córkę. To chyba zrozumiałe w sytuacji, kiedy słyszy się tyle o tym, co tam się dzieje. Rozmawiałam z nią w poniedziałek przez Skype'a. Była dobrej myśli. Mówiła, że sytuacja się uspokaja. Moich obaw jednak nie rozwiała - mówi Cecylia Wryk, jej matka.
Rebelianci z Seleki to najeźdźcy z Czadu i Sudanu. Rok temu obalili dotychczasowego prezydenta RCA, Francois Bozize. Nie mają pieniędzy, więc dopuszczają się rabunków. Kraj pogrążony jest w wojnie domowej.
Jak mówią duchowni, konflikt w RCA nie ma podłoża religijnego. - Ponad połowa mieszkańców to chrześcijanie, organizujący się w grupy samoobrony (tzw. milicja, Anti-Balaka), a napastnicy z Seleki to muzułmanie. Jednak ich religijność jest bardzo płytka i to nie jest prawdziwy powód walk - mówi brat Grabiec.
Dodaje, że faktycznie, z początku to chrześcijanie (50-60 proc. społeczeństwa RCA) byli napadani przez Selekę. Jednak w grudniu 2013 r. ktoś z kolei podpalił muzułmański dom modlitwy w stolicy kraju, Bangui. - Wiem o sytuacjach, kiedy to muzułmanie szukali schronienia na terenie misji - dodaje ks. Czermak.
Jak podkreśla brat Grabiec, prawdziwym powodem walk są diamenty, złoto i ropa. A zachodnie mocarstwa, np. Francja, mogłyby zapobiec rozlewowi krwi, gdyby tylko chciały.
- Żołnierze francuscy wiedzieli, że rebelianci, pochodzący głównie z Czadu i Sudanu, będą się cofać na północ, w stronę granicy z Czadem. I będą palić i rabować. Mogli ich rozbroić, ale nie zrobili tego - dodaje brat Grabiec.
Dziś w Ministerstwie Spraw Wewnętrznych odbędzie spotkanie z przedstawicielami zakonu kapucynów w sprawie ewakuacji osób świeckich (mężczyzn i kobiet) z misji w Republice Środkowej Afryki.
W Republice Środkowoafrykańskiej pracuje ponad 30 misjonarzy z Polski, z czego 13 (10 księży i trzy osoby świeckie) pochodzi z diecezji tarnowskiej. Ewangelizują, uczą, prowadzą przytuliska i szpital
Artykuły, za które warto zapłacić! Sprawdź i przeczytaj
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!
"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+