Czy kusiło cię kiedyś, by swojemu szefowi wręczyć karykaturę?
Kusi mnie wiele twarzy, zwłaszcza tych charakterystycznych. Tak się jednak złożyło, że żaden z moich dotychczasowych szefów nie stał się obiektem mojego rysowania.
Karykatury bywają czasem złośliwe. Miałeś kiedyś przypadek, że ktoś poczuł się obrażony twoim rysunkiem?
Karykatury rysuję bardzo okazjonalnie. Wydaje mi się, że to są bardziej portrety z lekkim zabarwieniem humorystycznym, nieuwypuklające żadnych cech negatywnych. Nie dotarły do mnie nigdy żadne głosy mówiące o obrażonych modelach. (śmiech)
Co jest dla Ciebie inspiracją do satyrycznych rysunków - musisz się zdenerwować czy zachwycić?
O, to bardzo w sumie proste. W parku miejskim jest takie drzewo z dziuplą i w niej raz w tygodniu znajduję listę tematów. (śmiech) A tak na poważnie, to inspiracją może być wszystko, zasłyszana rozmowa, jakiś news z mediów. Rysunki biorą się zewsząd, nie są pochodną jakiejś jednej konkretnej emocji. Prościej jest w przypadku konkursów, wtedy jest konkretny temat, który determinuje kierunek pracy.
A kto jest twoim pierwszym recenzentem?
W tej chwili chyba córka, często siada koło mnie, gdy pracuję, i zagląda mi przez ramię. Staram się też sam siebie recenzować, tak by to, co pokazuję, miało jak najwyższą jakość.
Plakaty? Nie jesteś szerzej znany z tego obszaru twórczości.
Pierwszy plakat wykonałem kilka lat temu na konkurs organizowany w ramach festiwalu filmowego w Zwierzyńcu. Wtedy też nawiązałem kontakt z dystrybutorem filmowym. Wykonałem dotychczas około 20 plakatów, głównie do filmów prezentowanych w kinach studyjnych. To nie jest kino typu hollywoodzkiego, choć oczywiście są to filmy bardzo wybitne.
Która to już Twoja indywidualna wystawa?
Gdy tak sobie liczę, to wychodzi mi, że szósta.
Rozmawiał Lech Klimek